Co łączy królową Wiktorię, wibrator i histerię? Odpowiedź na to pytanie znaleźli twórcy filmu „Histeria”, którzy operując kontrastami stworzyli film lekki, ciepły i przyjemny.
Słyszeliście kiedyś o histerii? W XIX wieku na tę nieprzyjemną dolegliwość cierpiała niemal połowa kobiet na Wyspach Brytyjskich – a przynajmniej tak twierdzili ówcześni mężczyźni. Płacz, nimfomania, oziębłość, melancholia czy niepokój - wszystko to było objawem niemożliwej do wyleczenia choroby. No cóż, paniom trudno było nie cierpieć na histerię, żyjąc w pełnej pruderii XIX-wiecznej Anglii, w której kobieta w kwestii seksualnego spełnienia była zdana na – nie zawsze chętnego – małżonka. W takiej właśnie scenerii rozgrywa się akcja filmu „Histeria", który opowiada historię powstania… pierwszego wibratora. I trzeba podkreślić, że jest to historia ciekawa.
Głównym bohaterem filmu jest młody lekarz, który chcąc przeciwstawić się szarlatanerii ówczesnych doktorów, traci jedną pracę za drugą. W końcu trafia na praktyki do specjalisty od medycyny kobiecej - i korzystając z rad swego mentora, aplikuje pacjentkom innowacyjną terapię leczącą skutki histerii. Leczenie sprowadza się do kilkugodzinnych sesji, podczas których młody doktor pomaga kobietom osiągnąć orgazm. Na dłuższą metę okazuje się to jednak zadaniem niewdzięcznym - zwłaszcza, że od nadmiaru „pracy" nasz bohater nabawi się nieprzyjemnej kontuzji. Potrzeba jak zwykle okazuje się matką wynalazku – i tak powstaje pierwszy na świecie wibrator.
Historię wibratora okraszono w „Histerii" niezbyt ambitnym wątkiem miłosnym. Choć fabuła filmu wydaje się być banalna, a zakończenie łatwe do odgadnięcia, to trzeba przyznać, że obraz ten ma w sobie to „coś” co sprawia, że nie żałujemy kilkunastu złotych wydanych na bilet do kina. „Histeria” przełamuje tabu - w niezwykle ciepły i lekki sposób opowiada o kobietach walczących o swoje prawa. Film jest też pełen humoru - twórcom udało się przemycić ważny przekaz, w żartobliwej konwencji. Jeśli nie wiecie jak spędzić Dzień Kobiet – ten film może okazać się dobrym, a zarazem oryginalnym wyborem. Bo czyż świętowanie 8 marca z pierwszym w historii świata wibratorem nie jest oryginalne?
PS. Nie wychodźcie za wcześnie z kina - zobaczycie i dowiecie się znacznie więcej o pionierskiej elektronice, niż gdybyście odwiedzili Muzeum Techniki.
Głównym bohaterem filmu jest młody lekarz, który chcąc przeciwstawić się szarlatanerii ówczesnych doktorów, traci jedną pracę za drugą. W końcu trafia na praktyki do specjalisty od medycyny kobiecej - i korzystając z rad swego mentora, aplikuje pacjentkom innowacyjną terapię leczącą skutki histerii. Leczenie sprowadza się do kilkugodzinnych sesji, podczas których młody doktor pomaga kobietom osiągnąć orgazm. Na dłuższą metę okazuje się to jednak zadaniem niewdzięcznym - zwłaszcza, że od nadmiaru „pracy" nasz bohater nabawi się nieprzyjemnej kontuzji. Potrzeba jak zwykle okazuje się matką wynalazku – i tak powstaje pierwszy na świecie wibrator.
Historię wibratora okraszono w „Histerii" niezbyt ambitnym wątkiem miłosnym. Choć fabuła filmu wydaje się być banalna, a zakończenie łatwe do odgadnięcia, to trzeba przyznać, że obraz ten ma w sobie to „coś” co sprawia, że nie żałujemy kilkunastu złotych wydanych na bilet do kina. „Histeria” przełamuje tabu - w niezwykle ciepły i lekki sposób opowiada o kobietach walczących o swoje prawa. Film jest też pełen humoru - twórcom udało się przemycić ważny przekaz, w żartobliwej konwencji. Jeśli nie wiecie jak spędzić Dzień Kobiet – ten film może okazać się dobrym, a zarazem oryginalnym wyborem. Bo czyż świętowanie 8 marca z pierwszym w historii świata wibratorem nie jest oryginalne?
PS. Nie wychodźcie za wcześnie z kina - zobaczycie i dowiecie się znacznie więcej o pionierskiej elektronice, niż gdybyście odwiedzili Muzeum Techniki.