Była NRD na ławie oskarżonych
Do więzienia przyjechał taksówką. Przed bramą czekał na niego tłum reporterów i najwierniejszych towarzyszy. Jedni przybyli, by uwiecznić na taśmie ten historyczny moment, inni - by wręczyć mu kwiaty i uścisnąć dłoń w geście solidarności. Dziesięć lat po upadku muru berlińskiego Egon Krenz, ostatni szef Niemieckiej Socjalistycznej Partii Jedności (SED) i przywódca byłej NRD, rozpoczął odbywanie kary za swą komunistyczną przeszłość. Więzienie przy Niederneuendorfer Allee w peryferyjnej dzielnicy Berlin-Hakenfelde oddano do użytku wiosną 1998 r. Zakwaterowano w nim 274 osoby. Wśród nich kilku byłych notabli SED. W grudniu 1999 r. rozpoczął odbywanie kary siedemdziesięcioletni Günter Schabowski, dawniej redaktor naczelny dziennika "Neues Deutschland" i szef wschodnioberlińskiego okręgu partii. Schabowski, Krenz i Günther Kleiber, ekspert gospodarczy SED, są ostatnimi sprawcami zza biurek, których uznano za współwinnych śmierci uciekinierów na dawnej niemiecko-niemieckiej granicy. Schabowskiemu i Klei- berowi wymierzono karę trzech lat pozbawienia wolności, a Krenza skazano na sześć i pół roku więzienia.
Ich proces rozpoczął się w styczniu 1995 r. Na ławie oskarżonych posadzono wtedy siedmiu funkcjonariuszy byłej NRD, jednak już na początku rozprawy zmarł pierwszy z nich, Harry Tisch, szef związków zawodowych, a trzech innych - szefa ideologicznego SED Kurta Hagera, kierownika Komisji Kontroli Partyjnej Ericha Mückenbergera i szefa kadrowego partii Horsta Dohlusa - zwolniono z powodu złego stanu zdrowia. Ze skazanej trójki członków Narodowej Rady Obrony i Biura Politycznego SED do błędów i winy przyznał się tylko Günter Schabowski. Pozostali podpisani pod rozkazem strzelania do uciekinierów uważają się za "ofiary politycznej zemsty". Pierwsze procesy przeciw dostojnikom byłej NRD rozpoczęto 12 listopada 1992 r. W sądowych kabinach za szybami pancernymi znaleźli się m.in. poprzednik Krenza, sekretarz generalny SED Erich Honecker, premier Willy Stoph i szef Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwa Erich Mielke. Ale rozprawę tę przerwano już po dwóch dniach. Były zwierzchnik osławionych służb Stasi i premier poddali się badaniom lekarskim, które wykluczyły ich udział w procesie. Miesiąc później zaniechano też postępowania wobec Honeckera. Wieloletni przywódca komunistycznych Niemiec był chory na raka. Ze względów humanitarnych zezwolono mu na opuszczenie RFN. Honecker odleciał do Chile już następnego dnia po otrzymaniu nowego paszportu z nagłówkiem Bundesrepublik Deutschland. Wkrótce zmarł.
Dla Ericha Honeckera i Ericha Mielkego pracowało 90 tys. oficjalnych i dwa razy tyle nieoficjalnych agentów. Mimo że duża część archiwów służb bezpieczeństwa została zniszczona, zebrano aż 180 kilometrów bieżących akt (6 mln teczek) z ich działalności, kilka kontenerów prywatnej korespondencji, taśm z nagraniami podsłuchanych rozmów telefonicznych, zdjęć, a nawet próbek zapachów tzw. wrogich elementów. Oprócz tego w berlińskich magazynach leży 6,8 tys. worków ze skrawkami pociętej dokumentacji, czekającej na odtworzenie. O zainteresowaniu społecznym aktami Stasi świadczy fakt, że dziesięć lat po upadku NRD codziennie wpływa 400 nowych podań o udostępnienie imiennego dossier. Na spełnienie tej prośby czeka się z reguły dwa lata, ale są jeszcze nie rozpatrzone podania z 1995 r. Z możliwości zajrzenia do teczek skorzystało dotychczas półtora miliona obywateli. Urząd rzecznika do spraw dokumentacji byłej NRD Joachima Gaucka odpowiedział ponadto na 2,7 mln pytań instytucji publicznych i prywatnych o ewentualne powiązania ich współpracowników ze służbami bezpieczeństwa. Niemal wszystkie rozprawy rozliczeniowe wytoczono właśnie dzięki zleconej lustracji i na podstawie analizy ocalałych archiwaliów.
