W sąsiednim Egipcie laureat Nagrody Nobla Mohamed ElBaradei, zwolennik przemian demokratycznych ogłosił, że nie zamierza ubiegać się o prezydenturę ponieważ Mubaraka wprawdzie w Egipcie już nie ma, ale "dawny reżim wciąż nie upadł". "Arbitralność i fatalne administrowanie procesem transformacji popychają Egipt w zupełnie inną stronę, niż oczekiwali uczestnicy rewolucji" - pisze ElBaradei. I rzeczywiście - egipska armia, która miała jedynie zapewnić państwu bezpieczeństwo w okresie przejściowym, przed wyłonieniem nowych, cywilnych władz Egiptu, teraz zamierza zachować część przywilejów. A więc i tu "władzy raz zdobytej...".
Władzy nie zamierza również oddać prezydent Syrii Baszar el-Asad. Wprawdzie el-Asada opuściło 40 tysięcy żołnierzy, którzy woleli dezercję, niż strzelanie do rodaków, ale ma on wciąż pod bronią 280 tysięcy żołnierzy gotowych pacyfikować opozycję. A świat grozi Syrii palcem i... na tym poprzestaje. Na szczęście dla el-Asada jego kraj nie ma ropy naftowej...
Jak widać wiele musiało się zmienić, żeby wszystko zostało po staremu.
Rok po rewolucji - czytaj na Wprost.pl:
Egipt: ElBaradei już nie chce być prezydentem. "Demokracji wciąż tu nie ma"Syria: dezerterzy rozpoczynają wojnę partyzancką? "Potrzebujemy jeszcze 10 tysięcy żołnierzy"
Tunezja rok po rewolucji: bezrobocie i islamiści