Jęk zawodu, tak można określić nastroje wśród ekonomistów, wywołane efektami reform zalecanych przez MFW krajom Trzeciego Świata. Nie kwestionują jednak ich słuszności.
Kryzys argentyński i trudności innych krajów Trzeciego Świata sprawiły, że u progu jesiennej sesji MFW i Banku Światowego wolnorynkowe recepty na wychodzenie z biedy znalazły się w ogniu krytyki - pisze piątkowy "Washington Post".
"Anemiczny wzrost, kryzysy gospodarcze i wciąż wysokie wskaźniki ubóstwa w szeregu krajów, które wcielały w życie programy popierane przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy, zrodziły atmosferę rozczarowania pakietem zaleceń zachwalanych od dawna przez polityków USA i międzynarodowych pożyczkodawców jako klucz do dobrobytu dla biednych na całym świecie" - pisze korespondent dziennika, Paul Blustein.
Główne elementy pakietu, zwanego "konsensem waszyngtońskim", to duszenie inflacji, otwarcie rynków, prywatyzacja przedsiębiorstw państwowych i uwolnienie gospodarki od regulacji rządowych.
Niezadowolenie z efektów tej recepty odzwierciedla się obecnie na scenie politycznej wielu krajów, takich jak Brazylia, gdzie po ośmiu latach rządów stosujących się do wskazań ortodoksji wolnorynkowej i na miesiąc przed wyborami prezydenckimi lewicowy kandydat Luiz Inacio da Silva, były robotnik fabryczny, wyraźnie wyprzedza w sondażach swych rywali.
Jednak zdaniem Blusteina, najbardziej znamienny jest jęk zawodu rozlegający się w kręgach ekonomistów, którzy niegdyś byli orędownikami "konsensu waszyngtońskiego". "Szczególnie brutalnym wstrząsem było dla nich niedawne załamanie się gospodarki argentyńskiej, bo w swoim czasie rząd Argentyny był ulubieńcem MFW i Banku Światowego".
"Obłudą byłoby zaprzeczać, że rozczarowanie jest wielkie" - powiedział profesor Uniwersytetu Harvarda, Ricardo Hausman, który jako główny ekonomista Międzyamerykańskiego Banku Rozwoju w latach 1994-2000 pomagał przekonywać kraje latynoskie, że bardzo skorzystają na ograniczeniu roli rządu w gospodarce i obniżeniu barier dla importu i obcych inwestycji.
"W całej pełni żywiłem takie nadzieje i dlatego teraz jak najbardziej podzielam rozczarowanie" - mówi z naciskiem Hausman. Produkt krajowy brutto w przeliczeniu na jednego mieszkańca w wieku produkcyjnym spadł w Ameryce Łacińskiej od 1998 roku o 5 procent, choć wiele państw regionu wprowadziło rozległe reformy wolnorynkowe.
Mimo tych niepowodzeń ekonomiści głównego nurtu nadal uważają "konsens waszyngtoński" za ogólnie biorąc słuszny. Wielu jednak sądzi, że recepty w nim przewidziane nie należy przynajmniej forsować tak energicznie jak dotychczas.
Mało kto spośród nich kwestionuje potrzebę ograniczania inflacji lub dalekosiężne korzyści wolnego rynku dla wzrostu zatrudnienia. "Jednak pojawiło się wiele wątpliwości co do tego, czy rządy w świecie rozwijającym się nie są nakłaniane do zbyt szybkiego wkraczania na drogę wolnorynkową, jako że wiele krajów, które to uczyniły, ucierpiało wskutek ataków spekulacyjnych na rynkach finansowych, rozczarowało się brakiem napływu obcych inwestorów lub pogrążyło się w skandalach korupcyjnych przy okazji programów prywatyzacji, które wzbogaciły tylko krąg wtajemniczonych" - zauważa gazeta.
Obrońcy recept wolnorynkowych twierdzą, że kraje takie jak Argentyna znalazły się w tarapatach, bo reformowały się nie dość rygorystycznie albo dlatego, że potrzebne są dodatkowe reformy, zwłaszcza ustanowienie należytych systemów prawnych i sądowniczych, które stałyby na straży prawa własności.
Jednak - zdaniem autora - bez względu na przyczyny dotychczasowych niepowodzeń, MFW i Bank Światowy mówią, że wyciągnęły z nich ważne wnioski i odpowiednio zmodyfikują swe porady i politykę pożyczkową.
Kryzysy, jakie pod koniec lat 90. wystąpiły w "krajach-tygrysach" Azji Południowo-Wschodniej, pokazały na przykład, że kraje, które dopuszczają swobodny napływ obcych pieniędzy na swe rynki finansowe, są narażone na groźne w skutkach, paniczne ich wycofywanie, zwłaszcza jeśli nie stworzyły wcześniej zdrowego systemu bankowego.
Dlatego, jak powiedział dyrektor generalny MFW Horst Koehler, zamiast, jak dotychczas, naciskać rządy na szybkie otwarcie swych systemów finansowych, Fundusz Walutowy głosi obecnie, że "nie ma powodu do pośpiechu".
