95 procent dorosłych Polaków cierpi z powodu próchnicy, a tylko połowa osiemnastolatków zachowała wszystkie zęby
Szczoteczka i pasta do zębów, nitka, wykałaczki, płyny do płukania jamy ustnej, szczoteczka do czyszczenia przestrzeni międzyzębowych i bezcukrowa guma do żucia pozwalają prawidłowo dbać o zęby, a tym samym uniknąć próchnicy i chorób przyzębia. W Polsce regularnie używa ich jednak zaledwie co dziesiąta osoba. Można uznać ten wynik i tak za wielki sukces, gdyż informacje o potrzebie ich stosowania czerpiemy przede wszystkim z reklam i prasy. Stomatolodzy są bowiem bardziej zainteresowani leczeniem zębów lub uzupełnianiem ich braków niż profilaktyką. Natomiast higienistek, których podstawowym zadaniem jest właśnie zabezpieczanie zdrowych zębów, wciąż w naszym kraju brakuje.
Czyścimy zęby szybko i niedbale - twierdzą stomatolodzy. Nawet osoby, które poświęcają na to wymagane trzy minuty, robią to mało skutecznie, ograniczając zabiegi higieniczne do łatwo dostępnych powierzchni zębów. Nie umiemy czyścić przede wszystkim przestrzeni międzyzębowych, w których najchętniej gromadzą się bakterie. - Gdy porównujemy dane epidemiologiczne z 1987 r. i 1995 r. okazuje się, że w pewnych grupach społecznych higiena jamy ustnej nie poprawiła się wcale, mimo powszechnej dostępności dobrych szczoteczek i past do zębów - mówił na wykładzie z okazji pięćsetnej rocznicy wynalezienia szczoteczki do zębów prof. Zbigniew Jańczuk z Pomorskiej Akademii Medycznej.
Z badań epidemiologicznych wynika, że 40 proc. siedmiolatków nie doczyszcza zębów. Osiemnastolatki czynią to bardziej starannie (co trzeci nie umie się posługiwać szczoteczką), ale niewiele wiedzą o innych sposobach dbania o zęby - zaledwie co trzeci zna nitkę i płukanki, a co dziesiąty wie, jaką rolę w profilaktyce stomatologicznej odgrywa wykałaczka i guma do żucia. Stomatolodzy nie mają wątpliwości, że jeszcze mniejsza grupa systematycznie ich używa.
- Nie liczmy na to, że samą szczoteczką wyczyścimy zęby. Potrzebny jest nam do tego zestaw przyborów, przede wszystkim nitki, wykałaczki i szczoteczki do czyszczenia powierzchni stycznych. Normą w Polsce są czyste zęby, ale nadal mamy brudne przestrzenie międzyzębowe - mówi prof. Jańczuk.
- O prawidłowej profilaktyce jamy ustnej każdy pacjent powinien być pouczony na fotelu dentystycznym. Podczas wizyty u stomatologa powinien się dowiedzieć, w jaki sposób i jakich przyborów używać - uważa prof. Maria Wierzbicka z Zakładu Stomatologii Zachowawczej Akademii Medycznej w Warszawie. Przyczyną chorób zębów i przyzębia jest płytka nazębna, która powstaje na powierzchni nie czyszczonych zębów. Jest to miękki biało-żółty osad składający się z żywych drobnoustrojów i produktów ich metabolizmu. Podczas prawidłowego szczotkowania - dobrą pastą i odpowiednią szczoteczką - usuwamy zaledwie 60 proc. płytki - ostrzegają specjaliści. Reszty zanieczyszczeń można się pozbyć, używając specjalnych szczoteczek do mycia przestrzeni międzyzębowych, nici dentystycznych, wykałaczek czy irygatorów. Płytki nazębne, które odkładają się na trudno dostępnych powierzchniach, mogą być usunięte wyłącznie w gabinecie stomatologicznym. Dentyści radzą, by ten zabieg przeprowadzać co najmniej dwa razy w roku. Do tych wskazań stosuje się jednak niewielu Polaków.
