Przed końcem demonstracji rządząca Egiptem Najwyższa Rada Wojskowa wystosowała przeprosiny za - jak to ujęła - "przypadki naruszania" prawa. Wojskowi obiecali, że osoby odpowiedzialne zostaną ukarane.
Sekretarz stanu USA Hillary Clinton potępiła brutalność, z jaką siły bezpieczeństwa w Egipcie traktują uczestniczki protestów. - Kobiety w Egipcie są bite i poniżane na tych samych ulicach, gdzie kilka miesięcy wcześniej ryzykowały życie dla powodzenia rewolucji. Systematyczna degradacja kobiet w Egipcie to plama na fladze rewolucji i hańba dla państwa - oświadczyła szefowa amerykańskiej dyplomacji.
20 grudnia to piąty dzień protestów na placu Tahrir, które skierowane są przeciw Najwyższej Radzie Wojskowej, która sprawuje władzę od obalenia w lutym prezydenta Hosniego Mubaraka. Żołnierze po raz kolejny próbowali usunąć demonstrantów z placu, używając w pałek i ostrej amunicji. Cztery osoby zginęły, piąta jest w stanie krytycznym.
Według naocznych świadków, cytowanych na stronie internetowej brytyjskiego dziennika "The Guardian", starcia między demonstrantami i siłami bezpieczeństwa wybuchły, gdy ci pierwsi próbowali obalić ceglany mur postawiony przez policję, by zablokować dostęp do parlamentu. - Setki policjantów i żołnierzy wkroczyło na plac i zaczęło strzelać. Ścigali demonstrantów, niszcząc wszystko na swej drodze, w tym leki i koce - powiedział świadek wydarzeń cytowany przez agencję Reuters.
zew, PAP