Czym się różni Asad od Kadafiego?

Czym się różni Asad od Kadafiego?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rada Bezpieczeństwa ONZ po raz kolejny nie przyjęła żadnej rezolucji w sprawie Syrii - 6 tysięcy ofiar konfliktu, który najprawdopodobniej wkrótce przerodzi się w regularną wojnę domową to najwyraźniej za mało, by świat zabrał głos w sprawie reżimu Baszara el-Asada. Czy sytuacja wyglądałaby tak samo, gdyby Syria była ważnym eksporterem ropy naftowej?
Muammar Kadafi, libijski dyktator obalony (i ostatecznie zabity) przy dużym udziale NATO, nigdy nie posunął się do tego, by rozkazać snajperom strzelać do uczestników konduktów pogrzebowych, a żołnierzy wysyłać przeciwko nieuzbrojonym cywilom. Owszem, Kadafi rzucił armię do walki ze swoimi przeciwnikami - ale tymi przeciwnikami byli uzbrojeni rebelianci, którzy rozpoczęli zbrojną insurekcję przeciwko reżimowi pułkownika. 

Baszar el-Asad, niedoszły okulista, podobnie jak Kadafi nie ma zamiaru żegnać się z władzą - ale w odróżnieniu od Kadafiego rzeczywiście ma szanse ją utrzymać. Dzieje się tak pomimo tego, że zbrodnie Asada, jakich dopuszcza się przeciwko swojemu narodowi wydają się znacznie poważniejsze niż to, czym można było obarczyć Kadafiego. A jednak to przeciwko Kadafiemu NATO rzuciło swoje bombowce i okręty zaledwie po trzech miesiącach od wybuchu niepokojów w Libii. Tymczasem prezydent Syrii topi swój kraj we krwi od niemal roku - a Rada Bezpieczeństwa ONZ nie jest w stanie przygotować dokumentu, w którym stwierdziłaby, że zabijanie Syryjczyków światu się nie podoba.

Owszem - amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton rzuca gromy na Asada nazywając go "tyranem z Damaszku" i zapewniając, że USA "dadzą jasny sygnał, iż przyszłości nie da się powstrzymać za pomocą broni". Owszem - francuski minister spraw zagranicznych Alain Juppe straszy Rosję i Chiny odpowiedzialnością "przed historią" w związku z blokowaniem rezolucji w sprawie Syrii. Owszem - można powiedzieć, że wolny świat opowiada się po stronie słusznej - a tylko ci źli, i nie do końca wolni - Chiny i Rosja - przeszkadzają w skarceniu tego strasznego Asada. Problem jednak w tym, że "ci źli" tak samo mało entuzjastycznie podchodzili do kwestii libijskiej - a jednak wtedy USA et consortes umiały przekonać Pekin i Moskwę, by - jeśli nie chcą popierać akcji przeciwko Kadafiemu - przynajmniej nie przeszkadzały w jej przeprowadzeniu.

Czy i w przypadku Syrii nie dałoby się znaleźć argumentów skłaniających Rosję i Chiny do zmiany stanowiska? Na pewno by się dało - bo w dyplomacji, tak jak i w każdej innej dziedzinie życia - każdy ma swoją cenę. Problem w tym, że wydaje się, iż w przypadku rezolucji w sprawie Syrii nikt nie kwapił się, by tę cenę zapłacić. Bo za mało ropy, bo za blisko Iranu, bo mamy teraz inne sprawy (kryzys!) na głowie. Logiczne? Logiczne. Racjonalne? Racjonalne. I tylko słowa o zachodnich wartościach i prawach człowieka będą brzmieć w przyszłości jeszcze mniej wiarygodnie. Bo po raz kolejny okazuje się, że prawa człowieka można swobodnie łamać, a z wartości zachodnich sobie kpić - pod warunkiem, że wybierze się ku temu odpowiedni czas i miejsce. Wszystko wskazuje na to, że Baszar el-Asad - w odróżnieniu od Kadafiego - w takim odpowiednim czasie i miejscu się znalazł.

ONZ milczy, Syria spływa krwią - szczegóły na Wprost.pl:

Rosja i Chiny bronią Asada. Waszyngton "czuje obrzydzenie"

 

Liga Arabska apeluje do prezydenta Syrii: przestań zabijać

Syryjczycy atakują... swoje ambasady

Clinton zapewnia: nie chcemy atakować Syrii

Francja: Asad morduje ludzi, ci którzy nie chcą go powstrzymać, odpowiedzą przed historią

Syria: prezydent masakruje opozycję. Armia ostrzelała zbuntowane miasto