Nic więc dziwnego, że próchnica jest w Polsce powszechną chorobą. Z danych Polskiego Towarzystwa Stomatologicznego wynika, że 95 proc. dorosłych Polaków cierpi z jej powodu, a jedynie połowa osiemnastolatków zachowała wszystkie zęby. Zaledwie co dziesiąty uczeń szkoły podstawowej nie ma próchnicy. Specjaliści Światowej Organizacji Zdrowia opracowali zalecenia, dzięki którym do roku 2000 uda się wyleczyć to schorzenie i nie dopuścić do jego rozwoju co najmniej u połowy uczniów w krajach Europy. W Polsce będzie to jednak możliwe najwcześniej za dziesięć lat.
Niedostateczna higiena jamy ustnej sprzyja nie tylko chorobom zębów, lecz także paradontozie grożącej wypadaniem zdrowych zębów. W Polsce wskutek tego schorzenia cierpi od 5 do 15 proc. osób w wieku 35-44 lat. U 60 proc. osób powyżej 60. roku życia dentyści stwierdzają głębokie kieszonki i zapalenie przyzębia. Epidemiolodzy twierdzą, że paradontoza, na którą cierpi średnio 10 proc. mieszkańców świata, najczęściej pojawia się w krajach, gdzie ludzie nie dbają o higienę jamy ustnej. Gromadzące się w niej bakterie niszczą bowiem nie tylko zęby, lecz także tkankę przytrzymującą je w kieszonkach.
Stosowane dotychczas metody ratowania ruszających się zębów nie zawsze przynosiły zadowalające efekty. Stomatolodzy wiążą dziś duże nadzieje z opracowanym przez szwedzkich naukowców żelem, który umożliwia regenerację tkanek przyzębia. Preparat odtwarza otaczające zęby tkanki zniszczone wskutek paradontozy. W jego skład wchodzi amelogenina, białko wytwarzane w organizmie człowieka w okresie formowania się zębów. Naukowcy nie wiedzą jeszcze, jak dokładnie działa żel. Prawdopodobnie po nałożeniu na odsłoniętą powierzchnię korzenia wpływa na formowanie się takich tkanek przyzębia, jak bezkomórkowy cement korzeniowy i włókna ozębnej, oraz przyczynia się do odbudowy tkanki kostnej wyrostka zębodołowego. Hamuje zaś niekorzystny rozwój nabłonka dziąsłowego blokującego tworzenie tkanki łącznej. Według specjalistów, jego działanie polega na sterowaniu regeneracją tkanek. Mają oni nadzieję, że w przyszłości preparaty tego typu będą służyć nie tylko do leczenia chorób przyzębia, lecz także do przyspieszenia gojenia się ran i zrastania kości.
W ciągu trzech lat (czyli od dopuszczenia żelu do sprzedaży) zastosowano go u 60 tys. osób, głównie Amerykanów i Niemców. U 90 proc. z nich zaobserwowano pozytywne zmiany, w tym u 65 proc. pacjentów całkowitą regenerację kości wraz z odtworzeniem mechanizmu więzadłowego i cementu korzeniowego. Na razie żel mogą stosować wyłącznie wykwalifikowani specjaliści. Jego twórcy są jednak przekonani, że w przyszłości preparat zostanie tak udoskonalony, że zabieg będą mogli wykonać w domu sami pacjenci. Wystarczy, że posmarują nim chore dziąsła.
Jeżeli zęby są tak zniszczone przez próchnicę, że nie nadają się do dalszego leczenia, zostają usunięte. Nowoczesna stomatologia nie skazuje już takich pacjentów na konieczność zakładania sztucznej (wyjmowanej) szczęki. Implanty umożliwiają bowiem trwałe osadzenie "trzecich" zębów. Małe, podobne do śrubek tytanowe elementy wszczepiane są w kości wyrostka zębodołowego. To one staną się korzeniami "nowych zębów". Gojenie się rany i integrowanie implantu z kością trwa od trzech do sześciu miesięcy. Potem do wszczepów przytwierdza się przechodzące przez dziąsła łączniki, do których mocuje się pojedynczy ząb lub protezę.
