Alergia na pokój

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdy 11 września waliły się wieże nowojorskiego World Trade Center, większość politologów była przekonana, że w tym momencie prysły wszelkie nadzieje na rychłe zaprowadzenie pokoju na Bliskim Wschodzie. Mylili się to że nie ma najmniejszych szans na zaprowadzenie pokoju w Palestynie - okazało się dopiero po wczorajszym zamachu na izraelskiego ministra turystyki.
Jeszcze przed tygodniem wydawało się, że przy odrobinie dobrej woli z obu stron przełom jest możliwy. Zwłaszcza, że administracji Stanów Zjednoczonych, która z oczywistych względów próbuje zaskarbić sobie względy świata arabskiego, bardzo zależało na tym, by możliwie szybko ochłodzić temperaturę w bliskowschodnim kotle. Premier Wielkiej Brytanii Tony Blair publicznie potwierdził ostatnio prawo Palestyńczyków do posiadania własnego państwa. Dlaczego nie wykorzystano tych jakże sprzyjających okoliczności?
Górę biorą radykałowie, u których słowo "pokój" wywołuje ostrą alergię. Rząd Izraela nieustannie winą za zamachy obarcza Jasera Arafata, dyskredytując tym samym jedynego potencjalnego uczestnika rozmów pokojowych, który dopuszcza możliwość kompromisu z Żydami. Z kolei wczorajszy zamach na ministra Zeewiego jest jaskrawym dowodem na to, iż przywódca Autonomii Palestyńskiej utracił wszelki wpływ na liderów radykalnych ugrupowań arabskich.
Na Bliskim Wschodzie zabijanie przeciwników stało się stałym elementem gry politycznej. Pokoju nie będzie.
Tomasz Wojciechowski