Ostatnio okazało się, że organizatorzy Euro 2012 "nieco" przeliczyli się jeśli chodzi o liczbę kibiców jacy odwiedzą Polskę - miało ich do naszego kraju przyjechać ponad 700 tysięcy - przyjedzie o... pół miliona mniej. W efekcie przedstawiciele szeroko rozumianej branży usługowej mogą zapomnieć o tym, że w ciągu miesiąca zarobią tyle, by odpalać cygara od 100-złotówek - niewykluczone, że zarobią tyle co zwykle, a może nawet mniej - jeśli za wysoko wywindują ceny.
Może więc chociaż sukces sportowy? No cóż - drużynie Franciszka Smudy zdarzają się przebłyski czegoś co przypomina grę w piłkę nożną na wysokim poziomie (mecz z Niemcami), ale równie często nasze orły sprowadzają nas na ziemię (mecz z Włochami) - a ich gra, jak mawia nieoceniony Jan Tomaszewski jest boska, co oznacza, że tylko Bóg wie jak zagrają w najbliższym meczu. O kondycji polskiej reprezentacji wiele mówi fakt, że wszyscy uczestnicy Euro 2012 bardzo chcieli trafić do grupy z Polakami - i bynajmniej nie chodziło im o to, aby mieć okazję do pomeczowej wymiany koszulek z naszymi gwiazdami.
A stadiony? - spyta ktoś. Słusznie. Dzięki Euro 2012 mamy w kraju cztery piękne stadiony - z perłą w koronie, wartym niemal 2 miliardy złotych Stadionem Narodowym w Warszawie. Co dostaliśmy za te 2 miliardy? Obiekt na którym - według Policji i władz stolicy - najlepiej rozgrywać mecze bez kibiców, albo profilaktycznie nie rozgrywać ich wcale. Świetnie zainwestowane 2 miliardy złotych, prawda?
Gdybyśmy jeszcze chociaż dzięki organizowaniu Euro 2012 mogli obejrzeć na żywo reprezentację Brazylii, albo Argentyny... Tu gorąca prośba do minister sportu Joanny Muchy - niech pani ustali kto zdecydował, że zamiast Messiego przyjdzie nam oglądać w stolicy Rosjan i Greków.
O polskich przygotowaniach do Euro 2012 czytaj na Wprost.pl:
Stadion Narodowy nie nadaje się do gry. Superpucharu nie będzieNowak otworzy wszystkie drogi na Euro 2012. Nawet te niewykończone