Jej zdaniem kryteria te sformułowane są w taki sposób, że sankcje grożą każdemu obywatelowi Białorusi, który dostał pensję lub inne wynagrodzenie od państwa, nawet zasiłek na dziecko. - Praktycznie cała ludność Białorusi, o którą w deklaracjach słownych tak się troszczy Unia Europejska, znalazła się na celowniku powziętej przez nią polityki. Wygląda to bardzo "demokratycznie". Chyba coś nie tak z tą polityką – podsumowała rzeczniczka.
UE rozszerzyła 24 stycznia kryteria stosowania sankcji wobec przedstawicieli reżimu Białorusi, co pozwoli Unii karać większą niż dotychczas liczbę Białorusinów poważnie łamiących prawa człowieka oraz przedsiębiorstw współpracujących z prezydentem Białorusi Alaksandrem Łukaszenką. - Niestety na Białorusi nie tylko więźniowie nie zostali zwolnieni, ale też dano drakońskie uprawnienia białoruskiemu KGB. Sprawę dogłębniej przedyskutujemy na kolejnym spotkaniu" - powiedział minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Wskazał, że niewykluczone, iż na jednym z kolejnych posiedzeń zapadną już konkretne decyzje zarówno w sprawie osób, których sankcje wizowe miałyby dotyczyć, jak i listy przedsiębiorstw.
Dotychczas na unijnej czarnej liście mogły się znaleźć - z zakazem wjazdu do UE - osoby odpowiedzialne za represjonowanie społeczeństwa obywatelskiego i demokratycznej opozycji w związku z wyborami prezydenckimi w roku 2010. Sankcje polegały też na zamrożeniu aktywów firm. To pozwoliło umieścić na liście już 210 osób oraz zamrozić aktywa trzem firmom związanym z reżimem, a także zakazać eksportu na Białoruś materiałów, które mogłyby być wykorzystywane do represjonowania opozycji czy tłumienia manifestacji. Na Białorusi dochodzi do nowych przypadków naruszania praw człowieka, których sprawcami mogą być osoby niekoniecznie związane z represjami wyborczymi - zwłaszcza że minął już ponad rok od ostatnich wyborów.
ja, PAP