Wraz z upadkiem i rozpadem Związku Sowieckiego, czego symbolem było opuszczenie 25 grudnia 1991 r. na Kremlu flagi z sierpem i młotem oraz podniesienie trójkolorowej flagi Rządu Tymczasowego z 1917 r. (pośmiertny triumf Aleksandra Kiereńskiego), wiecznie żywe idee marksizmu-leninizmu wcielają w życie już tylko Chiny Ludowe.
Cokolwiek to dziś oznacza. Chociaż dygnitarze ChRL nie noszą już wojskowych kurtek i kaszkietów z czerwoną gwiazdą, lecz nienagannie skrojone europejskie garnitury, Komunistyczna Partia Chin nadal sprawuje dyktatorską władzę na ogromnym obszarze Państwa Środka, zbrodnicza ideologia komunizmu stanowi oficjalną podstawę tej władzy, a jej symbolem jest olbrzymi portret Mao Tse-tunga znajdujący się na honorowym miejscu placu Tiananmen w Pekinie i mauzoleum z kryształową trumną jednego z największych zbrodniarzy XX w. Tę sytuację trafnie oddaje dość znane powiedzenie - nie ma dziś Chin bez komunizmu i nie ma komunizmu bez Chin.
Fascynująca najnowsza historia Chin w znacznym stopniu jest wyznaczona rywalizacją i walką pomiędzy Kuomintangiem a komunistami, Mao Tse-tungiem i Czang Kaj-szekiem. Od początkowej współpracy, poprzez rzeź komunistów w Szanghaju w kwietniu 1927 r., pozornie wspólną walkę z japońskim okupantem - podczas której dowodzone przez Mao Tse-tunga wojska zajmowały się umacnianiem swoich pozycji, co znakomicie opisał sowiecki przedstawiciel w kwaterze Mao, już wówczas trafnie przewidujący późniejsze kłopoty sowieckie (Piotr Władimirow, "Dziennik z rejonu specjalnego Chin z lat 1942-1945", Warszawa 1977 r.) - aż po wojnę domową, rozpoczętą zaraz po zakończeniu II wojny światowej i na skutek znanych i wielokrotnie opisywanych błędów Kuomintangu wygraną przez komunistów. Ale najmniejsza chińska prowincja - wyspa Tajwan - pozostała w rękach Kuomintangu. W tym sensie komuniści nie wygrali ostatecznie wojny domowej, a stan, który początkowo wydawał się być przejściowy, w ciągu 50 lat utrwalił się i ugruntował, także w świadomości opinii międzynarodowej.
Na początku lat 50. Czang Kaj-szek zapowiadał, że niedługo nadejdzie dzień, gdy "zwycięska ofensywa odepchnie falę zła i nienawiści w głąb kontynentu", ale w miarę umacniania się komunistów w Pekinie, to oni zaczęli mówić najpierw o konieczności "wyzwolenia", a potem przyłączenia "zbuntowanej prowincji". Przez wiele lat ostrzeliwano leżącą tylko 2 km od wybrzeży ChRL wyspę Quemoy, najpierw ostrą amunicją, a potem tylko ulotkami z myślami Mao i wezwaniami do powstania. 23 sierpnia 1958 r. komuniści podjęli próbę opanowania Quemoy i wysadzili na niej silny desant, ponieśli jednak spektakularną klęskę. Było to ostatnie wojskowe zwycięstwo Czang Kaj-szeka (umarł w 1975 r., a w Tajpej znajduje się jego ogromne mauzoleum). Po 1958 r. zostały mu już tylko zwycięstwa gospodarcze, ale to one być może zadecydują o losie zarówno Tajwanu, jak i całych Chin.
