O ile PO na wyborach by straciło, o tyle PSL mógłby zostać przez przedterminowe wybory wręcz unicestwiony. Ludowcy od pewnego czasu borykają się z problemami finansowymi, nad głową - niczym miecz Damoklesa - wisi im ponad dwudziestomilionowy dług, którego Jacek Rostowski nie zamierza umarzać, a przecież w drugiej połowie 2011 roku musieli wydać ładnych parę złotych na kampanię wyborczą. Mogłoby się więc okazać, że na kolejną kampanię wyborczą - niespełna rok po poprzedniej - tych paru złotych by zabrakło, co mogłoby zepchnąć, balansujących zawsze na granicy progu wyborczego ludowców, w polityczny niebyt. Od początku wiadomo było więc, że PSL tylko do czasu będzie nieustępliwy w sprawie emerytur. Pawlakowi nie chodziło o to, żeby zerwać z PO - lider Stronnictwa chciał jedynie pokazać wyborcom, że choć PSL jest mały, to jednak może im czasem coś załatwić.
A poza tym wszystkim - obie strony z całą pewnością zdają sobie sprawę, że tak naprawdę nie przeprowadzają żadnej "reformy emerytalnej" tylko co najwyżej kupują czas i odwlekają moment, w którym prezes ZUS ogłosi: emerytur nie będzie w ogóle. Nic nie wskazuje bowiem na to, by Polacy mieli w najbliższym czasie zacząć masowo płodzić dzieci, albo - równie masowo - umierać w wieku 67 lat (wariant dla ZUS-u optymalny - "klient" płaci całe życie, ale ZUS nie musi mu oddawać ani złotówki). A bez spełnienia tych dwóch warunków jak dopłacaliśmy do emerytur, tak będziemy do nich dopłacać, aż w końcu nie będziemy mieli z czego dopłacać. No chyba, że kolejny rząd podniesie wiek emerytalny do setki.
O reformie emerytalnej czytaj więcej na Wprost.pl:
Polacy, będziecie pracować dłużej. Tusk i Pawlak się dogadali
Ruch Palikota ocali koalicję przed referendum w sprawie emerytur?