Co się tyczy Banku Światowego, to jego główny ekonomista, Nicholas Stern, mówi, że "już dawno temu wyszedł poza konsens waszyngtoński". Bank kładzie obecnie znacznie większy nacisk na pomoc w budowie instytucji i zachęca rządy, które zaciągają u niego pożyczki, by zamiast niechętnie przyjmować recepty dyktowane z Waszyngtonu, opracowywały własne kompleksowe "strategie zmniejszania ubóstwa".
em, pap
"Anemiczny wzrost, kryzysy gospodarcze i wciąż wysokie wskaźniki ubóstwa w szeregu krajów, które wcielały w życie programy popierane przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy, zrodziły atmosferę rozczarowania pakietem zaleceń zachwalanych od dawna przez polityków USA i międzynarodowych pożyczkodawców jako klucz do dobrobytu dla biednych na całym świecie" - pisze korespondent dziennika, Paul Blustein.
Główne elementy pakietu, zwanego "konsensem waszyngtońskim", to duszenie inflacji, otwarcie rynków, prywatyzacja przedsiębiorstw państwowych i uwolnienie gospodarki od regulacji rządowych.
Niezadowolenie z efektów tej recepty odzwierciedla się obecnie na scenie politycznej wielu krajów, takich jak Brazylia, gdzie po ośmiu latach rządów stosujących się do wskazań ortodoksji wolnorynkowej i na miesiąc przed wyborami prezydenckimi lewicowy kandydat Luiz Inacio da Silva, były robotnik fabryczny, wyraźnie wyprzedza w sondażach swych rywali.
Jednak zdaniem Blusteina, najbardziej znamienny jest jęk zawodu rozlegający się w kręgach ekonomistów, którzy niegdyś byli orędownikami "konsensu waszyngtońskiego". "Szczególnie brutalnym wstrząsem było dla nich niedawne załamanie się gospodarki argentyńskiej, bo w swoim czasie rząd Argentyny był ulubieńcem MFW i Banku Światowego".
"Obłudą byłoby zaprzeczać, że rozczarowanie jest wielkie" - powiedział profesor Uniwersytetu Harvarda, Ricardo Hausman, który jako główny ekonomista Międzyamerykańskiego Banku Rozwoju w latach 1994-2000 pomagał przekonywać kraje latynoskie, że bardzo skorzystają na ograniczeniu roli rządu w gospodarce i obniżeniu barier dla importu i obcych inwestycji.
"W całej pełni żywiłem takie nadzieje i dlatego teraz jak najbardziej podzielam rozczarowanie" - mówi z naciskiem Hausman. Produkt krajowy brutto w przeliczeniu na jednego mieszkańca w wieku produkcyjnym spadł w Ameryce Łacińskiej od 1998 roku o 5 procent, choć wiele państw regionu wprowadziło rozległe reformy wolnorynkowe.
Mimo tych niepowodzeń ekonomiści głównego nurtu nadal uważają "konsens waszyngtoński" za ogólnie biorąc słuszny. Wielu jednak sądzi, że recepty w nim przewidziane nie należy przynajmniej forsować tak energicznie jak dotychczas.
Mało kto spośród nich kwestionuje potrzebę ograniczania inflacji lub dalekosiężne korzyści wolnego rynku dla wzrostu zatrudnienia. "Jednak pojawiło się wiele wątpliwości co do tego, czy rządy w świecie rozwijającym się nie są nakłaniane do zbyt szybkiego wkraczania na drogę wolnorynkową, jako że wiele krajów, które to uczyniły, ucierpiało wskutek ataków spekulacyjnych na rynkach finansowych, rozczarowało się brakiem napływu obcych inwestorów lub pogrążyło się w skandalach korupcyjnych przy okazji programów prywatyzacji, które wzbogaciły tylko krąg wtajemniczonych" - zauważa gazeta.
Obrońcy recept wolnorynkowych twierdzą, że kraje takie jak Argentyna znalazły się w tarapatach, bo reformowały się nie dość rygorystycznie albo dlatego, że potrzebne są dodatkowe reformy, zwłaszcza ustanowienie należytych systemów prawnych i sądowniczych, które stałyby na straży prawa własności.
Jednak - zdaniem autora - bez względu na przyczyny dotychczasowych niepowodzeń, MFW i Bank Światowy mówią, że wyciągnęły z nich ważne wnioski i odpowiednio zmodyfikują swe porady i politykę pożyczkową.
Kryzysy, jakie pod koniec lat 90. wystąpiły w "krajach-tygrysach" Azji Południowo-Wschodniej, pokazały na przykład, że kraje, które dopuszczają swobodny napływ obcych pieniędzy na swe rynki finansowe, są narażone na groźne w skutkach, paniczne ich wycofywanie, zwłaszcza jeśli nie stworzyły wcześniej zdrowego systemu bankowego.
Dlatego, jak powiedział dyrektor generalny MFW Horst Koehler, zamiast, jak dotychczas, naciskać rządy na szybkie otwarcie swych systemów finansowych, Fundusz Walutowy głosi obecnie, że "nie ma powodu do pośpiechu".
Co się tyczy Banku Światowego, to jego główny ekonomista, Nicholas Stern, mówi, że "już dawno temu wyszedł poza konsens waszyngtoński". Bank kładzie obecnie znacznie większy nacisk na pomoc w budowie instytucji i zachęca rządy, które zaciągają u niego pożyczki, by zamiast niechętnie przyjmować recepty dyktowane z Waszyngtonu, opracowywały własne kompleksowe "strategie zmniejszania ubóstwa".
em, pap