- Na świecie stosuje się ponad 200 rodzajów systemów implantologicznych. Najlepsze są wszczepy tytanowe, gdyż ten metal najlepiej integruje się z tkanką kostną i jest najtrwalszy - uważa prof. Eugeniusz Spiechowicz, kierownik Katedry Protetyki Stomatologicznej Akademii Medycznej w Warszawie. Dobre efekty osiągają stomatolodzy używający hydroksyapatytu. Również ten związek dobrze łączy się z kością, ale jest bardziej kruchy. Można na nim osadzać wyłącznie pojedyncze wszczepy. Na dwóch tytanowych implantach można zaś oprzeć całą protezę.
W latach 70. za udany uważano zabieg, dzięki któremu implant przetrwał trzy lata. Dziś wszczepiony ząb wytrzymuje 10-15 lat. Stomatolodzy mają nadzieję, że już niedługo będzie to zabieg wystarczający na całe życie. Warunkiem udanej operacji jest właściwa współpraca dentysty z pacjentem. Implanty można zakładać tylko u pacjentów, którzy wzorowo dbają o higienę jamy ustnej. Odkładająca się płytka nazębna może bowiem doprowadzić do utraty wszczepu.
Niekiedy stomatolodzy nie decydują się na założenie implantu ze względu na stan kości, do której miał być on przytwierdzony. Po wyrwaniu zębów wyrostek zębodołowy, z którego one wyrastają, przestaje odgrywać swoją rolę i po pewnym czasie zanika. - Każdy nie pracujący narząd zanika. Dlatego tak ważne jest zachowanie choćby korzeni zębów, gdyż sama ich obecność nie dopuszcza do zaniku wyrostka zębodołowego. Z tych samych względów zakłada się dziś tymczasowe protezy natychmiast po wyrwaniu zęba - tłumaczy prof. Spiechowicz.
Aby można było założyć implant, należy niekiedy odbudować wyrostek zębodołowy, który zaniknął. Najczęściej dokonuje się wówczas przeszczepu kości pobranej z biodra pacjenta. Na tak powstałym podwyższeniu można umieścić implant. Naukowcy pracują nad nową metodą odtwarzania wyrostka zębodołowego - mniej kłopotliwą dla pacjentów. Polega ona na nacięciu błony śluzowej i okostnej, a następnie przykryciu kości błoną tytanową. Tak przygotowaną szczękę pozostawia się na rok. Tytanowa błona stymuluje odbudowę kości. Początkowo przeprowadzano te zabiegi na małpach. Dziś wykonuje się je również u ludzi. Naukowcy nie umieją na razie rozwiązać ważnego problemu: powstająca kość jest za miękka na to, by można w nią było wprowadzić implant. Trwają badania zmierzające do jej utwardzenia.
W laboratoriach przygotowuje się także szczepionkę chroniącą zęby przed próchnicą. Stworzono ją ze zmodyfikowanego genetycznie tytoniu, który niszczy bakterie. W przyszłości będzie można dwa razy w tygodniu przepłukać nią zęby, by całkowicie wyeliminować bakterie wywołujące próchnicę. Zanim szczepionka trafi na rynek, nie pozostaje nam nic innego jak staranne mycie zębów. Jest to bowiem najtańsza i najskuteczniejsza metoda zapewniająca promienny uśmiech (za dobry implant trzeba zapłacić nawet 4 tys. zł).