Wolfgang Thierse (SPD), pierwszy wschodnioniemiecki przewodniczący Bundestagu, zapewnia: "Stawianie grubej kreski nie ma sensu, gdyż nie można rozporządzić pożegnania z historią". Jego zdaniem, zainteresowanie aktami Stasi nie będzie słabnąć. Z czasem tylko ważniejszy od prawnego stanie się aspekt historyczny penetrowania tej dokumentacji. Tymczasem w odczuciu znacznej części społeczeństwa na rozrachunku z przeszłością najgorzej wyszli przeciętni obywatele, a decydentów potraktowano niemal po kumotersku. Ocena ta nie jest uzasadniona. W państwie prawa muszą obowiązywać reguły prawne, wolne od emocji. W wypadku przedstawicieli władz byłej NRD procedura sądowa jest bardzo skomplikowana. Niezależnie od tego pierwsze wyroki zapadły już 16 września 1993 r., gdy za podpisanie rozkazu strzelania do uciekinierów skazano ministra obrony NRD Heinza Kesslera, jego zastępcę - Fritza Streletza, i sekretarza SED w okręgu Suhl - Hansa Albrechta. Obrońcy oskarżonych twierdzili, że "sądy Niemiec Zachodnich nie mogą orzekać o winie przedstawicieli legalnych władz, działających zgodnie z prawem innego, suwerennego państwa". Według Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe, rozkaz strzelania do obywateli NRD był jednak pogwałceniem praw człowieka, co podlegało i podlega karze w jurysdykcji obu państw.
Formalną skargę przed sędziami trybunału złożył były szef wschodnioniemieckich wojsk pogranicza, gen. Klaus Dieter Baumgarten, którego wraz z pięcioma innymi komendantami oskarżono o współudział w spowodowaniu śmierci piętnastu zbiegów. Według Arbeitsgemeinschaft 13 August, podczas ucieczki z NRD zginęło 916 osób. Jeszcze przed kilku laty liczbę ofiar szacowano na 372. W najnowszych danych uwzględniono nie tylko zabójstwa przy murze berlińskim, ale także wzdłuż całej granicy NRD-RFN oraz na granicach innych krajów byłego obozu socjalistycznego. Generałom wymierzono kary od trzech do sześciu lat więzienia. Klaus Dieter Baumgarten otrzymał najwyższy wyrok (sześć i pół roku pozbawienia wolności), lecz dzięki ułaskawieniu już w marcu tego roku znajdzie się na wolności. Christoph Schaefgen, oskarżyciel i doradca w procesach przeciw decydentom byłej NRD, wyraził pogląd, że są oni traktowani z nadmierną wyrozumiałością. Stwierdził, że "nie zna zabójców ułaskawianych równie łatwo".
Procesy aparatczyków SED i wykonawców ich polityki mają przede wszystkim wymiar moralny. Za winnych uznano między innymi pięciu "pionierów" ochrony pogranicza NRD, odpowiedzialnych za rozmieszczenie min. Jednym z nich był osiemdziesięcioletni pułkownik Gerhard Worbs, były szef wojsk ochrony pogranicza. Worbsa sądzono za udział w morderstwie i czterech próbach zabójstwa. Ze względu na podeszły wiek odstąpiono jednak od wykonania kary. Tego rodzaju procesy oraz ferowanie wyroków w zawieszeniu ma na celu zlikwidowanie przeświadczenia Ossis o bezkarności decydentów partyjno-państwowych i ugruntowanie wiary Niemców w funkcjonowanie państwa prawa.
