Zdaniem eksperta na pewno z osobą Gaucka nie wiąże się też żadne ryzyko dla stosunków polsko-niemieckich, a jako były szef urzędu ds. akt Stasi jest on też dobrze znany w Polsce.
"Joachim Gauck wywodzi się z demokratycznej opozycji w dawnej NRD, która miała kontakty z polską Solidarnością. Ma podobne doświadczenia, jak prezydent Bronisław Komorowski oraz premier Donald Tusk. To dobre punkty zaczepienia, by zbudować dobre relacje" - ocenił Bastos.
Podkreślił, że charyzma Gaucka może odegrać bardzo ważną rolę w czasie kryzysu w Unii Europejskiej. "To jeden z najlepszych mówców, jakiego mamy w Niemczech i potrafi przekonać ludzi, by znów zainteresowali się polityką - także sprawami Unii Europejskiej. Może on wyjaśnić ludziom, jakie właściwie są cele integracji europejskiej poza funduszami ratunkowymi i rozwiązywaniem kryzysu euro" - uważa politolog.
"W tej chwili, gdy mamy do czynienia nie tylko z kryzysem finansowym i gospodarczym, ale i z kryzysem zaufania, potrzebny jest właśnie ktoś taki, kto umie wytłumaczyć ludziom dobre strony Unii Europejskiej - powiedział. - Gauck ze swoją charyzmą i patosem może wypełnić pewną próżnię".
"To dobry wybór także z punktu widzenia roli Niemiec w Europie oraz stosunków polsko-niemieckich" - ocenił Bastos.
W jego opinii porozumienie najważniejszych partii politycznych w Niemczech w sprawie kandydatury Joachima Gaucka jest również "dobrym sygnałem, że demokracja funkcjonuje, a politycy potrafią wyjść poza własne i partyjne interesy".
Gauck ma zastąpić na stanowisku szefa państwa Christiana Wulffa, który w piątek po niespełna 20 miesiącach urzędowania podał się do dymisji. Rezygnacja była konsekwencją wniosku hanowerskiej prokuratury o uchylenie Wulffowi immunitetu w związku z podejrzeniem o przyjmowanie korzyści majątkowych, gdy był on premierem landu Dolna Saksonia.
Od początku były luterański pastor i działacz antykomunistycznej opozycji w dawnej NRD miał poparcie opozycyjnych socjaldemokratów i Zielonych; już w 2010 r. kandydował na prezydenta RFN z rekomendacji tych ugrupowań. Także współrządzący Niemcami liberałowie byli przychylni Gauckowi, ale chadecy z kanclerz Angelą Merkel odrzucali początkowo tę kandydaturę. Obawiali się, że akceptacja tej kandydatury zostałaby zinterpretowana jako przyznanie się do popełnienia błędu w czasie poprzednich wyborów w 2010 r., gdy z Gauckiem wygrał forsowany przez CDU i CSU Christian Wulff.
W niedzielę jednak prezydium liberalnej FDP jednomyślnie opowiedziało się za Gauckiem, nie pozostawiając chadekom wielkiego wyboru. Według nieoficjalnych relacji niemieckich mediów chadeccy politycy grozili nawet liberałom zerwaniem koalicji rządzącej, ale ostatecznie Merkel ustąpiła pod presją.
Niedzielne spięcie w koalicji nie pozostało bez konsekwencji. Wiceprzewodniczący frakcji CDU/CSU Michael Kretschmer uznał postawę liberałów za "wielkie nadużycie zaufania". Komentatorzy mówią o "zatrutej atmosferze" w koalicji rządzącej. - Nawet w mrocznych czasach zimnej wojny zaufanie między USA a Związkiem Sowieckim było większe niż między tymi koalicjantami - powiedział przewodniczący Zielonych Cem Ozdemir.
Rzecznik rządu Steffen Seibert odrzucił spekulacje o kryzysie koalicyjnym. Jak powiedział, "nie trzeba się martwić o stan chadecko-liberalnego sojuszu", a wybór ponadpartyjnego kandydata na prezydenta to "dobry rezultat". Wybory prezydenckie odbędą się prawdopodobnie 18 marca. Prezydenta wyłania Zgromadzenie Federalne złożone z posłów Bundestagu i takiej samej liczby przedstawicieli krajów związkowych.
eb, pap