Były minister obrony narodowej tłumaczy, że zwrócił uwagę Edmundowi Klichowi na fakt, że tezy o ewentualnej winie Rosjan opierał on w meldunku na doświadczeniach polskich. - Więc ta teza nie wynika z materiału prawnego i badania jak to jest w Rosji. Sformułowanie takiej tezy było zbyt wczesne, i dlatego zwracam uwagę panu Edmundowi Klichowi, aby nie szafował opiniami zanim nie zakończy pracy komisji - tłumaczy dziś były szef MON. - Najpierw trzeba zebrać dane, potem je zweryfikować, potem stawiać hipotezy robocze, a dopiero na koniec można przedstawiać opinie, które mają charakter wniosku. A nie odwrotnie - dodaje.
Ze stenogramu rozmowy Bogdana Klicha i Edmunda Klicha wynika, że minister spytał szefa komisji o tezę, zgodnie z którą "odpowiedzialna (za katastrofę smoleńską - red.) jest strona rosyjska". "Zaskoczył fakt sformułowania na tak wczesnym etapie tej tezy, tam pan to wyboldował tłustym drukiem, że odpowiedzialna jest strona rosyjska" - mówi ówczesny szef MON. "Bazowałem na tym, że w naszych warunkach, polskich, my byśmy to zamknęli, bo my mamy takie procedury, prawda, że byłoby zamknięte" - odpowiada Edmund Klich. "To jest dla nas zaskakujące. Ten dokument nie ma statusu prawnie żadnego. Dokumenty, które nie mają prawnie wiążącego statusu, zawsze mogą gdzieś wypłynąć. W związku z tym sformułowanie przez przewodniczącego komisji takiej tezy na tym etapie jest sprawą… no, kłopotliwą" - replikuje Bogdan Klich.
Radio Zet, arb, niezalezna.pl