Sytuacja powstała po zakończeniu wojny domowej niewiele się dziś zmieniła. "Przywódcy w Pekinie mogą spać spokojnie, bez konieczności zażywania aspiryny, wiedząc, że w pobliżu są ich starzy przyjaciele" - trafnie i dowcipnie ocenił zwycięstwo Kuomintangu w ostatnich wyborach parlamentarnych prof. Ming Czu-czeng z Tajwańskiego Uniwersytetu Krajowego. Z kolei prof. Chen Kong Li z Instytutu Badań nad Tajwanem Uniwersytetu Xiamen mówi: "My uważamy Tajwan za zbuntowaną prowincję, która musi powrócić do macierzy, natomiast Tajwańczycy nadal formalnie roszczą sobie prawo do rządzenia w całych Chinach. Nie wydaje mi się zatem, by sprawa Tajwanu została szybko rozwiązana... Chiny umieją czekać i mogą poczekać" ("Wprost", nr 50, 1998 r.). I chociaż groźba prezydenta ChRL Jiang Zemina, że Chiny użyją siły w wypadku ogłoszenia przez Tajwan niepodległości, miała zapewne związek z wyborami na wyspie i prawdopodobnie przyczyniła się do zwycięstwa Kuomintangu, to już wypowiedzi Jianga po wyborach świadczą o "niezłomności" rządzących w Pekinie komunistów. Jiang Zemin oświadczył 18 grudnia, że "Chiny nigdy nie przyjmą zachodnich wzorów demokracji" i wezwał do zduszenia w zarodku wszelkich czynników destabilizacji chińskiego modelu ustrojowego. Postulował wierność polityce Komunistycznej Partii Chin przez następnych 100 lat i podkreślił, że działania wywrotowe zagrażające stabilności politycznej państwa są sprzeczne z żywotnym interesem narodu chińskiego.
Tajwan jest więc pewnego rodzaju symbolem skutecznego oporu wobec komunizmu. Po upadku Związku Sowieckiego dyskusja nad komunizmem nabrała nowego wymiaru. Na ogół panuje zgoda, że komunizm w wersji sowieckiej upadł przede wszystkim z przyczyn wewnętrznych, na skutek stopniowej degeneracji wszystkich właściwie dziedzin życia. Zrozumiałe jest w tej sytuacji zainteresowanie pogromcami komunizmu. Wśród nich po II wojnie światowej wymienia się najczęściej Harry?ego Trumana, afgańskich mudżahedinów, Ronalda Reagana, ostatnio ze zrozumiałych względów podkreślana jest rola gen. Augusto Pinocheta. Wydaje mi się jednak, że w powstrzymaniu komunizmu ogromna jest także rola i zasługa Czang Kaj-szeka. To on i jego następcy dokonali rzeczy wydawało się niewiarygodnie trudnej. Obronili małą wyspę położoną w pobliżu wielkiego mocarstwa, zbudowali - mimo przeludnienia, braku surowców, ogromnych napięć i problemów społecznych - kwitnącą, stabilną gospodarkę, odbudowali demokrację. Wydaje mi się, że w tak niekorzystnych warunkach nie działał nie tylko żaden z amerykańskich prezydentów, ale chyba żaden z antykomunistów.
Wyzwanie, jakie dla ChRL stanowi Tajwan, ma dziś przede wszystkim charakter ekonomiczny. Gospodarcze sukcesy Tajwanu są istotnie imponujące. I na nich przede wszystkim opiera się stabilizacja polityczna, poczucie dumy, wiara w przyszłość. Republika Chińska na Tajwanie ma jedne z największych na świecie rezerw dewizowych i znajduje się wśród 20 państw o najwyższych obrotach handlowych. W latach 1987-1997 roczny wskaźnik wzrostu wynosił średnio 7,3 proc., a obecnie - 5,7 proc., co sytuuje Tajwańczyków w światowej czołówce. Dochód na mieszkańca wyniósł w 1997 r. 12 872 USD, wskaźnik inflacji nie przekracza 8 proc., a bezrobocie - 2,6 proc. Są to cyfry, o których wiele rozwiniętych krajów, nie mówiąc o rozwijających się, może tylko marzyć. Korzystne jest saldo w obrotach zagranicznych, a przewaga eksportu nad importem wynosi 14 mld USD, tajwańskie inwestycje za granicą wyniosły w 1997 r. 3,43 mld USD; co przy tym interesujące, w Chinach kontynentalnych działa ok. 35 000 firm tajwańskich, a łączna wartość tajwańskiego kapitału ulokowanego w tym kraju wynosi ok. 30 mld USD. Tajwańczycy angażują się także w Polsce. W Tomaszowie Mazowieckim powstaje wspólna inwestycja firm Acelon Chemicals & Fiber Corp. i Welantech Co. Ltd., które wykupiły upadającą fabrykę Wistom i zainwestują w ciągu pięciu lat 500 mln USD. Dla porównania - nasz bilans handlowy z Chinami komunistycznymi jest katastrofalny, nie ma też żadnych inwestycji chińskich w Polsce i nic ich nie zapowiada. Są to mocne argumenty na rzecz odrzucenia rozwiązania, jakie zastosowano w wypadku bezbronnego i zdanego na łaskę Pekinu Hongkongu. A tajwańska formuła - jeden kraj, jeden dobry system, wydaje się zdecydowanie lepsza niż wymyślone w Pekinie hasło - jeden kraj, dwa systemy.
