W czasie gdy samolot szefa departamentu obrony USA Leona Panetty lądował na brytyjskim lotnisku wojskowym na południu Afganistanu, na terenie tego lotniska w płomieniach stanął samochód, którym Afgańczyk wjechał do rowu - informuje AP, powołując się na Pentagon.
Panetcie ani żadnej z towarzyszących mu osób nic się nie stało - zapewnił rzecznik Pentagonu kapitan John Kirby. Powiedział, że furgonetka podjechała z dużą prędkością do miejsca, w którym na lotnisku w bazie lotniczej Camp Bastion miał się zatrzymać samolot Panetty, ale że nic nie wskazuje, by kierowca usiłował dokonać zamachu.
Agencja Associated Press pisze, że ze wstępnych ustaleń wynika, iż w pojeździe nie było materiałów wybuchowych. Nie miał ich też przy sobie kierowca, który w tym wypadku doznał poparzeń. Samochód najprawdopodobniej był kradziony.
Inny rzecznik Pentagonu, George Little, który towarzyszy Panetcie, przedstawił nieco inną wersję wydarzeń. Jak pisze Reuters, zaprzeczył on doniesieniom afgańskich mediów, według których samochód, skradziony przez Afgańczyka w bazie, zapalił się bądź eksplodował. W płomieniach stanął natomiast - choć nie wiadomo, dlaczego - sam kierowca. Little wyraził przekonanie, że Panetcie nie groziło żadne niebezpieczeństwo.pap, ps