W większości rozliczeniowych procesów oskarżonymi nie byli jednak polityczni i wojskowi prominenci, lecz bezpośredni sprawcy tragedii na niemiecko-niemieckiej granicy. Przed dwoma laty przed stołecznym sądem stanął były żołnierz NVA, który 15 stycznia 1963 r. podczas służby zastrzelił 21-letniego mężczyznę. W chwili rozpoczęcia procesu oskarżony miał 55 lat. Dotychczas rozpatrzono ponad pięćdziesiąt spraw przeciw szeregowym pogranicznikom. Pierwsze wyroki dla żołnierzy orzeczono, zanim jeszcze postawiono przed sądem partyjną nomenklaturę. Ale także w większości tych spraw zawieszono wykonanie kar. Jedyny dotychczas wyrok bez zawieszenia ogłoszono w 1993 r. w Poczdamie. Oskarżonemu udowodniono, że po zranieniu uciekiniera dobił go strzałem z bliska. Na wniosek prokuratora Sąd Najwyższy podwyższył nawet karę wymierzoną przez sąd rejonowy do dziesięciu lat. Po upadku muru berlińskiego Egon Krenz, Günter Schabowski i Günther Kleiber - początkowo pobierający zasiłki dla bezrobotnych - szybko znaleźli zatrudnienie. Kariera Krenza na najwyższy szczebel władzy w byłej NRD wiodła przez dachy domów, z których zrywał anteny do odbioru zachodnich rozgłośni, poprzez stanowiska kierownicze w młodzieżowej organizacji FDJ i funkcję ideologicznego szefa w partii Honeckera. Po zjednoczeniu ten nauczyciel z zawodu szybko wpisał się w nową rzeczywistość. Został doradcą jednej z firm maklerskich należących do towarzyszy z byłej SED. Dziennikarz Schabowski doczekał się propozycji kierowania gazetą "Heimat-Nachrichten", a Kleiber, inżynier elektrotechnik, pracował jako doradca gospodarczy. Jeszcze przed ogłoszeniem wyroku przez sąd w Berlinie ostatni szef partii i państwa byłej NRD powiedział, że "nie będzie prosił o łaskę", lecz "walczył o sprawiedliwość". Z jego polecenia adwokat Robert Unger odwołał się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Wystąpił też o odroczenie wykonania kary wobec Krenza do czasu wydania werdyktu przez międzynarodowe kolegium sędziowskie. Wniosek został jednak odrzucony.
"Można oceniać błędną politykę, lecz nie można jej karać" - skrytykował procesy Lothar Bisky, szef spadkobierczyni SED, postkomunistycznej Partii Demokratycznego Socjalizmu. PDS zaprotestowała przeciw "prześladowaniu" prominentów byłej NRD. Za ułaskawieniem więźniów opowiedzieli się też niektórzy socjaldemokraci i Zieloni, a nawet chadecy z CDU/CSU. Były wiceprzewodniczący Bundestagu, Hans Ulrich Klose z SPD, ostrzegł Krenza i jego kompanów przed występowaniem w roli męczenników, ale w nowoczesnym więzieniu w zielonej dzielnicy Hakenfelde bynajmniej im to nie grozi. Obiekt ten w niczym nie przypomina zakładu karnego. Pokoje, choć małe, są dobrze wyposażone, w oknach nie ma krat, nie ma też muru ani wieżyczek wartowniczych. "Więźniowie de luxe" mogą się swobodnie poruszać po całym ośrodku i bez nadzoru wychodzić do pracy. Krenz i jego dwaj towarzysze muszą tu tylko nocować. Przymusowy "wynajem" jednoosobowego pokoju kosztuje 199,75 DM miesięcznie. Jeśli zechcą spać w celi trzyosobowej, zapłacą tylko 58,75 DM. Miesięczny abonament na śniadania kosztuje 78 DM, a na obiady i kolacje - 139 DM. Mniej niż w najtańszej bursie i domu studenckim.
Ich proces rozpoczął się w styczniu 1995 r. Na ławie oskarżonych posadzono wtedy siedmiu funkcjonariuszy byłej NRD, jednak już na początku rozprawy zmarł pierwszy z nich, Harry Tisch, szef związków zawodowych, a trzech innych - szefa ideologicznego SED Kurta Hagera, kierownika Komisji Kontroli Partyjnej Ericha Mückenbergera i szefa kadrowego partii Horsta Dohlusa - zwolniono z powodu złego stanu zdrowia. Ze skazanej trójki członków Narodowej Rady Obrony i Biura Politycznego SED do błędów i winy przyznał się tylko Günter Schabowski. Pozostali podpisani pod rozkazem strzelania do uciekinierów uważają się za "ofiary politycznej zemsty". Pierwsze procesy przeciw dostojnikom byłej NRD rozpoczęto 12 listopada 1992 r. W sądowych kabinach za szybami pancernymi znaleźli się m.in. poprzednik Krenza, sekretarz generalny SED Erich Honecker, premier Willy Stoph i szef Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwa Erich Mielke. Ale rozprawę tę przerwano już po dwóch dniach. Były zwierzchnik osławionych służb Stasi i premier poddali się badaniom lekarskim, które wykluczyły ich udział w procesie. Miesiąc później zaniechano też postępowania wobec Honeckera. Wieloletni przywódca komunistycznych Niemiec był chory na raka. Ze względów humanitarnych zezwolono mu na opuszczenie RFN. Honecker odleciał do Chile już następnego dnia po otrzymaniu nowego paszportu z nagłówkiem Bundesrepublik Deutschland. Wkrótce zmarł.