W ciągu pięćdziesięciu lat Skandynawom udało się całkowicie zwalczyć próchnicę i znacznie ograniczyć choroby przyzębia. Na początku lat 70. stan zębów mieszkańców Finlandii był taki sam jak dziś Polaków. Ministerstwo Zdrowia ma nadzieję, że do podobnej rewolucji dojdzie również w naszym kraju. W Narodowym Programie Zdrowia na lata 1996-2005 próchnica i choroby przyzębia są uznane za jedno z głównych zagrożeń zdrowia i problemów zdrowotnych mieszkańców Polski, którymi przede wszystkim trzeba się zająć. Zanim program zacznie jednak działać, wszystko pozostaje w naszych rękach, a dokładniej - w szczoteczkach, pastach, nitkach...
Czyścimy zęby szybko i niedbale - twierdzą stomatolodzy. Nawet osoby, które poświęcają na to wymagane trzy minuty, robią to mało skutecznie, ograniczając zabiegi higieniczne do łatwo dostępnych powierzchni zębów. Nie umiemy czyścić przede wszystkim przestrzeni międzyzębowych, w których najchętniej gromadzą się bakterie. - Gdy porównujemy dane epidemiologiczne z 1987 r. i 1995 r. okazuje się, że w pewnych grupach społecznych higiena jamy ustnej nie poprawiła się wcale, mimo powszechnej dostępności dobrych szczoteczek i past do zębów - mówił na wykładzie z okazji pięćsetnej rocznicy wynalezienia szczoteczki do zębów prof. Zbigniew Jańczuk z Pomorskiej Akademii Medycznej.
Z badań epidemiologicznych wynika, że 40 proc. siedmiolatków nie doczyszcza zębów. Osiemnastolatki czynią to bardziej starannie (co trzeci nie umie się posługiwać szczoteczką), ale niewiele wiedzą o innych sposobach dbania o zęby - zaledwie co trzeci zna nitkę i płukanki, a co dziesiąty wie, jaką rolę w profilaktyce stomatologicznej odgrywa wykałaczka i guma do żucia. Stomatolodzy nie mają wątpliwości, że jeszcze mniejsza grupa systematycznie ich używa.
- Nie liczmy na to, że samą szczoteczką wyczyścimy zęby. Potrzebny jest nam do tego zestaw przyborów, przede wszystkim nitki, wykałaczki i szczoteczki do czyszczenia powierzchni stycznych. Normą w Polsce są czyste zęby, ale nadal mamy brudne przestrzenie międzyzębowe - mówi prof. Jańczuk.
- O prawidłowej profilaktyce jamy ustnej każdy pacjent powinien być pouczony na fotelu dentystycznym. Podczas wizyty u stomatologa powinien się dowiedzieć, w jaki sposób i jakich przyborów używać - uważa prof. Maria Wierzbicka z Zakładu Stomatologii Zachowawczej Akademii Medycznej w Warszawie. Przyczyną chorób zębów i przyzębia jest płytka nazębna, która powstaje na powierzchni nie czyszczonych zębów. Jest to miękki biało-żółty osad składający się z żywych drobnoustrojów i produktów ich metabolizmu. Podczas prawidłowego szczotkowania - dobrą pastą i odpowiednią szczoteczką - usuwamy zaledwie 60 proc. płytki - ostrzegają specjaliści. Reszty zanieczyszczeń można się pozbyć, używając specjalnych szczoteczek do mycia przestrzeni międzyzębowych, nici dentystycznych, wykałaczek czy irygatorów. Płytki nazębne, które odkładają się na trudno dostępnych powierzchniach, mogą być usunięte wyłącznie w gabinecie stomatologicznym. Dentyści radzą, by ten zabieg przeprowadzać co najmniej dwa razy w roku. Do tych wskazań stosuje się jednak niewielu Polaków.
Nic więc dziwnego, że próchnica jest w Polsce powszechną chorobą. Z danych Polskiego Towarzystwa Stomatologicznego wynika, że 95 proc. dorosłych Polaków cierpi z jej powodu, a jedynie połowa osiemnastolatków zachowała wszystkie zęby. Zaledwie co dziesiąty uczeń szkoły podstawowej nie ma próchnicy. Specjaliści Światowej Organizacji Zdrowia opracowali zalecenia, dzięki którym do roku 2000 uda się wyleczyć to schorzenie i nie dopuścić do jego rozwoju co najmniej u połowy uczniów w krajach Europy. W Polsce będzie to jednak możliwe najwcześniej za dziesięć lat.
