Czy Tusk i Klich wybierają się na pogrzeby polskich żołnierzy?

Czy Tusk i Klich wybierają się na pogrzeby polskich żołnierzy?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sierpień 2008 r. Po śmierci trzech polskich żołnierzy do Sharany - jednej z wojskowych baz w Afganistanie - przyjechał premier Donald Tusk. Z troską pochylił się nad losem kontyngentu. Obiecał pomoc. I co? I nic.
Jako członek PKW Afganistan byłem wtedy na misji. Pamiętam atmosferę w namiocie, w którym do dnia ataku mieszkali polegli. Rozmawiałem z członkami ich pododdziału. Dwa tematy zdominowały rozmowę - wspominanie tych, którzy zginęli oraz szukanie przyczyn ich śmierci. Pamiętam też komentarze związane z wizytą Donalda Tuska. Wszyscy w bazie - szeregowi, podoficerowie i oficerowie - mówili jedno: przyjechał, żeby przed kamerami wystąpić na tle afgańskiego piasku. Nikt w bazach nie wierzył, że po tej wizycie nastąpi odczuwalna poprawa.

W 2008 r. nasi saperzy zginęli na tej samej drodze, na której dziś zginęło pięciu kolejnych polskich żołnierzy. I z tych samych powodów - braku odpowiedniego sprzętu. W ciągu ostatnich trzech lat przybyło tych, którzy wrócili z afgańskiej misji okryci biało-czerwoną flagą. Większość poległych zginęła w pojazdach, które najechały na miny. W takim przypadku życie polskich żołnierzy zależy tylko od siły ładunku - jeśli ładunek waży 10 kilogramów, jest szansa. Jeśli 100 kilogramów - nie ma nadziei. Tyle że dla nikogo w Dowództwie Operacyjnym Sił Zbrojnych (odpowiedzialnym za dowodzenie polskimi żołnierzami poza granicami kraju) ani w Ministerstwie Obrony Narodowej nie powinno być to zaskoczeniem. Nie jest też tak, że na miny ukryte w nawierzchni drogi, pod drogą (w przepuście) oraz na poboczu nie ma mocnych. Strat nie da się wprawdzie całkowicie uniknąć, ale można zmniejszyć ich prawdopodobieństwo. Służy do tego RCP - Road Clearance Package. To zespół wysoko wyspecjalizowanych pojazdów saperskich, których zadaniem jest oczyszczanie drogi z ładunków zostawionych przez terrorystów. Amerykanie używają takich pojazdów od lat. My nie. Czasem polski patrol czy konwój korzysta z ochrony zestawu amerykańskiego, ale to raczej wyjątek niż reguła. Priorytetem dla Amerykanów są jednak zawsze Amerykanie - dopiero jeśli dysponują oni akurat wolnymi środkami, przydziela się je innym nacjom, w tym Polakom. Dlatego Polacy powinni dbać o siebie sami. Za brak RCP ktoś w Polsce powinien stanąć przed sądem.

MON tłumaczył braki w sprzęcie brakiem środków. Czyli klasycznie - "nie stać nas". To kłamstwo. Po kolejnych niepotrzebnych śmierciach pytam Donalda Tuska, Tomasza Siemoniaka, ale przede wszystkim Bogdana Klicha - dlaczego w każdej polskiej bazie w Afganistanie nie ma dwóch zestawów RCP? Dlaczego w resorcie znalazły się pieniądze na zakup samolotów Bryza, dlaczego znalazły się środki na przejęcie od USA zabytkowych Herculesów, dlaczego wreszcie wyrzucono ponad miliard złotych na kadłub korwety "Gawron"? Kto zdecydował, że na te wszystkie cele pieniądze były, a na najważniejszą (i najbardziej niebezpieczną) misję polskiej armii już ich zabrakło? Kto podjął te decyzje? I czy ten ktoś wybiera się na pogrzeb piątki poległych?Odpowiedzialność polityczną za braki w sprzęcie Polaków ponoszą były szef MON Bogdan Klich i jego przełożony premier Donald Tusk. Tomasz Siemoniak także ponosi za to odpowiedzialność, jeśli przez te pół roku nie zrobił nic, by zapewnić polskim żołnierzom w Afganistanie odpowiednie wyposażenie.

Jeśli państwo polskie nie jest w stanie zapewnić żołnierzom niezbędnego sprzętu, bo jest właśnie zajęte wydawaniem pieniędzy na szlifowanie kadłuba wirtualnej korwety "Gawron", albo rozdawanie odznaczeń "za zasługi dla obronności kraju" - niech natychmiast wycofa kontyngent z Afganistanu. Niech nasi żołnierze wrócą do kraju choćby jutro.  Bo przy obecnym kształcie misji nie rozwiążemy żadnego z problemów Afganistanu. Nie ma powodu, aby polscy żołnierze ginęli na darmo.