Kto oprócz nas samych zagwarantuje nam, że nie wpadniemy w tarapaty podobne do słowackich?
"A co by było, gdyby było odwrotnie?"
George Bernard Shaw
Nie byłoby nic śmiesznego w pytaniu starego kpiarza, gdyby nie było ono odpowiedzią na inne pytanie, zadane mu przez piękną, choć niezbyt mądrą aktoreczkę: "Co by było, gdybyśmy się pobrali i mieli dzieci tak piękne jak ja i tak mądre jak pan?". I chociaż można sobie z aktoreczki pokpiwać i zarazem zachwycać się, jaki to Shaw był schlagfertig, to tzw. historia alternatywna warta jest czasem chwili zastanowienia. Jeśli ktoś to lubi, polecam dwie urocze książki "urojone" - "Wieloryba" Jerzego Limona i "Apokryfy" Stanisława Lema.
Tkwiąc nadal w sprawach międzynarodowych, korzystam jedynie z okazji, jaką stworzyła zeszłotygodniowa wizyta premiera Mikula?sa Dzurindy w Polsce. Odetchnęliśmy z ulgą po niedawnych wyborach na Słowacji. Życzylibyśmy naszym południowym pobratymcom ciut bardziej jednorodnej koalicji, ale i tak jest dobrze, zważywszy na alternatywę. I oto właśnie dochodzimy do sedna rzeczy. Alternatywą dla tęczowej koalicji Dzurindy była partia Me?ciara. Co znaczyła - wiedzą najlepiej sami Słowacy, świadomi ceny, jaką płacą za poprzednią kadencję. Oddalenie się NATO i Unii Europejskiej jest spektakularnym skutkiem przewagi Me?ciara sprzed czterech lat. Cena izolacji jest wysoka także dla nas i dla Czech. Okazało się zresztą, że dramat dotknął również gospodarkę słowacką. Rząd w Bratysławie ustalił już, że faktyczny deficyt budżetowy wyniesie tam pod koniec obecnego roku ponad 19 mld koron zamiast planowanych pierwotnie 8 mld, a głównym jego źródłem jest zmniejszenie wpływów podatkowych, należnych od przejętych przez nomenklaturę HZDS wielkich zakładów państwowych. W świetle tych informacji dywagacje o polskich procesach prywatyzacyjnych są kaszką z mleczkiem.
Oddalenie się Słowacji od NATOi Unii Europejskiej jest spektakularnym skutkiem przewagi Meciara sprzed czterech lat
Dzurinda rozpoczął swe oficjalne peregrynacje zagraniczne właśnie od Polski. Wcześniej był jedynie w Brukseli oraz w Wiedniu w trybie - jak to określono - "roboczym". Wybór Warszawy świadczy o słowackim zrozumieniu roli naszego kraju i jest też wyrazem nadziei, że właśnie w Polsce Słowacja uzyska istotne wsparcie dla swoich planów nadrobienia straconego czasu. Nie ma wątpliwości, że powinniśmy tego wsparcia naszym sąsiadom udzielić. Jest to także w naszym interesie, bo słowacka "wyspa" leżąca między Polską, Czechami i Węgrami stanowi duży kłopot zarówno w procesie integracji z NATO, jak i z UE. Wystarcza rzut oka na mapę, by sobie wyobrazić choćby wszystkie komplikacje graniczne. Będziemy więc musieli dołożyć wszystkich starań, by na miarę naszych możliwości wyjść naprzeciw słowackim nadziejom i oczekiwaniom pomocy.
Pora jednak wrócić do Shawa i do jego alternatywy. Dla czystego ćwiczenia umysłowego warto sobie spróbować wyobrazić, że oto nie Słowacja, lecz Polska wpada w podobne tarapaty. Że z jakichś powodów (pożyczmy wyobraźni od Limona lub Lema) do NATO i UE szybciej od Polski idą nasi sąsiedzi z południa i ze wschodu, a my zostajemy z jakimś Me?ciarem... Wbrew pozorom nic nie jest na tym najlepszym ze światów niemożliwe i bywa, że zdarza się coś, co w zasadzie zdarzyć się nie powinno. Niektórzy na taki pesymizm reagują gestem Kozakiewicza i twierdzą, że jeśli nawet zdarzyło się coś takiego na Słowacji, to przecież w Polsce zdarzyć się nie może. I jeszcze dodają obiegowe powiedzonko o wąsach Stalina. Pytam więc: a wąsy Dzurindy? Choć już mu odrastają, to jednak przecież musiał je zgolić! Kto oprócz nas samych zagwarantuje nam, że nie wpadniemy w tarapaty podobne do słowackich? Że zawsze jakoś to będzie i że Polak potrafi? Naprawdę warto czasem, choćby idąc śladem Shawa, zastanowić się nad alternatywą.
