Mit Verlaub, Sie sind ein Arschloch ("Z przyzwoleniem, pan jest dziurą w dupie") - tymi pamiętnymi słowy zwrócił się w Bundestagu do prezydenta Republiki Federalnej Richarda von Weizsäckera Joschka Fischer, kiedyś dziecko studenckiej rewolty, podówczas już lider Zielonych. Później Joschka Fischer zmienił nieco styl wypowiedzi na użytek publiczny, zamienił sportowe trykoty na garnitur Armaniego i jako dostojny Joseph Fischer został szefem niemieckiej dyplomacji.
Dziś uchodzić może nie tylko za wzór politycznej przenikliwości, ale i taktu, zaś niesłychanie egzotyczny - jak mogłoby się początkowo wydawać - alians socjaldemokratów z ekologami dokonał się wyjątkowo bezboleśnie. "Miast spodziewanych awantur w ciszy gabinetów rodziły się kompromisy" - konkluduje w tym numerze nasz boński korespondent. Tak właśnie tzw. politykę koalicyjną uprawia się za Odrą i to na czele z ludźmi, którzy niegdyś nie umieli trzymać języka za zębami. U nas dokładnie odwrotnie i to w dodatku również w wydaniu polityków, którzy jeszcze wczoraj uchodzili za prymusów w dziedzinie political correctness.
"AWS szkodzi ludziom i państwu" - rzekł z mocą w obecności telewizyjnych kamer o koalicyjnym partnerze Unii Wolności szef tego ugrupowania Leszek Balcerowicz. Jeszcze ludzie nie zdążyli przetrzeć oczu ze zdumienia, gdy partyjny kolega ministra finansów, Władysław Frasyniuk, postawił nieomal znak równości pomiędzy "Solidarnością" a PZPR. W rezultacie - jeśli przyjąć nomenklaturę Balcerowicza i Frasyniu- ka - na polskiej scenie zarysował się nowy, niezwykle interesujący podział (jeśli idzie o głównych aktorów) na: "postkomunistów" z SLD, "szkodliwych komunistów" z AWS i - powiedzmy - "pragmatycznych antykomunistów" z UW. Jeśli teraz przeciętny wyborca zada sobie proste pytanie, czy możliwy jest związek komunistów z antykomunistami, to pozostając przy zdrowych zmysłach, musi na to proste pytanie odpowiedzieć: nie. Jedno jest pewne - w wyniku ostrych sporów tracą w oczach Polaków obydwa rządzące ugrupowania, a sytuacja w małżeństwie z rozsądku AWS-UW jako żywo przypominać zaczyna pożycie małżeństwa z wyrachowania SLD-PSL.
Waldemar Kuczyński, autor felietonu "Piórem i pazurem", tłumaczy nagły wybuch emocji ze strony liderów unii ich poczuciem rosnącej frustracji, przekonaniem, że oto dali się przez potężniejszego partnera zepchnąć w głęboki cień i że - czego świadomość ma być dla unitów szczególnie "przykra" - "forpocztę reform stanowi dziś w Polsce AWS". Coś w tym bez wątpienia jest. Zarazem jednak trudno nie usprawiedliwiać niektórych pretensji partii Leszka Balcerowicza pod adresem koalicjanta. Ma rację unia, gdy konstatuje, że rok 1998 był dla prywatyzacji - nie z jej winy - najgorszy od początku zmian własnościowych w Polsce (vide: "Kapitalizm socjalistyczny"). Ma rację, gdy zrodzoną w osobliwym romansie AWS z SLD Prokuratorię Generalną nazywa urzędem ds. opóźniania i blokowania prywatyzacji. Ma wreszcie ponad wszelką wątpliwość rację, gdy za całkowicie utopijną i zabójczą dla finansów państwa uważa ideę tzw. powszechnego uwłaszczenia. Ale w polityce nie wystarczy mieć racji, jeśli zaś - jak powiada wspomniany Waldemar Kuczyński - "ziści się perspektywa mniejszościowego, czyli bardzo słabego rządu, szybko ulotni się pozytywna opinia o Polsce jako kraju stabilnym i obliczalnym, jaką zyskaliśmy w ostatnim czasie, a rozpoczęte cztery wielkie reformy znajdą się na wątłym gruncie".
Bo w istocie nie jest dziś najważniejsze, jak społeczna ocena rządów obecnej koalicji przełoży się na szanse kandydata centroprawicy w wyborach prezydenckich, czym troska się Aleksander Hall (vide: "Koalicja"). W sytuacji, gdy kryzys ekonomiczny ogarnął 40 proc. globu, gdy padające kostki domina docierają już do najpotężniejszej gospodarki świata (vide: "Czarny karnawał"), a widmo recesji może zacząć krążyć po zachodniej Europie, najważniejszy jest międzynarodowy wizerunek Rzeczypospolitej - kraju nie skażonego politycznym chaosem.