Niedostateczna higiena jamy ustnej sprzyja nie tylko chorobom zębów, lecz także paradontozie grożącej wypadaniem zdrowych zębów. W Polsce wskutek tego schorzenia cierpi od 5 do 15 proc. osób w wieku 35-44 lat. U 60 proc. osób powyżej 60. roku życia dentyści stwierdzają głębokie kieszonki i zapalenie przyzębia. Epidemiolodzy twierdzą, że paradontoza, na którą cierpi średnio 10 proc. mieszkańców świata, najczęściej pojawia się w krajach, gdzie ludzie nie dbają o higienę jamy ustnej. Gromadzące się w niej bakterie niszczą bowiem nie tylko zęby, lecz także tkankę przytrzymującą je w kieszonkach.
Stosowane dotychczas metody ratowania ruszających się zębów nie zawsze przynosiły zadowalające efekty. Stomatolodzy wiążą dziś duże nadzieje z opracowanym przez szwedzkich naukowców żelem, który umożliwia regenerację tkanek przyzębia. Preparat odtwarza otaczające zęby tkanki zniszczone wskutek paradontozy. W jego skład wchodzi amelogenina, białko wytwarzane w organizmie człowieka w okresie formowania się zębów. Naukowcy nie wiedzą jeszcze, jak dokładnie działa żel. Prawdopodobnie po nałożeniu na odsłoniętą powierzchnię korzenia wpływa na formowanie się takich tkanek przyzębia, jak bezkomórkowy cement korzeniowy i włókna ozębnej, oraz przyczynia się do odbudowy tkanki kostnej wyrostka zębodołowego. Hamuje zaś niekorzystny rozwój nabłonka dziąsłowego blokującego tworzenie tkanki łącznej. Według specjalistów, jego działanie polega na sterowaniu regeneracją tkanek. Mają oni nadzieję, że w przyszłości preparaty tego typu będą służyć nie tylko do leczenia chorób przyzębia, lecz także do przyspieszenia gojenia się ran i zrastania kości.
W ciągu trzech lat (czyli od dopuszczenia żelu do sprzedaży) zastosowano go u 60 tys. osób, głównie Amerykanów i Niemców. U 90 proc. z nich zaobserwowano pozytywne zmiany, w tym u 65 proc. pacjentów całkowitą regenerację kości wraz z odtworzeniem mechanizmu więzadłowego i cementu korzeniowego. Na razie żel mogą stosować wyłącznie wykwalifikowani specjaliści. Jego twórcy są jednak przekonani, że w przyszłości preparat zostanie tak udoskonalony, że zabieg będą mogli wykonać w domu sami pacjenci. Wystarczy, że posmarują nim chore dziąsła.
Jeżeli zęby są tak zniszczone przez próchnicę, że nie nadają się do dalszego leczenia, zostają usunięte. Nowoczesna stomatologia nie skazuje już takich pacjentów na konieczność zakładania sztucznej (wyjmowanej) szczęki. Implanty umożliwiają bowiem trwałe osadzenie "trzecich" zębów. Małe, podobne do śrubek tytanowe elementy wszczepiane są w kości wyrostka zębodołowego. To one staną się korzeniami "nowych zębów". Gojenie się rany i integrowanie implantu z kością trwa od trzech do sześciu miesięcy. Potem do wszczepów przytwierdza się przechodzące przez dziąsła łączniki, do których mocuje się pojedynczy ząb lub protezę.
