Eugeniusz Kłopotek, jeden z najbardziej rozpoznawanych posłów PSL, poczuł się zmęczony pracą posła i tarciami w koalicji. Czarę goryczy przechyliło to, że w jesiennych wyborach parlamentarnych ludowcy zanotowali wynik słabszy od oczekiwań. W styczniu 2012 roku Kłopotek przestał być posłem zawodowym i wrócił do pracy w Instytucie Zootechniki-Państwowego Instytutu Badawczego w Krakowie. Czy zniknie z życia publicznego definitywnie? – Dzisiaj wiem jedno: stopniowo zaczynam zwijać się jako polityk, a rozwijam jako szef firmy – mówi polityk PSL w rozmowie z Wprost.pl.
Izabela Smolińska, Wprost.pl: „Na wsi żyje się skromniej, wolniej, ale miejski wyścig szczurów, obecny zwłaszcza w Warszawie mnie nie pociągał" – to jedna z pańskich ostatnich wypowiedzi. Skoro „wyścig szczurów pana nie pociągał” to dlaczego wytrwał pan tak długo w Sejmie?
Eugeniusz Kłopotek: To trudne pytanie. Widocznie przyszedł moment, w którym człowiek zaczyna się zastanawiać czy warto dalej ciągnąć tak, jak do tej pory.
Poseł Eugeniusz Kłopotek zmęczył się polityką?
Jedni nazywają to zmęczeniem materiału, inni głębokim rachunkiem sumienia. Ja mówię wprost: zacząłem zauważać, że jadę na wstecznym biegu. A jeszcze coś w życiu potrafię robić.
Polityka to męczące zajęcie?
Bardzo. Z jednej strony mamy ogromne oczekiwania ludzi, z drugiej - tabloidyzację życia politycznego, opluwanie się, złą atmosferę w Sejmie, wzajemną niechęć. To wszystko zaczęło mnie już powoli męczyć. A ponieważ jest to też okres, w którym mój zakład zootechniki w Kołudzie Wielkiej nabiera wiatru w żagle, zdecydowałem się wrócić do zawodu.
Nie jest panu żal porzucać Wiejską? Nie obawia się pan, że w ten sposób traci pan szansę na zdziałanie czegoś wartościowego?
Już nie. Coraz częściej widzę, że pojedynczy poseł, nawet jeżeli walczy na słowa, w tej całej machinie niewiele ma już do powiedzenia. Wielu polityków czuje się tylko maszynkami do głosowania. Teraz jeszcze rozczarowałem się trochę wynikami wyborów.
Słaby wynik wyborczy PSL przyczynił się do pańskiej decyzji o rezygnacji z zawodowej polityki?
Jako PSL staramy się reprezentować społeczeństwo wiejskie, ale ze strony wyborców nagrody za to nie otrzymujemy. W moim okręgu średnia frekwencja wyniosła trzydzieści kilka procent. W największym mieście mojego okręgu – Bydgoszczy - 55 proc. A ja wiem, że Bydgoszczanie często zapominają skąd przyszli i nie głosują na Polskie Stronnictwo Ludowe. Często słyszę: "fajnych chłop, ale z PSL”. No to dziękuję bardzo. Nie dość, że frekwencja jest o 15 proc. niższa na wsiach niż w miastach, to jeszcze w niektórych gminach wiejskich wygrał Janusz Palikot. Jeżeli tak ma wyglądać ten wyrok wyborców, to ja się zastanawiam czy warto się tak szarpać.
Przyszło rozgoryczenie?
Szczerze mówiąc trochę tak. Dochodzę do wniosku, że trzeba trochę przemeblować priorytety życiowe. Dla mnie inne rzeczy są teraz ważniejsze - i polityka musi zejść na drugi plan. Ale oczywiście obowiązków poselskich nie zaniecham.
Będzie pan funkcjonował jako poseł niezawodowy, niepobierający uposażenia. Może to dobry przykład dla polityków? Może powinniśmy wrócić do korzeni, kiedy posłowie pełnili swoje funkcje społecznie?
