Gudzowaty wiadomo za co. Bo od kilkunastu lat siedzi okrakiem na rurze tłoczącej gaz z Rosji do Polski i Niemiec. Jego 4-proc. udział w administrującej gazociągiem jamalskim spółce EuRoPol Gaz kłuje w oczy zarówno krajowego monopolistę PGNiG, jak i byłych przyjaciół, a dziś wrogów z rosyjskiego Gazpromu. Obaj wielcy wspólnicy Gudzowatego mają po 48 proc. udziałów w spółce, a zyskami z opłat za przesył gazu muszą się dzielić z prywatną osobą. To – wedle słów Władimira Putina – „korupcyjny układ", ale także u nas dwa lata temu Mikołaj Budzanowski (wówczas wiceminister, a obecnie minister Skarbu Państwa) odgrażał się, że usunie Gudzowatego ze spółki. Powoływał się przy tym na 418 art. Kodeksu handlowego, dopuszczający przymusowy wykup mniejszościowego akcjonariusza. Ale w końcu odpuścił.
Nie on pierwszy i pewnie nie ostatni. Gudzowaty to trudny przeciwnik – samodzielny, zadziorny i nieobliczalny. Zwłaszcza kiedy zaczyna punktować błędy w podpisanej ostatnio polsko-rosyjskiej umowie gazowej. – Za gaz z Gazpromu płacimy najdrożej w całej Europie. Nasi negocjatorzy, którzy najpierw grożą, a potem dają Rosjanom buzi, okazali się do d… – ironizuje.Biznesowe plany Aleksandra Gudzowatego w najnowszym "Wprost"