„Tyle wiemy o sobie,/ ile nas sprawdzono/mówię to wam/ze swego nieznanego serca " – pisała Szymborska w wierszu poświęconym Ludwice Wawrzyńskiej datowanym na 1957 rok. Czy pisząc to, myślała o swoim flircie z socrealistyczną poezją? Być może. Na początku lat 50-tych Szymborska zapisała w swoim życiorysie mało chlubną kartę – tworząc grafomańskie panegiryki na cześć „nowego, wspaniałego świata" i jego architekta Józefa Stalina. Przeciwnicy poetki wypominają jej to nawet dziś – w dniu jej śmierci - i na podstawie tych wczesnych wierszy kwestionują cały dorobek Szymborskiej. Jej zwolennicy oburzają się – i podkreślają, że Szymborska – która w 1950 roku miała 27 lat – dała się po prostu porwać entuzjazmowi epoki, z której miał się wyłonić sprawiedliwy ład. Prawda jest, jak zwykle, po środku. Szymborska mogła rzeczywiście w tamtym czasie wierzyć w wyższość filozofii komunistycznej nad wszystkim innym, co świat miał do zaoferowania – ale jeśli tak było, to znaczy, że musiała mocno mrużyć oczy, by nie dostrzec „błędów i wypaczeń" totalitarnego systemu. Mogła też po prostu „płynąć z falą". Jak było naprawdę – tego się nigdy nie dowiemy, bo „nieznane serce" poetki przestało już bić. Ale Szymborska przez kolejnych 50 lat napisała wiele pięknych i ważnych wierszy. Nie była sumieniem narodu – co nie znaczy, że nie była wielką poetką.
„Muzo, nie być bokserem, to jest nie być wcale" – pisała w 1962 roku Szymborska świadoma tego, że przyszło jej żyć w coraz mniej poetyckich czasach. Pięćdziesiąt lat później czasy są jeszcze mniej poetyckie. W świecie, w którym słowa są permanentnie wypierane przez nowe słowa, a te przez kolejne słowa – których i tak nikt nie czyta, bo nie ma na to czasu (wygodniej jest wieczorem posłuchać słów recytowanych przez spikera – bo można słuchać i prasować koszulę, a czytanie przy prasowaniu jest cokolwiek karkołomnym zajęciem) - nie ma czasu na poezję. Bo poezja wymaga pochylenia się nad słowem, przetrawienia wersów, wysączenia z nich sensu. Po śmierci Szymborskiej, tych wersów, z których warto wysączyć sens, będzie znów trochę mniej. A przecież chcieliśmy, pani Wisławo, jeszcze trochę panią poczytać – tylko nie było czasu, ale obiecywaliśmy sobie, że jak trochę uporządkujemy swoje sprawy… Umrzeć – tego się nie robi w takim momencie.Wisława Szymborska
Kot w pustym mieszkaniuUmrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.
Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.
Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.
Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.