Wystąpienie premiera Leszka Millera nie było zaskakujące. Szef rządu starał się uprawianą dotychczas propagandą klęski przemienić w propagandę sukcesu. Wszystko bowiem można przedstawić - jak mawiał Lech Wałęsa - "w zależności do punktu siedzenia". Zamiast więc ubolewać, że ciągle daleko nam do krajów Unii Europejskiej premier radował się, że "Polska uniknie losu Argentyny". Oznajmił także, że "rząd przyjął nową strategię i nadrobił zaległości" w negocjacjach z Unią Europejską. Ale czy przyjęcie nas do struktur UE rozwiąże wszelkie problemy? Są kraje, które skorzystały na tym, ale także takie, które tej szansy nie potrafiły wykorzystać. Sto dni to za mało, aby zdziałać wiele na polu gospodarki, ale wystarczająco długo, aby na przykład dokończyć reformę szkolnictwa. Odwleczenie w czasie wprowadzenia nowej matury spowodowało nieprawdopodobny bałagan i pogłębiło jeszcze zapaść edukacyjną. Miller cieszy się z polepszenia stosunków z Rosją, ale trzeba pamiętać, że na razie ożywiły się jedynie wzajemne stosunki towarzyskie. Można też zrozumieć rząd, że chce mieć swoich ludzi w spółkach Skarbu Państwa i dlatego przeprowadza w nich czystki. Ale nie można zrozumieć dlaczego na ich miejsce powołuje ludzi niekompetentnych i związanych z firmą Bartimpex Aleksandra Gudzowatego? Trudno też chwalić się pomocą dla najuboższych gdy wszystkie świadczenia - z powodu trudnej sytuacji budżetowej - zostały obcięte. Fakt, że wprowadzono okresowy zasiłek macierzyński dla nieubezpieczonych nie przesłania faktu, że urlop macierzyński został skrócony o ponad dwa miesiące. Ciągle nie rozpoczęto prac nad reformą finansów publicznych, nie przedstawiono też planu walki z bezrobociem. Kuleje polityka informacyjna. Nie wykorzystano szansy, aby po symbolicznych stu dniach przedstawić "plan Belki". Spekulacje i sprzeczne sygnały płynące z rządu, na temat zakresu koniecznych zmian, na pewno nie wpływają korzystnie na wizerunek rządu.
Dorota Macieja
Dorota Macieja