Coś jest na rzeczy. Nie jest to łatwe, ale dla chcącego nie ma nic trudnego. Jak się twardo stąpa po ziemi, lepiej się też funkcjonuje na górze. Jak patrzę na te „młode wilczki", które trafiły do Sejmu, tylko dlatego, że wciągnął ich z list mocny lider, to myślę sobie, że jest to nieporozumienie.
Czy decyzja o porzuceniu polityki pojawiła się nagle?
Takie myśli nachodziły mnie już w poprzedniej kadencji, zwłaszcza na tle poczynań naszego koalicjanta. Nieraz mi się obrywało tylko za to, co myślałem. Albo za to, że odważyłem się powiedzieć to, co wielu myślało, tylko nie miało odwagi powiedzieć. I nieważne, że obrywało mi się od koalicjanta - gorzej, że również niektórzy moi koledzy mieli do mnie pretensje, że mam odwagę skrytykować poczynania Platformy.
Na przykład jakie?
Chodzi głównie o to, że będąc w koalicji nie wolno na siebie naskakiwać. Trzeba pewne rzeczy uzgadniać i dopiero z uzgodnionymi stanowiskami kierować się do opinii publicznej, a nie publicznie się zaskakiwać.
No właśnie - często był pan widoczny, często słyszany. Niektórzy nawet żartobliwie nazywali pana „Palikotem PSL"…
Z czym się absolutnie nie zgadzam, bo to ani nie ten język ani nie te rekwizyty, ale niewątpliwie próbowano wtłaczać mnie w taką rolę. Często starano się robić ze mnie dyżurnego krytykanta Platformy. Mnie zastanawiało, dlaczego media tak często starały się o moją wypowiedź?
Może dlatego, że jest pan bardzo rozpoznawalnym posłem, jednym z tych polityków PSL, którzy najczęściej pojawiają się w mediach. Przeprowadzka na wieś zmieni ten stan rzeczy?
Zdecydowanie. Zamierzam ograniczyć moją obecność w mediach.
A czy ma pan godnego następcę wśród ludowców?
Jest ich wielu. Zdaję sobie sprawę, że media rządzą się własnymi prawami. Często wolą język bardziej kwiecisty, bardziej dosadny i wtedy niektórym posłom - chociaż merytorycznie lepiej przygotowanym ode mnie - może być trudno. Ale nie ma ludzi niezastąpionych. Z jednej strony są nasi ministrowie, ale jest też były minister wicepremier Jarosław Kalinowski, jest Janusz Piechociński. Nasza polityka nie zubożeje, kiedy Kłopotek się z niej wyłączy. Jestem przekonany, że dzisiaj dużo więcej mogę zrobić w swoim zakładzie zootechniki niż w polityce - nawet będąc obecnym w mediach. To się nie przekłada na efekty.
Pan odchodzi z polityki, poseł Łukasz Gibała opuścił koalicję. Czy te wszystkie roszady i przegrupowania w partiach rządzących są sygnałem, że w polskiej polityce nie dzieje się dobrze?
O ile w sejmowych komisjach można jeszcze merytorycznie popracować, nawet między koalicjantami a opozycją, o tyle już na sali sejmowej tej merytoryki nie ma. Jest tylko polityczka. Nie do końca mogę się pogodzić z tym, że skoro jesteśmy w koalicji, to dla danej sprawy nie możemy brać pod uwagę często mądrych i merytorycznych propozycji naszych politycznych przeciwników. Dobrze byłoby mieć zdecydowaną większość, a nie tylko taką, jaką zapewnia rządząca koalicja, bo skończy się kadencja, opozycja dojdzie do władzy i wszystko znowu przewróci się do góry nogami. Stabilności u nas nie ma wcale
A nie obawia się pan, że pańscy wyborcy, którzy panu zaufali i dostrzegli w pana osobie swojego przedstawiciela, poczują się oszukani pana decyzją o odejściu z polityki?
Dlatego właśnie nie rezygnuje z mandatu. Jestem coś winny tym, którzy na mnie zagłosowali i dlatego chcę tę kadencję dokończyć. A czy wystartuję w wyborach za 3 lata? To już zupełnie inna sprawa.
