Piotr Cykowski z programu tybetańskiego Fundacji Inna Przestrzeń ocenił, że prezydent odwiedza Chiny "w dramatycznie trudnym dla Tybetańczyków czasie". - Od marca 2011 r. jedenaście osób, w tym młodzi mnisi i mniszki, dokonało samospalenia w akcie protestu przeciw skrajnie represyjnym działaniom chińskiego rządu wymierzonym w fundament tybetańskiej tożsamości i kultury - religię. Siedmiu z nich zginęło - przypomniał Cykowski.
- To wydarzenia bez precedensu, jeśli chodzi o formę i skalę protestu w Tybecie. Cóż jeszcze więcej mają zrobić Tybetańczycy, aby światowi przywódcy w faktyczny sposób zainteresowali się ich losem i podjęli realne działania, by pomóc rozwiązać trwający od 50 lat konflikt? - pytał retorycznie Cykowski. W związku z kolejnymi samopodpaleniami Tybetańczyków społeczność międzynarodowa wezwała światowych przywódców o podjęcie zdecydowanych działań dyplomatycznych związanych z kryzysem praw człowieka w Tybecie. Pod apelem podpisało się pięciu laureatów Pokojowej Nagrody Nobla, w tym prezydent Lech Wałęsa, arcybiskup Desmond Tutu i adwokatka Szirin Ebadi.
Cykowski podkreślił w rozmowie z PAP, że "żaden z dotychczasowych polskich polityków tej rangi odwiedzających Chiny nie miał mocniejszego moralnego zobowiązania niż Bronisław Komorowski, ale także merytorycznego zaplecza w swoim najbliższym otoczeniu, aby mówić o fundamentalnych prawach człowieka, mówić w imieniu prześladowanych i więzionych za poglądy i działania polityczne". W samym Tybecie są setki, a w całych Chinach tysiące takich osób, wśród nich m.in. laureat Pokojowej Nagrody Nobla sprzed roku, Liu Xiaobo.
Cykowski powiedział, że "nie ma złudzeń, że wizyta ta ma głównie wymiar gospodarczy i że Chiny rozgrywają swoje karty w czasach europejskiego kryzysu". Zastrzegł przy tym, że Polska "nie może zamieniać słów o solidarności we frazes, czcić ofiar stanu wojennego, jednocześnie zamykając oczy na dramat Tybetańczyków czy Ujgurów, o których świat nie przypomina". Dlatego - jak przypomniał - Fundacja Inna Przestrzeń, wspólnie z dwiema innymi organizacjami działającymi na rzecz praw człowieka na świecie (Amnesty International i Fundacją Instytutu Lecha Wałęsy) podniosła kwestie Tybetańczyków, Ujgurów, Liu Xiaobo w liście wysłanym 10 grudnia do prezydenta Komorowskiego. 10 grudnia obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Praw Człowieka. Jak dodał Cykowski, odpowiedź do tej pory nie nadeszła. Protybetański działacz zwrócił uwagę, że wizyta Komorowskiego "to także szczególny moment, gdy głos Polski ma znaczenie ze względu na przewodnictwo w Radzie UE, która w deklaracjach często odwołuje się do praw człowieka i demokracji, zapominając nieco o faktycznych działaniach". - Liczymy, że na różne sposoby podczas wizyty tej rangi kwestie fundamentalne, jakimi są prawa człowieka, zostaną w odpowiedni sposób poruszone - dodał.
W 1959 r. w Lhasie, stolicy Tybetu, wybuchło krwawo stłumione antychińskie powstanie, a duchowy przywódca Tybetańczyków Dalajlama XIV, wraz z 80 tys. uchodźców, wyemigrował do Indii. Działacze na rzecz wolnego Tybetu twierdzą, że od tego czasu drastycznie stłumiono kulturę tybetańską, a tysiące Tybetańczyków znalazło się w więzieniach, gdzie są głodzeni i poddawani torturom. W ubiegłą sobotę z okazji Międzynarodowego Dnia Praw Człowieka ambasador USA w Chinach Gary Locke zaapelował do władz tego kraju o poprawę sytuacji w dziedzinie praw człowieka, przywołując przypadek Liu Xiaobo. Jak podkreślił, ochrona praw człowieka w ChRL nie idzie w parze z ogromnymi osiągnięciami gospodarczymi.