Syrię skrytykowały również Niemcy. - Referendum w Syrii to nic innego jak farsa. Oddane w nim głosy nie pomogą w rozwiązaniu kryzysu. Asad musi zakończyć przemoc i przekazać władzę - przekonywał szef MSZ Guido Westerwelle.
Syryjska opozycja zaapelowała o bojkot głosowania i udział w strajku generalnym. Część niechętnych Asadowi Syryjczyków poszło jednak do urn, argumentując, że należy korzystać z gotowości reżimu do pójścia na jakiekolwiek ustępstwa. Wskazywano przy tym, że jeszcze przed rokiem referendum nie byłoby do pomyślenia. Niektóre osoby mówiły, że naciskano na nie, by nie brały udziału w głosowaniu.
Tymczasem opozycyjna Narodowa Rada Syryjska wezwała alawitów, mniejszość religijną skupioną wokół Asada i służącą w jego armii, by przeszła na stronę przeciwników reżimu. "Wyciągamy dłoń do alawitów, by zbudować państwo prawa i obywateli. Reżimowi nie uda się skłonić nas do pozabijania się nawzajem" - podano w komunikacie. Według Asada reforma konstytucyjna po referendum ma polegać na rezygnacji partii Baas z jej pozycji praktycznie jedynej dotychczas partii rządzącej, utworzeniu rządu koalicyjnego, w skład którego weszliby "przedstawiciele wszystkich sił" oraz na przeprowadzeniu do lata wyborów parlamentarnych. Silna pozycja prezydenta ma być utrzymana. Nowa konstytucja ogranicza liczbę prezydenckich kadencji do dwóch, jednak zapis ten najprawdopodobniej nie obejmie wieloletnich rządów Asada.
PAP, arb