Takich historii w futbolu są setki, za każdym razem niczym boska ręka Maradony wykrzywiają finalny wynik. Polski futbol jest o tyle bardziej specyficzny, że pod pańskim okiem PZPN panuje w nim brak jakichkolwiek zasad. Gdyby było inaczej, nie doszłoby do tak wielkiej afery korupcyjnej (od 2005 r. ponad 600 aresztowań!) – a i tak przecież wszystkich prokuratura nie namierzyła. Proceder korupcji – kupowania poszczególnych piłkarzy lub całych drużyn – też nie zniknął. Jest rzadszy – ale soboty i niedziele cudów wciąż nam towarzyszą. Oszustwem (choć tu widać postępującą relatywizację) jest kupowanie piłkarzy z obcymi paszportami. Nie mówią w języku kraju kupującego, czasem nawet w nim nie gościli – ale piłkę kopią na tyle skutecznie, że obywatelstwo dostają prawie na siłę. I wchodzą z automatu do drużyny narodowej – wyprzedzając tych, którzy na to pracowali latami, startując od okręgówki.
Piszę to wszystko rzecz jasna w związku z meczem biało-czerwonych z Portugalią. Nie wiem, na co patrzyli ci, którzy dostrzegli w poczynaniach drużyny zapowiedź sukcesu. Osobiście nie cierpię naszego narodowego malkontenctwa, na Euro czekam z wielką radością – mając banalnie proste przekonanie, że druga taka impreza masowa za życia większości Polaków już się nie powtórzy.Czytaj więcej w poniedziałkowym wydaniu tygodnika "Wprost"