Tysiąc pijanych kierowców może wydawać się liczbą marginalną – zważywszy, że nasz obdarzony ułańską fantazją naród liczy ok. 37 milionów obywateli. Tylko że ten tysiąc to dopiero wierzchołek góry lodowej – to ci, którzy mieli pecha trafić na jednego z 10 tysięcy policjantów. A ilu ominęło policyjne patrole? Ilu wsiadło do samochodów prowadzonych przez „zmęczonego" kierowcę i nie zająknęło się nawet słowem na temat tego, że prowadzenie samochodu po alkoholu to nie jest najlepszy pomysł na udane Święta? Ilu nie wsiadło do samochodu, ale przemierzało zygzakiem drogi krajowe wracając na piechotę z Wigilii, pasterki, świątecznego obiadu?
Pijany człowiek na drodze jest potencjalnym zabójcą – nawet jeśli na co dzień jest przykładnym obywatelem, chodzi grzecznie do pracy, płaci podatki i pomaga domom dziecka. Gdyby ryzykował wyłącznie swoje życie – można byłoby wzruszyć ramionami i uznać, że „z tylu różnych dróg przez życie każdy ma prawo wybrać źle". Ale pijany uczestnik ruchu drogowego nie pozostawia wyboru również innym. I nie dotyczy to tylko kierowców, ale również innych uczestników ruchu drogowego: pieszych, rowerzystów. Bo pijany przechodzień, który zdecyduje się na spacer środkiem nieoświetlonej drogi ma takie same szanse na spowodowanie wypadku, jak pijany kierowca jadący po tej drodze. Może bowiem trafić na trzeźwego kierowcę (na szczęście tych jest chyba wciąż więcej), który zrobi wszystko, aby go nie zabić – ale czasem oznacza to ryzyko zabicia siebie.W Teksasie mężczyzna przebrany za Św. Mikołaja zabił w tym roku sześć osób, a potem zastrzelił siebie. Szokujące? A niby dlaczego? Ilu polskich Św. Mikołajów wypija strzemiennego, pakuje rodzinę do samochodu i siada za kółkiem? Bo jakoś to będzie, prawda? Bo złe rzeczy zdarzają się tylko innym? Bo są Święta, więc można sobie odpuścić? Bo… Pisk hamulców. Koniec. Drugiej szansy nie będzie.
Nie, nie mam złudzeń – w następny weekend będziemy witać Nowy Rok i znów iluś tam policjantów zatrzyma na drogach iluś tam pijanych kierowców, a kilkudziesięciu uczestników ruchu drogowego powita 2012 rok w kostnicy. Ale mam nadzieję, że ty, który czytasz ten komentarz – nie znajdziesz się w tym gronie.