Adwokaci prezydenta Niemiec natychmiast odrzucili nowe oskarżenia. - Nie ma mowy o żadnym rabacie dla prominentów - oświadczył mecenas Gernot Lehr, który podkreślił jednocześnie, że Bettina Wulff płaci normalną stawkę za korzystanie z auta zastępczego. - Prezydent wyraźnie dał do zrozumienia właścicielowi salonu, że nie życzy sobie szczególnego traktowania - podkreślił Lehr. Adwokaci prezydenta wyjaśnili także, że państwo Wulff znają od dawna właściciela berlińskiego salonu, a samochód, który otrzymał od niego ich syn, znajduje się teraz w kąciku dziecięcym na Zamku Bellevue i bawić się nim mogą wszystkie dzieci, które odwiedzają berlińską rezydencję prezydenta.
Skandal wokół prezydenta RFN wybuchł pod koniec ubiegłego roku, kiedy dziennik "Bild" ujawnił, że Wulff zataił wyjątkowo korzystnie oprocentowaną pożyczkę od żony zaprzyjaźnionego biznesmena. Później doszły kolejne zarzuty o związki prezydenta z zamożnymi przedsiębiorcami, z których uprzejmości Wulff chętnie korzystał, na przykład spędzając wakacje w ich posiadłościach. Prezydent zaszkodził sobie dodatkowo podejmując próby wywierania nacisków na media. 2 stycznia "Bild" poinformował, że Wulff starał się zapobiec publikacji artykułu o zatajeniu pożyczki i zadzwonił w tym celu do redaktora naczelnego gazety, grożąc sankcjami prawno-karnymi. Prezydent twierdzi, że zwrócił się jedynie o przesunięcie publikacji o jeden dzień, do czasu jego powrotu z podróży zagranicznej. Chadecja i kanclerz Angela Merkel oficjalnie stoją za Wulffem, ale opozycja domaga się jego dymisji.
PAP, arb