Wspomniał pan, że jedzie na jałowy biegu, że już się nie rozwija w polityce i dlatego decyduje z niej wycofać. Radziłby pan to samo innym doświadczonym PSL-owcom - Waldemarowi Pawlakowi czy Stanisławowi Żelichowskiemu? Czy w PSL nadszedł czas na młodych?
Nikomu nie będę niczego sugerował. Każdy z nas musi to rozważyć w swoim sumieniu. Ja zdecydowałem się poświęcić czemuś innemu.
Zamiast polityce będzie pan teraz poświęcać się nauce?
Niektórzy proponują mi, żebym kiedy już całkowicie odejdę z polityki, zrobił doktorat, a może i profesurę. Na razie nie mam takich planów i nie rozważam takich możliwości. Jestem ciągle parlamentarzystą i społecznym posłem. Ale kiedy odejdę z polityki, wszystko jest możliwe. Mimo zaawansowanego wieku mam jeszcze sporo energii i na pewno jest jeszcze za wcześnie, żeby usiąść i odcinać kupony.
No właśnie. Jest pan osobą bardzo aktywną. Nie obawia się pan, że jak już pan pobędzie trochę na tej wsi, poodpoczywa trochę w spokoju i ciszy…
Że mi się znudzi?
Tak. Że zatęskni pan do tego warszawskiego rozgardiaszu.
Nie, nie zatęsknię, bo już za długo jestem w polityce. Cztery kadencje to już naprawdę dużo. Na wielu polityka działa jak narkotyk. Natomiast ja w tej chwili koncentruję się na rodzinie, chociażby ze względu na najmłodszego syna, który musi mieć ojca w domu. Rodzina musi być teraz na pierwszym miejscu. Powoli ograniczam więc politykę na rzecz pracy w Kołudzie i na rzecz rodziny.
Zabawmy się na moment w futurologów. Załóżmy, że w najbliższych wyborach PSL znacząco zyskuje, ma np. dwa razy więcej głosów niż w ostatnich wyborach. Przemyślałby pan wtedy jeszcze raz swoją decyzję?
Nie ma ludzi niezastąpionych. Natomiast ostateczna decyzja zostanie podjęta, kiedy będzie na nią czas. Dzisiaj wiem jedno: stopniowo zaczynam zwijać się jako polityk, a rozwijam jako szef firmy.
A może zaangażuje się pan w politykę lokalną?
Być może - jeżeli uznam, że czegoś mi brakuje, zacznę się angażować w działalność samorządową. Zobaczymy.
Eugeniusz Kłopotek: To trudne pytanie. Widocznie przyszedł moment, w którym człowiek zaczyna się zastanawiać czy warto dalej ciągnąć tak, jak do tej pory.
Poseł Eugeniusz Kłopotek zmęczył się polityką?
Jedni nazywają to zmęczeniem materiału, inni głębokim rachunkiem sumienia. Ja mówię wprost: zacząłem zauważać, że jadę na wstecznym biegu. A jeszcze coś w życiu potrafię robić.
Polityka to męczące zajęcie?
Bardzo. Z jednej strony mamy ogromne oczekiwania ludzi, z drugiej - tabloidyzację życia politycznego, opluwanie się, złą atmosferę w Sejmie, wzajemną niechęć. To wszystko zaczęło mnie już powoli męczyć. A ponieważ jest to też okres, w którym mój zakład zootechniki w Kołudzie Wielkiej nabiera wiatru w żagle, zdecydowałem się wrócić do zawodu.
Nie jest panu żal porzucać Wiejską? Nie obawia się pan, że w ten sposób traci pan szansę na zdziałanie czegoś wartościowego?
Już nie. Coraz częściej widzę, że pojedynczy poseł, nawet jeżeli walczy na słowa, w tej całej machinie niewiele ma już do powiedzenia. Wielu polityków czuje się tylko maszynkami do głosowania. Teraz jeszcze rozczarowałem się trochę wynikami wyborów.
