Po kilkunastu minutach akcja siada. Tymochowicz, chcąc uratować show, postanawia zrobić niespodziankę i przejść na stronę pielęgniarek. Ale chce też skaptować do ucieczki jednego ze swoich zawodników. Żaden z lekarzy do transferu się nie pali. Wreszcie jest chętny – to Arłukowicz. Tuż przed końcem programu obaj przechodzą do drużyny pielęgniarek. Show zostaje uratowany.
W polityce Arłukowicza na drugą stronę rzeki przeprowadził Donald Tusk. To on namówił go do pozostawienia lewicy. W prawdziwym życiu, w przeciwieństwie do teleturnieju, dobra zabawa skończyła się jednak zaraz po transferze.
Arłukowicz został rzucony przez swojego nowego kapitana – a raczej kierownika, bo tak mówi się dziś w Platformie o Tusku – na najtrudniejszy odcinek. Został ministrem zdrowia. A w resorcie zastał bałagan pozostawiony przez poprzedniczkę Ewę Kopacz. Lada moment miała wejść w życie kontrowersyjna ustawa refundacyjna. A tu lekarze, farmaceuci i aptekarze w trakcie konsultacji społecznych zgłosili do niej aż 800 stron uwag! Kopacz zbytnio się tym nie przejęła i już pięć dni po ich otrzymaniu pojawiła się na posiedzeniu rządu z gotowym, rzekomo poprawionym, projektem. Obejmując stanowisko, Arłukowicz o tym wszystkim wiedział. Zresztą jako poseł sam głosował przeciw ustawie.
Drugim odziedziczonym problemem było gigantyczne opóźnienie w rozmowach z firmami farmaceutycznymi w sprawie listy leków refundowanych.O bohaterze ostatnich kilkunastu dni - Bartoszu Arłukowiczu - czytaj w poniedziałkowym numerze tygodnika "Wprost"