Michael Jordan, koszykarz wszech czasów, zarobił na reklamie 408 mln dolarów
Król basketu odszedł po raz drugi. Wśród tłumu dziennikarzy z całego świata i wielu kamer, którymi chciano zarejestrować oficjalne pożegnanie Michaela Jordana w United Center w Chicago, znalazł się nawet francuski reporter na co dzień zajmujący się wielką polityką. - Kazali mi wszystko rzucić, zapomnieć o impeachmencie Billa Clintona, spakować torbę i zobaczyć odejście najbogatszego sportowca i żywej legendy zawodowego sportu - mówił Thomas Nacher. Trudno się temu dziwić. W niedawno przeprowadzonym plebiscycie CNN i Instytutu Gallupa na najbardziej podziwianego mężczyznę na świecie Jordan przegrał tylko z prezydentem USA, papieżem i telewizyjnym kaznodzieją Billym Grahamem. Gdy Jordan wypowiedział słowa: "Odchodzę na emeryturę", ciszę przerywały wyłącznie flesze. Gdy dodał: "Tym razem na zawsze", gdzieś w tle United Center zdało się słyszeć łkanie udziałowców wszystkich firm i koncernów sponsorujących koszykarza wszech czasów. Choć Brian Murphy, wydawca "Sports Marketing Letter", twierdzi, że nawet za 50 lat produkty z wizerunkiem Jordana nadal będą się świetnie sprzedawać, szefowie firm płacących mu 40 mln USD rocznie muszą być zaniepokojeni nadchodzącą pustką. Z grupy dwunastu głównych inwestorów najwięcej do stracenia ma Nike, koncern płacący koszykarzowi 16 mln USD rocznie. Po ogłoszeniu odejścia Jordana wartość akcji obuwniczego giganta spadła o 5 proc. Nowego sposobu na reklamę będzie musiała szukać także firma Sara Lee (produkty spożywcze), która wypłacała sportowcowi 5 mln USD, MC/World Com (telekomunikacja - 4 mln USD) oraz Gatorade (napoje odżywcze - 3 mln USD). Większość kontraktów Jordan podpisywał na kilka lat, a z Nike zawarł umowę dożywotnią. Tak więc jemu, jego żonie Juanicie i trójce dzieci na pewno nie zabraknie pieniędzy. Jordan był bowiem nie tylko geniuszem basketu, lecz także najskuteczniejszym sportowcem, jaki kiedykolwiek zarabiał w reklamie. Uwielbiały go firmy marketingowe. W latach 1994-1998 w sondzie "ESPN Chilton" szefom największych amerykańskich przedsiębiorstw zadawano jedno pytanie: "Gdybyś mógł wybrać tylko jednego sportowca mającego reprezentować twoje produkty, kogo byś wybrał?". Za każdym razem przynajmniej 30 proc. ankietowanych odpowiadało bez wahania: "Michaela Jordana". Takie sławy, jak Tiger Woods (golf), Troy Aikman (futbol amerykański) czy Shaquille O?Neal (koszykówka), wymieniało najwyżej 5 proc. respondentów. W czasie koszykarskiej kariery dochód Jordana z przedsięwzięć reklamowych przekroczył 408 mln USD, a w trakcie jego dalszego życia ulegnie przynajmniej podwojeniu. Obliczono, że kontrakty Michaela pozwalają mu podczas pięciominutowego gotowania jajka zarobić 618 USD. Na jego talencie bogacili się również inni. Najlepszy interes zrobił chyba Jerry Reisdorf, właściciel Byków. Większość akcji klubu wykupił w 1995 r. za 9,2 mln USD - dwanaście miesięcy po podpisaniu pierwszego kontraktu przez Jordana. Według grudniowego wydania magazynu "Forbes", obecna wartość zespołu wynosi 303 mln USD. W Beaverton, w siedzibie firmy Nike, dla której Michael Jordan zarobił 2,6 mld USD, nikt na razie nie skacze przez okno. Phil Knight, szef koncernu i zaufany Michaela, z pewnością zadaje sobie jednak pytanie: "Co dalej?". Doskonale wie, że nawet najlepsza, najdowcipniejsza reklamówka telewizyjna nie jest w stanie zastąpić Michaela Jordana zdobywającego 30 punktów dla Chicago Bulls. Knight już raz miał podobne zmartwienie. W 1993 r. po śmierci ojca Michael zdecydował się na zmianę dyscypliny i przeniósł się na boisko baseballowe. Rynek zareagował natychmiast. Ogólna wartość sprzedaży produktów z naszywką "Air Jordan" spadła o 25 proc. Taki sam problem musi dziś rozwiązać Dick Ebersol, szef programów sportowych stacji telewizyjnej NBC, która przed kilkoma miesiącami zapłaciła 1,75 mld USD za prawo pokazywania koszykarskiej ligi NBA do 2003 r. Szefowie NBC i drugiego największego odbiorcy meczów NBA Turner Broadcasting nie mają wątpliwości, że odejście supergwiazdy z Chicago spowoduje spadek oglądalności ligi, a co się z tym wiąże zmniejszenie wysokości kwot, jakie dotychczas można było żądać od reklamodawców ogłaszających się w trakcie przekazu. Wszyscy zadają sobie tylko jedno pytanie: jak wielkie będą straty? W minionym sezonie mecze, w których występował Jordan, oglądało 65 proc. telewidzów więcej niż pojedynki z udziałem innych wielkich gwiazd. Podobne różnice notowano podczas finałów. Gdy Byki grały z Jordanem, Pippenem i Rodmanem, telewidzów było o 27 proc. więcej niż wówczas, gdy drużyna Chicago Bulls nie uczestniczyła w decydującej rozgrywce. Łatwo przewidzieć, że podobnie reagują na Jordana miłośnicy koszykówki z całego świata; od Chin po Brazylię, gdzie NBA sprzedaje swój pakiet transmisji składający się z 40 meczów.
Więcej możesz przeczytać w 4/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.