Seremet zaznacza przy tym, że zupełnie inną sprawą jest chęć uzyskania przez prokuratorów dostępu do SMS-ów dziennikarzy. - Uważam to za niedopuszczalne. Na razie zleciłem zapoznanie się z aktami tej sprawy i dokonanie odpowiedniej analizy. Nie mam jeszcze jej wyników, ponieważ pokrzywdzeni dziennikarze noszą się z zamiarem złożenia zażalenia, więc będzie to oceniał sąd, ale jeśli okaże się postępowanie prokuratora były szersze niż to, co dopuszcza prawo, to wyciągnę konsekwencje - zapewnia.
W całej sprawie chodzi o umorzone w połowie grudnia śledztwo dotyczące prok. Marka Pasionka. Badano w nim, czy doszło do "ujawnienia osobie nieuprawnionej informacji stanowiącej tajemnicę służbową" oraz "publicznego rozpowszechniania wiadomości pochodzących z postępowania przygotowawczego" dotyczącego katastrofy smoleńskiej. W czasie śledztwa badany był też wątek rozpowszechniania informacji ze śledztwa bez wymaganego zezwolenia przez dziennikarzy "Rzeczpospolitej". Wszczęte w prokuraturze wojskowej w Poznaniu postępowanie trafiło do Warszawy, gdzie umorzono wszystkie pięć wątków śledztwa. W wątku dotyczącym rozpowszechniania informacji przez dziennikarzy sprawę umorzono z powodu znikomej szkodliwości społecznej czynu. Według "Rzeczpospolitej" prokuratura miała jednak wcześniej analizować billingi i SMS-y dziennikarzy.
Radio Zet, arb, PAP