Minister spraw zagranicznych Republiki Chińskiej na Tajwanie Jason C. Hu tak mówił w Warszawie podczas konferencji "Stosunki międzynarodowe i demokracja" w czerwcu 1998 r.: "W naszym regionie widać, jak odnowa polityczna i gospodarcza idą ramię w ramię. Tymczasem Azja jest często oceniana według innych standardów. Twierdzi się, że zastosowanie mają inne normy - ťnormy azjatyckieŤ... Doświadczenia Tajwanu pokazują, że demokracja może zagwarantować trwałe i przewidywalne środowisko dla biznesu, atrakcyjne dla inwestorów krajowych i zagranicznych". Licząca zaledwie 36 000 km2 i 21,8 mln mieszkańców wyspa stała się więc wyzwaniem dla olbrzymich Chin, być może w końcu XX w. groźniejszym niż wówczas, gdy Czang groził wojskową kontrofensywą. I mimo upadku Związku Sowieckiego, pozostaje aktualne pytanie, czy na dłuższą metę dyktatura da się pogodzić z rozwojem ekonomicznym. Na zasadnicze pytanie - czy możliwy jest rozwój ekonomiczny bez wolności politycznych - dotychczas narody odpowiadały odmownie. Czy Chiny mogą być na dłuższą metę wyjątkiem? Tak zdają się sądzić bacznie obserwujący sytuację na Tajwanie inteligentni pragmatycy z Biura Politycznego KC KPCh, wychowani w szkole Deng Xiaopinga, który sam doświadczył szaleństwa ideologów, a jego syn wyrzucony przez hunwejbinów przez okno porusza się na wózku inwalidzkim. Ale w australijskim "Sydney Morning Post" napisano w październiku 1998 r.: "Obecnie Tajwan jest demokracją. Nie jest to społeczeństwo doskonałe... Lecz Tajwan jest niezależnym państwem. Niezależność jego jest umocniona poprzez system demokratyczny. Nie podda się oligarchii Chin. W przyszłości być może nastąpi zjednoczenie. Ale nie stanie się to na zasadzie siły, do jakiej nawykły Chiny przez te wszystkie lata. I co bardziej prawdopodobne, zjednoczenie nastąpi, gdy w Chinach rozwinie się demokracja". Podzielam ten pogląd oznaczający akceptację od dawna znanej formuły - jeden kraj, jeden dobry system.
Fascynująca najnowsza historia Chin w znacznym stopniu jest wyznaczona rywalizacją i walką pomiędzy Kuomintangiem a komunistami, Mao Tse-tungiem i Czang Kaj-szekiem. Od początkowej współpracy, poprzez rzeź komunistów w Szanghaju w kwietniu 1927 r., pozornie wspólną walkę z japońskim okupantem - podczas której dowodzone przez Mao Tse-tunga wojska zajmowały się umacnianiem swoich pozycji, co znakomicie opisał sowiecki przedstawiciel w kwaterze Mao, już wówczas trafnie przewidujący późniejsze kłopoty sowieckie (Piotr Władimirow, "Dziennik z rejonu specjalnego Chin z lat 1942-1945", Warszawa 1977 r.) - aż po wojnę domową, rozpoczętą zaraz po zakończeniu II wojny światowej i na skutek znanych i wielokrotnie opisywanych błędów Kuomintangu wygraną przez komunistów. Ale najmniejsza chińska prowincja - wyspa Tajwan - pozostała w rękach Kuomintangu. W tym sensie komuniści nie wygrali ostatecznie wojny domowej, a stan, który początkowo wydawał się być przejściowy, w ciągu 50 lat utrwalił się i ugruntował, także w świadomości opinii międzynarodowej.