Dla Ericha Honeckera i Ericha Mielkego pracowało 90 tys. oficjalnych i dwa razy tyle nieoficjalnych agentów. Mimo że duża część archiwów służb bezpieczeństwa została zniszczona, zebrano aż 180 kilometrów bieżących akt (6 mln teczek) z ich działalności, kilka kontenerów prywatnej korespondencji, taśm z nagraniami podsłuchanych rozmów telefonicznych, zdjęć, a nawet próbek zapachów tzw. wrogich elementów. Oprócz tego w berlińskich magazynach leży 6,8 tys. worków ze skrawkami pociętej dokumentacji, czekającej na odtworzenie. O zainteresowaniu społecznym aktami Stasi świadczy fakt, że dziesięć lat po upadku NRD codziennie wpływa 400 nowych podań o udostępnienie imiennego dossier. Na spełnienie tej prośby czeka się z reguły dwa lata, ale są jeszcze nie rozpatrzone podania z 1995 r. Z możliwości zajrzenia do teczek skorzystało dotychczas półtora miliona obywateli. Urząd rzecznika do spraw dokumentacji byłej NRD Joachima Gaucka odpowiedział ponadto na 2,7 mln pytań instytucji publicznych i prywatnych o ewentualne powiązania ich współpracowników ze służbami bezpieczeństwa. Niemal wszystkie rozprawy rozliczeniowe wytoczono właśnie dzięki zleconej lustracji i na podstawie analizy ocalałych archiwaliów.
Wolfgang Thierse (SPD), pierwszy wschodnioniemiecki przewodniczący Bundestagu, zapewnia: "Stawianie grubej kreski nie ma sensu, gdyż nie można rozporządzić pożegnania z historią". Jego zdaniem, zainteresowanie aktami Stasi nie będzie słabnąć. Z czasem tylko ważniejszy od prawnego stanie się aspekt historyczny penetrowania tej dokumentacji. Tymczasem w odczuciu znacznej części społeczeństwa na rozrachunku z przeszłością najgorzej wyszli przeciętni obywatele, a decydentów potraktowano niemal po kumotersku. Ocena ta nie jest uzasadniona. W państwie prawa muszą obowiązywać reguły prawne, wolne od emocji. W wypadku przedstawicieli władz byłej NRD procedura sądowa jest bardzo skomplikowana. Niezależnie od tego pierwsze wyroki zapadły już 16 września 1993 r., gdy za podpisanie rozkazu strzelania do uciekinierów skazano ministra obrony NRD Heinza Kesslera, jego zastępcę - Fritza Streletza, i sekretarza SED w okręgu Suhl - Hansa Albrechta. Obrońcy oskarżonych twierdzili, że "sądy Niemiec Zachodnich nie mogą orzekać o winie przedstawicieli legalnych władz, działających zgodnie z prawem innego, suwerennego państwa". Według Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe, rozkaz strzelania do obywateli NRD był jednak pogwałceniem praw człowieka, co podlegało i podlega karze w jurysdykcji obu państw.
Formalną skargę przed sędziami trybunału złożył były szef wschodnioniemieckich wojsk pogranicza, gen. Klaus Dieter Baumgarten, którego wraz z pięcioma innymi komendantami oskarżono o współudział w spowodowaniu śmierci piętnastu zbiegów. Według Arbeitsgemeinschaft 13 August, podczas ucieczki z NRD zginęło 916 osób. Jeszcze przed kilku laty liczbę ofiar szacowano na 372. W najnowszych danych uwzględniono nie tylko zabójstwa przy murze berlińskim, ale także wzdłuż całej granicy NRD-RFN oraz na granicach innych krajów byłego obozu socjalistycznego. Generałom wymierzono kary od trzech do sześciu lat więzienia. Klaus Dieter Baumgarten otrzymał najwyższy wyrok (sześć i pół roku pozbawienia wolności), lecz dzięki ułaskawieniu już w marcu tego roku znajdzie się na wolności. Christoph Schaefgen, oskarżyciel i doradca w procesach przeciw decydentom byłej NRD, wyraził pogląd, że są oni traktowani z nadmierną wyrozumiałością. Stwierdził, że "nie zna zabójców ułaskawianych równie łatwo".
