Przemysław Wipler, 33 lata. Sejmowy debiutant, wybrany z warszawskiej listy PiS. Gospodarczy liberał i obyczajowy konserwatysta. Pod koniec lat 90. był rzecznikiem prasowym UPR, należy do Opus Dei. Pewny siebie, egocentryczny i trochę zarozumiały. Chętnie używa zaimka „ja": to znam, tamto czytałem, z tym się przyjaźnię, a tamtego ściągnąłem do rządu. Gra w squasha i – jak każdy prawdziwy prawicowiec – czyta powieści fantasy. Boi się uzależnienia od gier RPG. Jego ulubiona strategia to „Europa Universalis", w której jako władca Polski prowadzi ekspansję terytorialną. Raz dotarł aż do Mongolii.
Pupil Urbana
Znajomy dziennikarz: – Jakby go gdzieś szkolili. Zero emocji i po trupach do celu. Typ zimnego sukinsyna.
Przemysław Ćwikliński, wicenaczelny „Nie": – Bardzo konkretny. Jak rozstawał się z pierwszą żoną, zrobił to szybko i porządnie. Zostawił jej dom, umówił terminy spotkań z dziećmi, nawet alimenty ustalił wyższe od tych, które zasądził sąd. Gdyby ktoś chciał napisać poradnik „Jak rozstać się z klasą", powinien zgłosić się do Roziego.
Andrzej Rozenek, 42 lata. Po raz pierwszy w Sejmie, wybrany z katowickiej listy Ruchu Palikota. Opanowany, ale zdecydowany. Były dziennikarz śledczy „Nie" i wicenaczelny pisma. Zwolennik niskich podatków i redystrybucji dóbr wśród najuboższych. Że taki budżet się nigdy nie zepnie? Zepnie, zepnie, zobaczycie. Niech no tylko Ruch dojdzie do władzy. Kiedyś w ZSP, a dziś w Ordynackiej.
Żuczek tylko udaje
Znajomy: – Pierwsze wrażenie z rozmowy z nim jest takie, że facet nie umie policzyć do trzech. Cedzi słowa, jakby mówienie sprawiało mu ból. Ciągle mruży oczy i wygląda na śpiącego, ale to tylko maska cwanego gapy. Udaje, że nic nie wie, a tak naprawdę jest piekielnie inteligentny i rozumie wszystko. „Przepraszam, ale ja się na tym nie znam, czy mógłby mi pan to wyjaśnić?", „Przyznaję, nie jestem w tej dziedzinie specjalistą, zresztą w ogóle niewiele z tego wszystkiego rozumiem" – to jego typowe chwyty.
Pracownica Ministerstwa Gospodarki: – Gonią nas terminy, totalna nerwówka, wszyscy uwijają się jak w ukropie. Zdyszana wpadam z dokumentami do Korolca, a ten spokojnie mości się w fotelu: „Jeszcze raz i bez pośpiechu. Zastanówmy się, przejrzyjmy papiery. Jeśli wszystko jest w porządku, to puszczamy pismo i idziemy dalej". Wprowadza spokój i dystans. To, co my, urzędnicy, lubimy najbardziej.
Marcin Korolec, 44 lata. Poglądy ma konserwatywno-liberalne, ale to bez znaczenia, bo pracował już dla wszystkich ekip: począwszy od Unii Wolności, poprzez SLD i PiS, a skończywszy na PO. Dziś to lojalny żołnierz Donalda Tuska, wzorem polityków Platformy nazywa go nawet kierownikiem. Z wykształcenia jest historykiem i prawnikiem, ale skończył też słynną francuską École Nationale d’Administration, w której kształcą się polityczne elity Paryża. Specjalizuje się w negocjacjach międzynarodowych, biegle włada francuskim i angielskim. Ze względu na flegmatyczny sposób bycia został przez urzędników Ministerstwa Gospodarki nazwany „żuczkiem".
O obiecujących polskich politykach - Przemysławie Wiplerze, Andrzeju Rozenku i Marcinie Korolcu - czytaj w poniedziałkowym numerze tygodnika "Wprost"