Amerykańscy i brytyjscy eksperci przybyli na Ukrainę, by sprawdzić informacje o sprzedaży Irakowi systemów radarowych "Kolczuga". Opozycja zarzuca władzom matactwa.
Zachodni eksperci spotkali się w poniedziałek rano z przedstawicielami 14-osobowej ukraińskiej grupy rządowej, która ma ich wspierać podczas wypełniania misji na Ukrainie. Ustalono szczegółowy program wizyty, w tym listę obiektów wojskowych do odwiedzenia.
Przewodniczący ukraińskiej grupy i jednocześnie szef administracji prezydenta kraju Wiktor Medwedczuk uważa, że Kijów, godząc się na zapoznanie zachodnich ekspertów z dokumentacją, dotyczącą produkcji "Kolczug", "wykazał się nie mającą precedensów otwartością".
Szef ukraińskiej dyplomacji Anatolij Złenko w wypowiedzi dla prasy podkreślił, że grupa nie ma pełnomocnictw międzynarodowej misji ONZ. Według niego, jest to "techniczna misja zagranicznych ekspertów". Dodał, że grupa przybyła na zaproszenie Kijowa w ramach prowadzonego śledztwa, dotyczącego amerykańskich oskarżeń o sprzedaży "Kolczug" Bagdadowi.
Tymczasem w miniony piątek b. wicepremier Julia Tymoszenko oświadczyła - czemu zdecydowanie zaprzeczył minister Złenko - że ma dowody na to, iż w ubiegłym tygodniu Ukraina w tajemnicy sprowadziła z Białorusi "Kolczugę". Według niej, "Kolczugę" sprowadzono, gdyż ukraińskim władzom "nie zgadzają się cyfry w papierach" (w okresie ZSRR "Kolczugi" były produkowane m.in. w Rosji, Białorusi i Ukrainie).
24 września USA oficjalnie oskarżyły prezydenta Leonida Kuczmę o złamanie lub próbę złamania embarga ONZ na dostawy broni do Iraku. W ślad za tym ograniczyły o niemalże 55 mln dolarów tegoroczną pomoc finansową dla ukraińskiego rządu i zapowiedziały wprowadzenie korekty w stosunkach dwustronnych. Jednocześnie Waszyngton przyznał, że nie ma dowodów na to, że ukraińskie stacje pasywnego wykrywania obiektów znajdują się na terytorium Iraku. Oskarżenie oparto na nagraniach byłego ochroniarza Kuczmy majora Mykoły Melnyczenki, który twierdzi, że przez długi okres podsłuchiwał prezydenta w gabinecie. Władze USA uznały, że nagranie jest autentyczne.
em, pap
Przewodniczący ukraińskiej grupy i jednocześnie szef administracji prezydenta kraju Wiktor Medwedczuk uważa, że Kijów, godząc się na zapoznanie zachodnich ekspertów z dokumentacją, dotyczącą produkcji "Kolczug", "wykazał się nie mającą precedensów otwartością".
Szef ukraińskiej dyplomacji Anatolij Złenko w wypowiedzi dla prasy podkreślił, że grupa nie ma pełnomocnictw międzynarodowej misji ONZ. Według niego, jest to "techniczna misja zagranicznych ekspertów". Dodał, że grupa przybyła na zaproszenie Kijowa w ramach prowadzonego śledztwa, dotyczącego amerykańskich oskarżeń o sprzedaży "Kolczug" Bagdadowi.
Tymczasem w miniony piątek b. wicepremier Julia Tymoszenko oświadczyła - czemu zdecydowanie zaprzeczył minister Złenko - że ma dowody na to, iż w ubiegłym tygodniu Ukraina w tajemnicy sprowadziła z Białorusi "Kolczugę". Według niej, "Kolczugę" sprowadzono, gdyż ukraińskim władzom "nie zgadzają się cyfry w papierach" (w okresie ZSRR "Kolczugi" były produkowane m.in. w Rosji, Białorusi i Ukrainie).
24 września USA oficjalnie oskarżyły prezydenta Leonida Kuczmę o złamanie lub próbę złamania embarga ONZ na dostawy broni do Iraku. W ślad za tym ograniczyły o niemalże 55 mln dolarów tegoroczną pomoc finansową dla ukraińskiego rządu i zapowiedziały wprowadzenie korekty w stosunkach dwustronnych. Jednocześnie Waszyngton przyznał, że nie ma dowodów na to, że ukraińskie stacje pasywnego wykrywania obiektów znajdują się na terytorium Iraku. Oskarżenie oparto na nagraniach byłego ochroniarza Kuczmy majora Mykoły Melnyczenki, który twierdzi, że przez długi okres podsłuchiwał prezydenta w gabinecie. Władze USA uznały, że nagranie jest autentyczne.
em, pap