- Na świecie stosuje się ponad 200 rodzajów systemów implantologicznych. Najlepsze są wszczepy tytanowe, gdyż ten metal najlepiej integruje się z tkanką kostną i jest najtrwalszy - uważa prof. Eugeniusz Spiechowicz, kierownik Katedry Protetyki Stomatologicznej Akademii Medycznej w Warszawie. Dobre efekty osiągają stomatolodzy używający hydroksyapatytu. Również ten związek dobrze łączy się z kością, ale jest bardziej kruchy. Można na nim osadzać wyłącznie pojedyncze wszczepy. Na dwóch tytanowych implantach można zaś oprzeć całą protezę.
W latach 70. za udany uważano zabieg, dzięki któremu implant przetrwał trzy lata. Dziś wszczepiony ząb wytrzymuje 10-15 lat. Stomatolodzy mają nadzieję, że już niedługo będzie to zabieg wystarczający na całe życie. Warunkiem udanej operacji jest właściwa współpraca dentysty z pacjentem. Implanty można zakładać tylko u pacjentów, którzy wzorowo dbają o higienę jamy ustnej. Odkładająca się płytka nazębna może bowiem doprowadzić do utraty wszczepu.
Niekiedy stomatolodzy nie decydują się na założenie implantu ze względu na stan kości, do której miał być on przytwierdzony. Po wyrwaniu zębów wyrostek zębodołowy, z którego one wyrastają, przestaje odgrywać swoją rolę i po pewnym czasie zanika. - Każdy nie pracujący narząd zanika. Dlatego tak ważne jest zachowanie choćby korzeni zębów, gdyż sama ich obecność nie dopuszcza do zaniku wyrostka zębodołowego. Z tych samych względów zakłada się dziś tymczasowe protezy natychmiast po wyrwaniu zęba - tłumaczy prof. Spiechowicz.
Aby można było założyć implant, należy niekiedy odbudować wyrostek zębodołowy, który zaniknął. Najczęściej dokonuje się wówczas przeszczepu kości pobranej z biodra pacjenta. Na tak powstałym podwyższeniu można umieścić implant. Naukowcy pracują nad nową metodą odtwarzania wyrostka zębodołowego - mniej kłopotliwą dla pacjentów. Polega ona na nacięciu błony śluzowej i okostnej, a następnie przykryciu kości błoną tytanową. Tak przygotowaną szczękę pozostawia się na rok. Tytanowa błona stymuluje odbudowę kości. Początkowo przeprowadzano te zabiegi na małpach. Dziś wykonuje się je również u ludzi. Naukowcy nie umieją na razie rozwiązać ważnego problemu: powstająca kość jest za miękka na to, by można w nią było wprowadzić implant. Trwają badania zmierzające do jej utwardzenia.
W laboratoriach przygotowuje się także szczepionkę chroniącą zęby przed próchnicą. Stworzono ją ze zmodyfikowanego genetycznie tytoniu, który niszczy bakterie. W przyszłości będzie można dwa razy w tygodniu przepłukać nią zęby, by całkowicie wyeliminować bakterie wywołujące próchnicę. Zanim szczepionka trafi na rynek, nie pozostaje nam nic innego jak staranne mycie zębów. Jest to bowiem najtańsza i najskuteczniejsza metoda zapewniająca promienny uśmiech (za dobry implant trzeba zapłacić nawet 4 tys. zł).
W ciągu pięćdziesięciu lat Skandynawom udało się całkowicie zwalczyć próchnicę i znacznie ograniczyć choroby przyzębia. Na początku lat 70. stan zębów mieszkańców Finlandii był taki sam jak dziś Polaków. Ministerstwo Zdrowia ma nadzieję, że do podobnej rewolucji dojdzie również w naszym kraju. W Narodowym Programie Zdrowia na lata 1996-2005 próchnica i choroby przyzębia są uznane za jedno z głównych zagrożeń zdrowia i problemów zdrowotnych mieszkańców Polski, którymi przede wszystkim trzeba się zająć. Zanim program zacznie jednak działać, wszystko pozostaje w naszych rękach, a dokładniej - w szczoteczkach, pastach, nitkach...
Więcej możesz przeczytać w 4/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.