Słaby wynik wyborczy PSL przyczynił się do pańskiej decyzji o rezygnacji z zawodowej polityki?
Jako PSL staramy się reprezentować społeczeństwo wiejskie, ale ze strony wyborców nagrody za to nie otrzymujemy. W moim okręgu średnia frekwencja wyniosła trzydzieści kilka procent. W największym mieście mojego okręgu – Bydgoszczy - 55 proc. A ja wiem, że Bydgoszczanie często zapominają skąd przyszli i nie głosują na Polskie Stronnictwo Ludowe. Często słyszę: "fajnych chłop, ale z PSL”. No to dziękuję bardzo. Nie dość, że frekwencja jest o 15 proc. niższa na wsiach niż w miastach, to jeszcze w niektórych gminach wiejskich wygrał Janusz Palikot. Jeżeli tak ma wyglądać ten wyrok wyborców, to ja się zastanawiam czy warto się tak szarpać.
Przyszło rozgoryczenie?
Szczerze mówiąc trochę tak. Dochodzę do wniosku, że trzeba trochę przemeblować priorytety życiowe. Dla mnie inne rzeczy są teraz ważniejsze - i polityka musi zejść na drugi plan. Ale oczywiście obowiązków poselskich nie zaniecham.
Będzie pan funkcjonował jako poseł niezawodowy, niepobierający uposażenia. Może to dobry przykład dla polityków? Może powinniśmy wrócić do korzeni, kiedy posłowie pełnili swoje funkcje społecznie?
Coś jest na rzeczy. Nie jest to łatwe, ale dla chcącego nie ma nic trudnego. Jak się twardo stąpa po ziemi, lepiej się też funkcjonuje na górze. Jak patrzę na te „młode wilczki", które trafiły do Sejmu, tylko dlatego, że wciągnął ich z list mocny lider, to myślę sobie, że jest to nieporozumienie.
Czy decyzja o porzuceniu polityki pojawiła się nagle?
Takie myśli nachodziły mnie już w poprzedniej kadencji, zwłaszcza na tle poczynań naszego koalicjanta. Nieraz mi się obrywało tylko za to, co myślałem. Albo za to, że odważyłem się powiedzieć to, co wielu myślało, tylko nie miało odwagi powiedzieć. I nieważne, że obrywało mi się od koalicjanta - gorzej, że również niektórzy moi koledzy mieli do mnie pretensje, że mam odwagę skrytykować poczynania Platformy.
Na przykład jakie?
Chodzi głównie o to, że będąc w koalicji nie wolno na siebie naskakiwać. Trzeba pewne rzeczy uzgadniać i dopiero z uzgodnionymi stanowiskami kierować się do opinii publicznej, a nie publicznie się zaskakiwać.
No właśnie - często był pan widoczny, często słyszany. Niektórzy nawet żartobliwie nazywali pana „Palikotem PSL"…
Z czym się absolutnie nie zgadzam, bo to ani nie ten język ani nie te rekwizyty, ale niewątpliwie próbowano wtłaczać mnie w taką rolę. Często starano się robić ze mnie dyżurnego krytykanta Platformy. Mnie zastanawiało, dlaczego media tak często starały się o moją wypowiedź?
Może dlatego, że jest pan bardzo rozpoznawalnym posłem, jednym z tych polityków PSL, którzy najczęściej pojawiają się w mediach. Przeprowadzka na wieś zmieni ten stan rzeczy?
Zdecydowanie. Zamierzam ograniczyć moją obecność w mediach.
A czy ma pan godnego następcę wśród ludowców?
Jest ich wielu. Zdaję sobie sprawę, że media rządzą się własnymi prawami. Często wolą język bardziej kwiecisty, bardziej dosadny i wtedy niektórym posłom - chociaż merytorycznie lepiej przygotowanym ode mnie - może być trudno. Ale nie ma ludzi niezastąpionych. Z jednej strony są nasi ministrowie, ale jest też były minister wicepremier Jarosław Kalinowski, jest Janusz Piechociński. Nasza polityka nie zubożeje, kiedy Kłopotek się z niej wyłączy. Jestem przekonany, że dzisiaj dużo więcej mogę zrobić w swoim zakładzie zootechniki niż w polityce - nawet będąc obecnym w mediach. To się nie przekłada na efekty.
