"Nasz system nie powinien kostnieć"
Łukaszenka przyznał, że być może będzie potrzebna korekta obecnej polityki. - Coraz częściej myślimy nad tym ze swoimi kolegami i dochodzę do wniosku, że nie powinniśmy stać w miejscu. I nawet obecny system władzy i ustrój społeczny nie powinien kostnieć, bo nastąpi zastój, jak to się zdarzało w historii naszego wielkiego kraju – oznajmił. Zapewnił przy tym, że zostanie zbudowana demokratyczna Białoruś, gdzie będzie cenić się przede wszystkim życie człowieka, jego spokój i dobrobyt.
Czytaj też na Wprost.pl:
Zamachowiec z Mińska doprasza się łaski
Nawiązując do kryzysu w Europie, Łukaszenka dodał: „Może się okazać, że na tym tle Białoruś wkrótce będzie jednym z najbardziej liberalnych państw świata". Poruszył też temat grupy Rewolucja Poprzez Sieci Społeczne (RPSS), która inicjowała milczące protesty na Białorusi. - Za każdym działaniem przeciw naszemu krajowi stoją konkretni ludzie z wielkimi workami pieniędzy, uzbrojeni w najnowocześniejszą broń, w tym media – oznajmił.
Jako przykład podał jednego z liderów ruchu RPSS Wiaczasłaua Dzijanaua, który mieszka w Polsce. - Jak zdałem sobie sprawę, że tego nie można ignorować, wezwałem służby specjalne i poprosiłem o pełną informację o tym, co się dzieje, poczynając od Dzijanaua, którego nasza "piąta kolumna" i cała prasa brukowa cytowała jak bohatera – powiedział Łukaszenka.
"Każda rewolucja kończy się wielkim oszustwem"
- I co się okazało? Że siedzi w Polsce za kamiennymi ścianami pod ochroną służ specjalnych. Nie ma tam żadnych białoruskich rewolucjonistów. To ci, którzy od początku walczyli i walczą przeciwko nam, posługują się naszymi chłopakami, którzy popędzili za pieniędzmi i wpadli w ich sieci – oświadczył. Zaznaczył przy tym, że na Białorusi jest bardzo prosty sposób zmiany władzy, a mianowicie wybory. - Każda rewolucja zaczyna się od pięknych słów, ale zawsze kończy się wielkim oszustwem - dodał.
Klaskanie zabronione
Milczące protesty, których uczestnicy umawiali się przez internet, odbywały się na Białorusi w czerwcu i lipcu co środę. Ich uczestnicy przychodzili wieczorem na centralne place swoich miast. Sygnałem protestu przeciw polityce władz było wspólne klaskanie, czasami tupanie. Nie wznoszono żadnych haseł, nie nawiązywano do zabronionej opozycyjnej symboliki narodowej. Z czasem milicja zaczęła zatrzymywać, często w sposób brutalny, uczestników tych akcji, a sądy skazywały ich na areszt administracyjny.
zew, PAP