Europa ma coraz większą słabość do polityków żądających zamykania granic, wstrzymania integracji, zamknięcia na świat zewnętrzny. Joerg Haider w Austrii, Umberto Bossi we Włoszech, Pim Fortuyn w Holandii, Ronald Schill w Niemczech, Istvan Csurka na Węgrzech, Andrzej Lepper w Polsce szturmem wtargnęli na scenę polityczną swoich krajów. Wszyscy mają przynajmniej jedną wspólną cechę: oferują wyborcom łatwe odpowiedzi na nurtujące ich pytania: przedstawiają cudowne recepty na rozwiązanie problemów i co najważniejsze winą za ich powstanie obarczają obcych - w niektórych przypadkach oznacza to imigrantów, w innych eurokratów z Brukseli.
Towarzyszy temu kryzys elit politycznych, które nie potrafią przedstawić rozsądnego planu wyjścia z pułapki, jaką stało się pieczołowicie budowane przez dziesięciolecia europejskie państwo dobrobytu. Balast socjalnych przywilejów sprawia, że Europa pogrąża się w głębokiej stagnacji i utraciła zdolność konkurowania na światowych rynkach. Dzisiejsze elity boją się zmian na lepsze, boją sięgnięcia po sprawdzone na innych kontynentach recepty, boją postępu, boją globalizacji. Stawianie czoła globalnej konkurencji oznacza bowiem konieczność zmuszania do większego wysiłku własnych społeczeństw. A to z kolei -- równoznaczne jest z protestami, spadkiem popularności. Elity próbując pogodzić między konieczność reformowania gospodarki z przyzwyczajeniami europejskich społeczeństw dziś osiągnęły stan, który można nazwać "zgniłym kompromisem". "Zgniłym", wstrzymywane w pół kroku reformy nie przynoszą spodziewanego efektu, a i tak rośnie grono niezadowolonych z tego, że ktoś w ogóle próbuje je przeprowadzić. Taki "zgniły kompromis" nie zadowala ani jednej, ani drugiej strony.
Coraz szersze rzesze sfrustrowanych poszukują więc pomocy u politycznych szarlatanów. Każdy ma zatem takiego "Le Ppen(r)a", na jakiego zasłużył.
Tomasz Wojciechowski
Towarzyszy temu kryzys elit politycznych, które nie potrafią przedstawić rozsądnego planu wyjścia z pułapki, jaką stało się pieczołowicie budowane przez dziesięciolecia europejskie państwo dobrobytu. Balast socjalnych przywilejów sprawia, że Europa pogrąża się w głębokiej stagnacji i utraciła zdolność konkurowania na światowych rynkach. Dzisiejsze elity boją się zmian na lepsze, boją sięgnięcia po sprawdzone na innych kontynentach recepty, boją postępu, boją globalizacji. Stawianie czoła globalnej konkurencji oznacza bowiem konieczność zmuszania do większego wysiłku własnych społeczeństw. A to z kolei -- równoznaczne jest z protestami, spadkiem popularności. Elity próbując pogodzić między konieczność reformowania gospodarki z przyzwyczajeniami europejskich społeczeństw dziś osiągnęły stan, który można nazwać "zgniłym kompromisem". "Zgniłym", wstrzymywane w pół kroku reformy nie przynoszą spodziewanego efektu, a i tak rośnie grono niezadowolonych z tego, że ktoś w ogóle próbuje je przeprowadzić. Taki "zgniły kompromis" nie zadowala ani jednej, ani drugiej strony.
Coraz szersze rzesze sfrustrowanych poszukują więc pomocy u politycznych szarlatanów. Każdy ma zatem takiego "Le Ppen(r)a", na jakiego zasłużył.
Tomasz Wojciechowski