Na początku lat 50. Czang Kaj-szek zapowiadał, że niedługo nadejdzie dzień, gdy "zwycięska ofensywa odepchnie falę zła i nienawiści w głąb kontynentu", ale w miarę umacniania się komunistów w Pekinie, to oni zaczęli mówić najpierw o konieczności "wyzwolenia", a potem przyłączenia "zbuntowanej prowincji". Przez wiele lat ostrzeliwano leżącą tylko 2 km od wybrzeży ChRL wyspę Quemoy, najpierw ostrą amunicją, a potem tylko ulotkami z myślami Mao i wezwaniami do powstania. 23 sierpnia 1958 r. komuniści podjęli próbę opanowania Quemoy i wysadzili na niej silny desant, ponieśli jednak spektakularną klęskę. Było to ostatnie wojskowe zwycięstwo Czang Kaj-szeka (umarł w 1975 r., a w Tajpej znajduje się jego ogromne mauzoleum). Po 1958 r. zostały mu już tylko zwycięstwa gospodarcze, ale to one być może zadecydują o losie zarówno Tajwanu, jak i całych Chin.
Sytuacja powstała po zakończeniu wojny domowej niewiele się dziś zmieniła. "Przywódcy w Pekinie mogą spać spokojnie, bez konieczności zażywania aspiryny, wiedząc, że w pobliżu są ich starzy przyjaciele" - trafnie i dowcipnie ocenił zwycięstwo Kuomintangu w ostatnich wyborach parlamentarnych prof. Ming Czu-czeng z Tajwańskiego Uniwersytetu Krajowego. Z kolei prof. Chen Kong Li z Instytutu Badań nad Tajwanem Uniwersytetu Xiamen mówi: "My uważamy Tajwan za zbuntowaną prowincję, która musi powrócić do macierzy, natomiast Tajwańczycy nadal formalnie roszczą sobie prawo do rządzenia w całych Chinach. Nie wydaje mi się zatem, by sprawa Tajwanu została szybko rozwiązana... Chiny umieją czekać i mogą poczekać" ("Wprost", nr 50, 1998 r.). I chociaż groźba prezydenta ChRL Jiang Zemina, że Chiny użyją siły w wypadku ogłoszenia przez Tajwan niepodległości, miała zapewne związek z wyborami na wyspie i prawdopodobnie przyczyniła się do zwycięstwa Kuomintangu, to już wypowiedzi Jianga po wyborach świadczą o "niezłomności" rządzących w Pekinie komunistów. Jiang Zemin oświadczył 18 grudnia, że "Chiny nigdy nie przyjmą zachodnich wzorów demokracji" i wezwał do zduszenia w zarodku wszelkich czynników destabilizacji chińskiego modelu ustrojowego. Postulował wierność polityce Komunistycznej Partii Chin przez następnych 100 lat i podkreślił, że działania wywrotowe zagrażające stabilności politycznej państwa są sprzeczne z żywotnym interesem narodu chińskiego.
Tajwan jest więc pewnego rodzaju symbolem skutecznego oporu wobec komunizmu. Po upadku Związku Sowieckiego dyskusja nad komunizmem nabrała nowego wymiaru. Na ogół panuje zgoda, że komunizm w wersji sowieckiej upadł przede wszystkim z przyczyn wewnętrznych, na skutek stopniowej degeneracji wszystkich właściwie dziedzin życia. Zrozumiałe jest w tej sytuacji zainteresowanie pogromcami komunizmu. Wśród nich po II wojnie światowej wymienia się najczęściej Harry?ego Trumana, afgańskich mudżahedinów, Ronalda Reagana, ostatnio ze zrozumiałych względów podkreślana jest rola gen. Augusto Pinocheta. Wydaje mi się jednak, że w powstrzymaniu komunizmu ogromna jest także rola i zasługa Czang Kaj-szeka. To on i jego następcy dokonali rzeczy wydawało się niewiarygodnie trudnej. Obronili małą wyspę położoną w pobliżu wielkiego mocarstwa, zbudowali - mimo przeludnienia, braku surowców, ogromnych napięć i problemów społecznych - kwitnącą, stabilną gospodarkę, odbudowali demokrację. Wydaje mi się, że w tak niekorzystnych warunkach nie działał nie tylko żaden z amerykańskich prezydentów, ale chyba żaden z antykomunistów.
