To, czy gen. Andrzej Błasik był w kokpicie Tu154M tuż przed tragicznym finałem lotu do Smoleńska, czy może siedział spokojnie na swoim miejscu, nie ma zapewne kluczowego znaczenia dla ustalenia przyczyn katastrofy smoleńskiej. Jednak fakt, że polscy biegli z Krakowa nie usłyszeli na nagraniach z kokpitu głosu dowódcy sił powietrznych, zmusza do zadania ważnych pytań o przebieg dotychczasowego śledztwa w tej sprawie.
Niemal dokładnie rok temu rosyjski MAK, przedstawiając swoją wersję przebiegu wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku, niechlubnym bohaterem lotu uczynił właśnie polskiego dowódcę Sił Powietrznych. Gen. Błasik, który miał znajdować się pod wpływem alkoholu (0,6 promila we krwi), według rosyjskich śledczych w kluczowych momentach stał za plecami pilotów, ba – odczytywał nawet z wysokościomierza wysokość, na której Tu-154M się znajdował. Obecność najwyższego przełożonego pilotów w kabinie w momencie, gdy ci rozpaczliwie wypatrywali spowitej gęstą mgłą ziemi, miała oznaczać, że kpt. Arkadiusz Protasiuk i mjr Robert Grzywna zostali poddani silnej presji. Któż bowiem nie chciałby wykazać się przed szefem wszystkich szefów niezwykłymi umiejętnościami? A z drugiej strony – kto chciałby doznać osobistej porażki na oczach tegoż szefa? Wniosek z tego wszystkiego był jednoznaczny (i taki przekaz poszedł w świat): pijany polski generał zmusił wiozących prezydenta Polski pilotów do lotu w dół ku nieznanemu, co zakończyło się największą tragedią w historii powojennej Polski. Teza o obecności gen. Błasika w kokpicie Tu-154M pojawiła się też w raporcie komisji Jerzego Millera – choć w tym dokumencie wina polskiego generała nie została wyeksponowana aż tak wyraźnie.
Dziś okazuje się, że gen. Błasik mógł być w kokpicie – ale mogło go tam również nie być: biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie głosu dowódcy sił powietrznych na nagraniach z czarnych skrzynek nie słyszą. Dlaczego usłyszeli go Rosjanie? I to usłyszeli tak wyraźnie, że na owym głosie polskiego generała MAK zbudował zaprezentowaną światu teorię o pijanym polskim dowódcy sił powietrznych nieomal szepczącym pilotom do ucha: „lądujcie, bo jak nie, to awansów nie będzie"? Czy nie jest tak, że Rosjanie bardzo chcieli usłyszeć w kabinie głos polskiego generała, bo dzięki temu jakakolwiek dyskusja na temat ewentualnej winy strony rosyjskiej nie miała już sensu? (niezależnie od tego, czego kontrolerzy by nie zrobili, to gen. Błasik w kabinie i tak wywierałby presję). A jeśli Rosjanie rzeczywiście bardzo chcieli usłyszeć głos gen. Błasika – to może kontrolerzy na smoleńskim lotnisku jednak nie zachowywali się bezbłędnie (jak utrzymywał MAK)? I ostatnie pytanie – być może najważniejsze – jakie jeszcze ustalenia prowadzącej śledztwo strony rosyjskiej były „naciągane" w taki sposób, by winni znaleźli się tylko po jednej stronie?
Czy – w związku z ustaleniami biegłych z Krakowa – wszystkie dotychczasowe ustalenia dokonane w czasie śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej należałoby (jak chce tego PiS) wyrzucić do kosza? Nie – bo obraz sytuacji zasadniczo się nie zmienił. Główną przyczyną katastrofy jest wciąż niezrozumiała decyzja pilotów, by lecieć w dół na spotkanie nieznanego. Tyle tylko, że dziś nieco mniej jasne jest to, dlaczego to zrobili (wcześniej tłumaczono to głównie presją wywieraną przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego za pośrednictwem obecnego w kokpicie gen. Błasika). I dlaczego Rosjanie tak bardzo chcieli usłyszeć głos gen. Błasika w kokpicie Tu-154M? Na te pytania – w najbliższym czasie – powinniśmy spróbować odpowiedzieć.
Dziś okazuje się, że gen. Błasik mógł być w kokpicie – ale mogło go tam również nie być: biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie głosu dowódcy sił powietrznych na nagraniach z czarnych skrzynek nie słyszą. Dlaczego usłyszeli go Rosjanie? I to usłyszeli tak wyraźnie, że na owym głosie polskiego generała MAK zbudował zaprezentowaną światu teorię o pijanym polskim dowódcy sił powietrznych nieomal szepczącym pilotom do ucha: „lądujcie, bo jak nie, to awansów nie będzie"? Czy nie jest tak, że Rosjanie bardzo chcieli usłyszeć w kabinie głos polskiego generała, bo dzięki temu jakakolwiek dyskusja na temat ewentualnej winy strony rosyjskiej nie miała już sensu? (niezależnie od tego, czego kontrolerzy by nie zrobili, to gen. Błasik w kabinie i tak wywierałby presję). A jeśli Rosjanie rzeczywiście bardzo chcieli usłyszeć głos gen. Błasika – to może kontrolerzy na smoleńskim lotnisku jednak nie zachowywali się bezbłędnie (jak utrzymywał MAK)? I ostatnie pytanie – być może najważniejsze – jakie jeszcze ustalenia prowadzącej śledztwo strony rosyjskiej były „naciągane" w taki sposób, by winni znaleźli się tylko po jednej stronie?
Czy – w związku z ustaleniami biegłych z Krakowa – wszystkie dotychczasowe ustalenia dokonane w czasie śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej należałoby (jak chce tego PiS) wyrzucić do kosza? Nie – bo obraz sytuacji zasadniczo się nie zmienił. Główną przyczyną katastrofy jest wciąż niezrozumiała decyzja pilotów, by lecieć w dół na spotkanie nieznanego. Tyle tylko, że dziś nieco mniej jasne jest to, dlaczego to zrobili (wcześniej tłumaczono to głównie presją wywieraną przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego za pośrednictwem obecnego w kokpicie gen. Błasika). I dlaczego Rosjanie tak bardzo chcieli usłyszeć głos gen. Błasika w kokpicie Tu-154M? Na te pytania – w najbliższym czasie – powinniśmy spróbować odpowiedzieć.