Dlatego - moim skromnym zdaniem - koalicjanci powinni jak najszybciej zamknąć się w czterech ścianach i porozmawiać z sobą w bardzo bezpośrednim języku wczesnego Joschki Fischera - nawet z argumentami w postaci szczegółów anatomicznych interlokutorów, jeśli zajdzie taka potrzeba. Następnie winni wspólnie, zgodnie przemówić do opinii publicznej językiem Josepha Fischera.
"AWS szkodzi ludziom i państwu" - rzekł z mocą w obecności telewizyjnych kamer o koalicyjnym partnerze Unii Wolności szef tego ugrupowania Leszek Balcerowicz. Jeszcze ludzie nie zdążyli przetrzeć oczu ze zdumienia, gdy partyjny kolega ministra finansów, Władysław Frasyniuk, postawił nieomal znak równości pomiędzy "Solidarnością" a PZPR. W rezultacie - jeśli przyjąć nomenklaturę Balcerowicza i Frasyniu- ka - na polskiej scenie zarysował się nowy, niezwykle interesujący podział (jeśli idzie o głównych aktorów) na: "postkomunistów" z SLD, "szkodliwych komunistów" z AWS i - powiedzmy - "pragmatycznych antykomunistów" z UW. Jeśli teraz przeciętny wyborca zada sobie proste pytanie, czy możliwy jest związek komunistów z antykomunistami, to pozostając przy zdrowych zmysłach, musi na to proste pytanie odpowiedzieć: nie. Jedno jest pewne - w wyniku ostrych sporów tracą w oczach Polaków obydwa rządzące ugrupowania, a sytuacja w małżeństwie z rozsądku AWS-UW jako żywo przypominać zaczyna pożycie małżeństwa z wyrachowania SLD-PSL.
Waldemar Kuczyński, autor felietonu "Piórem i pazurem", tłumaczy nagły wybuch emocji ze strony liderów unii ich poczuciem rosnącej frustracji, przekonaniem, że oto dali się przez potężniejszego partnera zepchnąć w głęboki cień i że - czego świadomość ma być dla unitów szczególnie "przykra" - "forpocztę reform stanowi dziś w Polsce AWS". Coś w tym bez wątpienia jest. Zarazem jednak trudno nie usprawiedliwiać niektórych pretensji partii Leszka Balcerowicza pod adresem koalicjanta. Ma rację unia, gdy konstatuje, że rok 1998 był dla prywatyzacji - nie z jej winy - najgorszy od początku zmian własnościowych w Polsce (vide: "Kapitalizm socjalistyczny"). Ma rację, gdy zrodzoną w osobliwym romansie AWS z SLD Prokuratorię Generalną nazywa urzędem ds. opóźniania i blokowania prywatyzacji. Ma wreszcie ponad wszelką wątpliwość rację, gdy za całkowicie utopijną i zabójczą dla finansów państwa uważa ideę tzw. powszechnego uwłaszczenia. Ale w polityce nie wystarczy mieć racji, jeśli zaś - jak powiada wspomniany Waldemar Kuczyński - "ziści się perspektywa mniejszościowego, czyli bardzo słabego rządu, szybko ulotni się pozytywna opinia o Polsce jako kraju stabilnym i obliczalnym, jaką zyskaliśmy w ostatnim czasie, a rozpoczęte cztery wielkie reformy znajdą się na wątłym gruncie".
Bo w istocie nie jest dziś najważniejsze, jak społeczna ocena rządów obecnej koalicji przełoży się na szanse kandydata centroprawicy w wyborach prezydenckich, czym troska się Aleksander Hall (vide: "Koalicja"). W sytuacji, gdy kryzys ekonomiczny ogarnął 40 proc. globu, gdy padające kostki domina docierają już do najpotężniejszej gospodarki świata (vide: "Czarny karnawał"), a widmo recesji może zacząć krążyć po zachodniej Europie, najważniejszy jest międzynarodowy wizerunek Rzeczypospolitej - kraju nie skażonego politycznym chaosem.
Dlatego - moim skromnym zdaniem - koalicjanci powinni jak najszybciej zamknąć się w czterech ścianach i porozmawiać z sobą w bardzo bezpośrednim języku wczesnego Joschki Fischera - nawet z argumentami w postaci szczegółów anatomicznych interlokutorów, jeśli zajdzie taka potrzeba. Następnie winni wspólnie, zgodnie przemówić do opinii publicznej językiem Josepha Fischera.
Więcej możesz przeczytać w 4/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.