Wyzwanie, jakie dla ChRL stanowi Tajwan, ma dziś przede wszystkim charakter ekonomiczny. Gospodarcze sukcesy Tajwanu są istotnie imponujące. I na nich przede wszystkim opiera się stabilizacja polityczna, poczucie dumy, wiara w przyszłość. Republika Chińska na Tajwanie ma jedne z największych na świecie rezerw dewizowych i znajduje się wśród 20 państw o najwyższych obrotach handlowych. W latach 1987-1997 roczny wskaźnik wzrostu wynosił średnio 7,3 proc., a obecnie - 5,7 proc., co sytuuje Tajwańczyków w światowej czołówce. Dochód na mieszkańca wyniósł w 1997 r. 12 872 USD, wskaźnik inflacji nie przekracza 8 proc., a bezrobocie - 2,6 proc. Są to cyfry, o których wiele rozwiniętych krajów, nie mówiąc o rozwijających się, może tylko marzyć. Korzystne jest saldo w obrotach zagranicznych, a przewaga eksportu nad importem wynosi 14 mld USD, tajwańskie inwestycje za granicą wyniosły w 1997 r. 3,43 mld USD; co przy tym interesujące, w Chinach kontynentalnych działa ok. 35 000 firm tajwańskich, a łączna wartość tajwańskiego kapitału ulokowanego w tym kraju wynosi ok. 30 mld USD. Tajwańczycy angażują się także w Polsce. W Tomaszowie Mazowieckim powstaje wspólna inwestycja firm Acelon Chemicals & Fiber Corp. i Welantech Co. Ltd., które wykupiły upadającą fabrykę Wistom i zainwestują w ciągu pięciu lat 500 mln USD. Dla porównania - nasz bilans handlowy z Chinami komunistycznymi jest katastrofalny, nie ma też żadnych inwestycji chińskich w Polsce i nic ich nie zapowiada. Są to mocne argumenty na rzecz odrzucenia rozwiązania, jakie zastosowano w wypadku bezbronnego i zdanego na łaskę Pekinu Hongkongu. A tajwańska formuła - jeden kraj, jeden dobry system, wydaje się zdecydowanie lepsza niż wymyślone w Pekinie hasło - jeden kraj, dwa systemy.
Minister spraw zagranicznych Republiki Chińskiej na Tajwanie Jason C. Hu tak mówił w Warszawie podczas konferencji "Stosunki międzynarodowe i demokracja" w czerwcu 1998 r.: "W naszym regionie widać, jak odnowa polityczna i gospodarcza idą ramię w ramię. Tymczasem Azja jest często oceniana według innych standardów. Twierdzi się, że zastosowanie mają inne normy - ťnormy azjatyckieŤ... Doświadczenia Tajwanu pokazują, że demokracja może zagwarantować trwałe i przewidywalne środowisko dla biznesu, atrakcyjne dla inwestorów krajowych i zagranicznych". Licząca zaledwie 36 000 km2 i 21,8 mln mieszkańców wyspa stała się więc wyzwaniem dla olbrzymich Chin, być może w końcu XX w. groźniejszym niż wówczas, gdy Czang groził wojskową kontrofensywą. I mimo upadku Związku Sowieckiego, pozostaje aktualne pytanie, czy na dłuższą metę dyktatura da się pogodzić z rozwojem ekonomicznym. Na zasadnicze pytanie - czy możliwy jest rozwój ekonomiczny bez wolności politycznych - dotychczas narody odpowiadały odmownie. Czy Chiny mogą być na dłuższą metę wyjątkiem? Tak zdają się sądzić bacznie obserwujący sytuację na Tajwanie inteligentni pragmatycy z Biura Politycznego KC KPCh, wychowani w szkole Deng Xiaopinga, który sam doświadczył szaleństwa ideologów, a jego syn wyrzucony przez hunwejbinów przez okno porusza się na wózku inwalidzkim. Ale w australijskim "Sydney Morning Post" napisano w październiku 1998 r.: "Obecnie Tajwan jest demokracją. Nie jest to społeczeństwo doskonałe... Lecz Tajwan jest niezależnym państwem. Niezależność jego jest umocniona poprzez system demokratyczny. Nie podda się oligarchii Chin. W przyszłości być może nastąpi zjednoczenie. Ale nie stanie się to na zasadzie siły, do jakiej nawykły Chiny przez te wszystkie lata. I co bardziej prawdopodobne, zjednoczenie nastąpi, gdy w Chinach rozwinie się demokracja". Podzielam ten pogląd oznaczający akceptację od dawna znanej formuły - jeden kraj, jeden dobry system.
Więcej możesz przeczytać w 3/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.