- Czy jest z mojej strony grzechem, że nie było to przedmiotem kampanii wyborczej, to znaczy, że nie zrobiliśmy z tego jednej z myśli przewodnich naszej kampanii wyborczej? Być może jest to grzech, ale nie znam partii politycznej, która z propozycji bardzo trudnej, która nie zyskuje akceptacji przygniatającej większości obywateli, robi hasło wyborcze - tłumaczył szef rządu.
- Możemy udawać przed samymi sobą, że świat zaludniają politycy wyłącznie szlachetni, którzy z mówienia całej prawdy uczynili swoją istotę prymarną, ale ja wiem, że tak nie jest i na tej sali też takich nie ma - dodał zwracając się do polityków Solidarnej Polski. Podkreślił też, że nie wyklucza, bo tak mu podpowiada intuicja, że gdyby kto inny wygrał wybory parlamentarne w 2011 roku, to "nie podjąłby tego wysiłku, albo z powodu przekonań albo z powodu cynizmu".
Tusk tłumaczył też, dlaczego reformą emerytur nie zajął się w czasie pierwszej kadencji na stanowisku premiera. - Do różnych decyzji, projektów też się dojrzewa. Na początku tamtej kadencji nie wiedziałem, że wyzwanie emerytalne, demograficzne będzie wyzwaniem pilnym. Mniej więcej w połowie tamtej kadencji było wiadomo, że ten problem trzeba będzie rozstrzygnąć - wspominał premier. Dodał, że nie miał jednak "żadnych wątpliwości, że poprzedni prezydent Lech Kaczyński nie akceptowałby tego przedsięwzięcia, nie byłoby żadnej szansy, aby je przeprowadzić". Z kolei, gdy prezydentem był już Bronisław Komorowski, wówczas - zdaniem Tuska - "zarówno tragedia, która nas spotkała i inne zdarzenia powodowały, że (reforma emerytalna) nie była priorytetem".
Po wygranych przez PO wyborach z 9 października premier Donald Tusk zapowiedział reformę systemu emerytalnego przewidującą podniesienie wieku emerytalnego do poziomu 67 lat.PAP, arb