Wątpliwe by poza Fidelem Castro ktokolwiek na świecie żałował odsuniętego od władzy Hugo Chaveza. Wręcz przeciwnie - trwające trzy lata pseudosocjalistyczne eksperymenty wiernego ucznia i przyjaciela kubańskiego Comandante budziły coraz większe zaniepokojenie za granicą i wywoływały falę protestów w samej Wenezueli.
Wprawdzie Chavez wygrał w 1999 r. demokratyczne wybory, ale to jeden z niewielu użytków jakie zrobił z demokracji. Później jego władza coraz bardziej zaczęła przypominać rządy innych latynoskich caudillów. W imię uszczęśliwiania obywateli ograniczył wolność mediów, zabrał się za "porządkowanie dzikiego kapitalizmu", zaczął rozprawiać się z przeciwnikami politycznymi. Jego wielogodzinne przemówienia można by uznać za groteskę.
Charyzmatyczny pułkownik zaczynał z 80-procentowym poparciem Wenezuelczyków zmęczonych korupcją i ciągłymi kryzysami. Dzisiaj prawie taki sam jest odsetek jego przeciwników.
Przesilenie w Wenezueli - państwie wydobywającym najwięcej ropy naftowej na zachodniej półkuli - nastąpiło w bardzo niekorzystnym momencie, w czasie trwania kolejnego kryzysu bliskowschodniego windującego ceny ropy na światowych rynkach. Jednak w przeciwieństwie do wiadomości z Bliskiego Wschodu ta mówiąca o pozbawieniu Chaveza władzy zostanie zapewne odebrana z ulgą. To on jako szef państwa przewodzącego obecnie OPEC był zwolennikiem windowania cen ropy i wykorzystywania jej do celów politycznych. Po krótkotrwałym zamieszaniu sytuacja zapewne unormuje się, a zakończenie strajków w wenezuelskim przemyśle naftowym przyniesie nawet uspokojenie.
Tylko w życiu Wenezuelczyków zmieni się niewiele - od dziesięcioleci potencjalnie najbogatszy kraj Ameryki południowej klepie biedę. Nie zmienili tego ani skorumpowani technokraci, ani pseudorewolucjonista Chavez. Wątpliwe by cudowną receptę znaleźli generałowie, którzydo zamknęli operetkowego prezydenta w forcie Tiuna, głównej bazie wojskowej w Caracas, i zastanawiają się co dalej robić...
Jarosław Giziński
O powrocie do władzy Chaveza czytaj: Triumfalny powrót Chaveza
Wprawdzie Chavez wygrał w 1999 r. demokratyczne wybory, ale to jeden z niewielu użytków jakie zrobił z demokracji. Później jego władza coraz bardziej zaczęła przypominać rządy innych latynoskich caudillów. W imię uszczęśliwiania obywateli ograniczył wolność mediów, zabrał się za "porządkowanie dzikiego kapitalizmu", zaczął rozprawiać się z przeciwnikami politycznymi. Jego wielogodzinne przemówienia można by uznać za groteskę.
Charyzmatyczny pułkownik zaczynał z 80-procentowym poparciem Wenezuelczyków zmęczonych korupcją i ciągłymi kryzysami. Dzisiaj prawie taki sam jest odsetek jego przeciwników.
Przesilenie w Wenezueli - państwie wydobywającym najwięcej ropy naftowej na zachodniej półkuli - nastąpiło w bardzo niekorzystnym momencie, w czasie trwania kolejnego kryzysu bliskowschodniego windującego ceny ropy na światowych rynkach. Jednak w przeciwieństwie do wiadomości z Bliskiego Wschodu ta mówiąca o pozbawieniu Chaveza władzy zostanie zapewne odebrana z ulgą. To on jako szef państwa przewodzącego obecnie OPEC był zwolennikiem windowania cen ropy i wykorzystywania jej do celów politycznych. Po krótkotrwałym zamieszaniu sytuacja zapewne unormuje się, a zakończenie strajków w wenezuelskim przemyśle naftowym przyniesie nawet uspokojenie.
Tylko w życiu Wenezuelczyków zmieni się niewiele - od dziesięcioleci potencjalnie najbogatszy kraj Ameryki południowej klepie biedę. Nie zmienili tego ani skorumpowani technokraci, ani pseudorewolucjonista Chavez. Wątpliwe by cudowną receptę znaleźli generałowie, którzydo zamknęli operetkowego prezydenta w forcie Tiuna, głównej bazie wojskowej w Caracas, i zastanawiają się co dalej robić...
Jarosław Giziński
O powrocie do władzy Chaveza czytaj: Triumfalny powrót Chaveza