Procesy aparatczyków SED i wykonawców ich polityki mają przede wszystkim wymiar moralny. Za winnych uznano między innymi pięciu "pionierów" ochrony pogranicza NRD, odpowiedzialnych za rozmieszczenie min. Jednym z nich był osiemdziesięcioletni pułkownik Gerhard Worbs, były szef wojsk ochrony pogranicza. Worbsa sądzono za udział w morderstwie i czterech próbach zabójstwa. Ze względu na podeszły wiek odstąpiono jednak od wykonania kary. Tego rodzaju procesy oraz ferowanie wyroków w zawieszeniu ma na celu zlikwidowanie przeświadczenia Ossis o bezkarności decydentów partyjno-państwowych i ugruntowanie wiary Niemców w funkcjonowanie państwa prawa.
W większości rozliczeniowych procesów oskarżonymi nie byli jednak polityczni i wojskowi prominenci, lecz bezpośredni sprawcy tragedii na niemiecko-niemieckiej granicy. Przed dwoma laty przed stołecznym sądem stanął były żołnierz NVA, który 15 stycznia 1963 r. podczas służby zastrzelił 21-letniego mężczyznę. W chwili rozpoczęcia procesu oskarżony miał 55 lat. Dotychczas rozpatrzono ponad pięćdziesiąt spraw przeciw szeregowym pogranicznikom. Pierwsze wyroki dla żołnierzy orzeczono, zanim jeszcze postawiono przed sądem partyjną nomenklaturę. Ale także w większości tych spraw zawieszono wykonanie kar. Jedyny dotychczas wyrok bez zawieszenia ogłoszono w 1993 r. w Poczdamie. Oskarżonemu udowodniono, że po zranieniu uciekiniera dobił go strzałem z bliska. Na wniosek prokuratora Sąd Najwyższy podwyższył nawet karę wymierzoną przez sąd rejonowy do dziesięciu lat. Po upadku muru berlińskiego Egon Krenz, Günter Schabowski i Günther Kleiber - początkowo pobierający zasiłki dla bezrobotnych - szybko znaleźli zatrudnienie. Kariera Krenza na najwyższy szczebel władzy w byłej NRD wiodła przez dachy domów, z których zrywał anteny do odbioru zachodnich rozgłośni, poprzez stanowiska kierownicze w młodzieżowej organizacji FDJ i funkcję ideologicznego szefa w partii Honeckera. Po zjednoczeniu ten nauczyciel z zawodu szybko wpisał się w nową rzeczywistość. Został doradcą jednej z firm maklerskich należących do towarzyszy z byłej SED. Dziennikarz Schabowski doczekał się propozycji kierowania gazetą "Heimat-Nachrichten", a Kleiber, inżynier elektrotechnik, pracował jako doradca gospodarczy. Jeszcze przed ogłoszeniem wyroku przez sąd w Berlinie ostatni szef partii i państwa byłej NRD powiedział, że "nie będzie prosił o łaskę", lecz "walczył o sprawiedliwość". Z jego polecenia adwokat Robert Unger odwołał się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Wystąpił też o odroczenie wykonania kary wobec Krenza do czasu wydania werdyktu przez międzynarodowe kolegium sędziowskie. Wniosek został jednak odrzucony.
"Można oceniać błędną politykę, lecz nie można jej karać" - skrytykował procesy Lothar Bisky, szef spadkobierczyni SED, postkomunistycznej Partii Demokratycznego Socjalizmu. PDS zaprotestowała przeciw "prześladowaniu" prominentów byłej NRD. Za ułaskawieniem więźniów opowiedzieli się też niektórzy socjaldemokraci i Zieloni, a nawet chadecy z CDU/CSU. Były wiceprzewodniczący Bundestagu, Hans Ulrich Klose z SPD, ostrzegł Krenza i jego kompanów przed występowaniem w roli męczenników, ale w nowoczesnym więzieniu w zielonej dzielnicy Hakenfelde bynajmniej im to nie grozi. Obiekt ten w niczym nie przypomina zakładu karnego. Pokoje, choć małe, są dobrze wyposażone, w oknach nie ma krat, nie ma też muru ani wieżyczek wartowniczych. "Więźniowie de luxe" mogą się swobodnie poruszać po całym ośrodku i bez nadzoru wychodzić do pracy. Krenz i jego dwaj towarzysze muszą tu tylko nocować. Przymusowy "wynajem" jednoosobowego pokoju kosztuje 199,75 DM miesięcznie. Jeśli zechcą spać w celi trzyosobowej, zapłacą tylko 58,75 DM. Miesięczny abonament na śniadania kosztuje 78 DM, a na obiady i kolacje - 139 DM. Mniej niż w najtańszej bursie i domu studenckim.
Więcej możesz przeczytać w 5/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.