Emerytury - wiele hałasu o nic

Emerytury - wiele hałasu o nic

Dodano:   /  Zmieniono: 
Miał być upadek koalicji, przedterminowe wybory, premier Palikot (albo Kaczyński - w zależności od tego kto snuł futurystyczne wizje), Tusk wywieziony na taczkach przez Schetynę, Pawlak obalony przez Sawickiego. A będzie... to co było. Wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazują na to, że PO i PSL osiągnęły kompromis w sprawie emerytury. I nic dziwnego - władzy raz zdobytej nie oddaje się tak łatwo.
Dlaczego rząd się nie rozpadł? To proste - bo żadna ze stron by na tym nie zyskała. Platforma wpadła ostatnio w sondażowy dołek i po przedterminowych wyborach byłaby prawdopodobnie znacznie słabsza niż obecnie, co mogłoby oznaczać konieczność "doproszenia" do koalicji Leszka Millera lub Janusza Palikota. A rządzenie Polską z Millerem lub Palikotem na bocznym siedzeniu to zadanie jeszcze bardziej karkołomne niż rządzenie z Waldemarem Pawlakiem. Pawlak bywa uparty, potrafi zaskoczyć większego koalicjanta, czasem zachowuje się jakby był w opozycji - ale jest przewidywalny i w gruncie rzeczy zna swoje miejsce w szeregu. Leszek Miller, a zwłaszcza Janusz Palikot tego miejsca nie znają - Palikot już oczyma wyobraźni widzi się w fotelu premiera lub prezydenta, a i Miller chętnie by pokazał, że jak na prawdziwego mężczyznę przystało potrafi efektownie kończyć (karierę polityczną). Tusk mógł się wściekać na PSL, że ten sypie mu piach w rządowe tryby - ale wiedział, że dużego wyboru w kwestii potencjalnego koalicjanta nie ma.

O ile PO na wyborach by straciło, o tyle PSL mógłby zostać przez przedterminowe wybory wręcz unicestwiony. Ludowcy od pewnego czasu borykają się z problemami finansowymi, nad głową - niczym miecz Damoklesa - wisi im ponad dwudziestomilionowy dług, którego Jacek Rostowski nie zamierza umarzać, a przecież w drugiej połowie 2011 roku musieli wydać ładnych parę złotych na kampanię wyborczą. Mogłoby się więc okazać, że na kolejną kampanię wyborczą - niespełna rok po poprzedniej - tych paru złotych by zabrakło, co mogłoby zepchnąć, balansujących zawsze na granicy progu wyborczego ludowców, w polityczny niebyt. Od początku wiadomo było więc, że PSL tylko do czasu będzie nieustępliwy w sprawie emerytur. Pawlakowi nie chodziło o to, żeby zerwać z PO - lider Stronnictwa chciał jedynie pokazać wyborcom, że choć PSL jest mały, to jednak może im czasem coś załatwić.

A poza tym wszystkim - obie strony z całą pewnością zdają sobie sprawę, że tak naprawdę nie przeprowadzają żadnej "reformy emerytalnej" tylko co najwyżej kupują czas i odwlekają moment, w którym prezes ZUS ogłosi: emerytur nie będzie w ogóle. Nic nie wskazuje bowiem na to, by Polacy mieli w najbliższym czasie zacząć masowo płodzić dzieci, albo - równie masowo - umierać w wieku 67 lat (wariant dla ZUS-u optymalny - "klient" płaci całe życie, ale ZUS nie musi mu oddawać ani złotówki). A bez spełnienia tych dwóch warunków jak dopłacaliśmy do emerytur, tak będziemy do nich dopłacać, aż w końcu nie będziemy mieli z czego dopłacać. No chyba, że kolejny rząd podniesie wiek emerytalny do setki.

O reformie emerytalnej czytaj więcej na Wprost.pl:

Polacy, będziecie pracować dłużej. Tusk i Pawlak się dogadali

Ruch Palikota ocali koalicję przed referendum w sprawie emerytur?

Referendum emerytalne? Palikot ani za, ani przeciw