Pan odchodzi z polityki, poseł Łukasz Gibała opuścił koalicję. Czy te wszystkie roszady i przegrupowania w partiach rządzących są sygnałem, że w polskiej polityce nie dzieje się dobrze?
O ile w sejmowych komisjach można jeszcze merytorycznie popracować, nawet między koalicjantami a opozycją, o tyle już na sali sejmowej tej merytoryki nie ma. Jest tylko polityczka. Nie do końca mogę się pogodzić z tym, że skoro jesteśmy w koalicji, to dla danej sprawy nie możemy brać pod uwagę często mądrych i merytorycznych propozycji naszych politycznych przeciwników. Dobrze byłoby mieć zdecydowaną większość, a nie tylko taką, jaką zapewnia rządząca koalicja, bo skończy się kadencja, opozycja dojdzie do władzy i wszystko znowu przewróci się do góry nogami. Stabilności u nas nie ma wcale
A nie obawia się pan, że pańscy wyborcy, którzy panu zaufali i dostrzegli w pana osobie swojego przedstawiciela, poczują się oszukani pana decyzją o odejściu z polityki?
Dlatego właśnie nie rezygnuje z mandatu. Jestem coś winny tym, którzy na mnie zagłosowali i dlatego chcę tę kadencję dokończyć. A czy wystartuję w wyborach za 3 lata? To już zupełnie inna sprawa.
Wspomniał pan, że jedzie na jałowy biegu, że już się nie rozwija w polityce i dlatego decyduje z niej wycofać. Radziłby pan to samo innym doświadczonym PSL-owcom - Waldemarowi Pawlakowi czy Stanisławowi Żelichowskiemu? Czy w PSL nadszedł czas na młodych?
Nikomu nie będę niczego sugerował. Każdy z nas musi to rozważyć w swoim sumieniu. Ja zdecydowałem się poświęcić czemuś innemu.
Zamiast polityce będzie pan teraz poświęcać się nauce?
Niektórzy proponują mi, żebym kiedy już całkowicie odejdę z polityki, zrobił doktorat, a może i profesurę. Na razie nie mam takich planów i nie rozważam takich możliwości. Jestem ciągle parlamentarzystą i społecznym posłem. Ale kiedy odejdę z polityki, wszystko jest możliwe. Mimo zaawansowanego wieku mam jeszcze sporo energii i na pewno jest jeszcze za wcześnie, żeby usiąść i odcinać kupony.
No właśnie. Jest pan osobą bardzo aktywną. Nie obawia się pan, że jak już pan pobędzie trochę na tej wsi, poodpoczywa trochę w spokoju i ciszy…
Że mi się znudzi?
Tak. Że zatęskni pan do tego warszawskiego rozgardiaszu.
Nie, nie zatęsknię, bo już za długo jestem w polityce. Cztery kadencje to już naprawdę dużo. Na wielu polityka działa jak narkotyk. Natomiast ja w tej chwili koncentruję się na rodzinie, chociażby ze względu na najmłodszego syna, który musi mieć ojca w domu. Rodzina musi być teraz na pierwszym miejscu. Powoli ograniczam więc politykę na rzecz pracy w Kołudzie i na rzecz rodziny.
Zabawmy się na moment w futurologów. Załóżmy, że w najbliższych wyborach PSL znacząco zyskuje, ma np. dwa razy więcej głosów niż w ostatnich wyborach. Przemyślałby pan wtedy jeszcze raz swoją decyzję?
Nie ma ludzi niezastąpionych. Natomiast ostateczna decyzja zostanie podjęta, kiedy będzie na nią czas. Dzisiaj wiem jedno: stopniowo zaczynam zwijać się jako polityk, a rozwijam jako szef firmy.
A może zaangażuje się pan w politykę lokalną?
Być może - jeżeli uznam, że czegoś mi brakuje, zacznę się angażować w działalność samorządową. Zobaczymy.