George Bernard Shaw
Nie byłoby nic śmiesznego w pytaniu starego kpiarza, gdyby nie było ono odpowiedzią na inne pytanie, zadane mu przez piękną, choć niezbyt mądrą aktoreczkę: "Co by było, gdybyśmy się pobrali i mieli dzieci tak piękne jak ja i tak mądre jak pan?". I chociaż można sobie z aktoreczki pokpiwać i zarazem zachwycać się, jaki to Shaw był schlagfertig, to tzw. historia alternatywna warta jest czasem chwili zastanowienia. Jeśli ktoś to lubi, polecam dwie urocze książki "urojone" - "Wieloryba" Jerzego Limona i "Apokryfy" Stanisława Lema.
Tkwiąc nadal w sprawach międzynarodowych, korzystam jedynie z okazji, jaką stworzyła zeszłotygodniowa wizyta premiera Mikula?sa Dzurindy w Polsce. Odetchnęliśmy z ulgą po niedawnych wyborach na Słowacji. Życzylibyśmy naszym południowym pobratymcom ciut bardziej jednorodnej koalicji, ale i tak jest dobrze, zważywszy na alternatywę. I oto właśnie dochodzimy do sedna rzeczy. Alternatywą dla tęczowej koalicji Dzurindy była partia Me?ciara. Co znaczyła - wiedzą najlepiej sami Słowacy, świadomi ceny, jaką płacą za poprzednią kadencję. Oddalenie się NATO i Unii Europejskiej jest spektakularnym skutkiem przewagi Me?ciara sprzed czterech lat. Cena izolacji jest wysoka także dla nas i dla Czech. Okazało się zresztą, że dramat dotknął również gospodarkę słowacką. Rząd w Bratysławie ustalił już, że faktyczny deficyt budżetowy wyniesie tam pod koniec obecnego roku ponad 19 mld koron zamiast planowanych pierwotnie 8 mld, a głównym jego źródłem jest zmniejszenie wpływów podatkowych, należnych od przejętych przez nomenklaturę HZDS wielkich zakładów państwowych. W świetle tych informacji dywagacje o polskich procesach prywatyzacyjnych są kaszką z mleczkiem.
Oddalenie się Słowacji od NATOi Unii Europejskiej jest spektakularnym skutkiem przewagi Meciara sprzed czterech lat
Dzurinda rozpoczął swe oficjalne peregrynacje zagraniczne właśnie od Polski. Wcześniej był jedynie w Brukseli oraz w Wiedniu w trybie - jak to określono - "roboczym". Wybór Warszawy świadczy o słowackim zrozumieniu roli naszego kraju i jest też wyrazem nadziei, że właśnie w Polsce Słowacja uzyska istotne wsparcie dla swoich planów nadrobienia straconego czasu. Nie ma wątpliwości, że powinniśmy tego wsparcia naszym sąsiadom udzielić. Jest to także w naszym interesie, bo słowacka "wyspa" leżąca między Polską, Czechami i Węgrami stanowi duży kłopot zarówno w procesie integracji z NATO, jak i z UE. Wystarcza rzut oka na mapę, by sobie wyobrazić choćby wszystkie komplikacje graniczne. Będziemy więc musieli dołożyć wszystkich starań, by na miarę naszych możliwości wyjść naprzeciw słowackim nadziejom i oczekiwaniom pomocy.
Pora jednak wrócić do Shawa i do jego alternatywy. Dla czystego ćwiczenia umysłowego warto sobie spróbować wyobrazić, że oto nie Słowacja, lecz Polska wpada w podobne tarapaty. Że z jakichś powodów (pożyczmy wyobraźni od Limona lub Lema) do NATO i UE szybciej od Polski idą nasi sąsiedzi z południa i ze wschodu, a my zostajemy z jakimś Me?ciarem... Wbrew pozorom nic nie jest na tym najlepszym ze światów niemożliwe i bywa, że zdarza się coś, co w zasadzie zdarzyć się nie powinno. Niektórzy na taki pesymizm reagują gestem Kozakiewicza i twierdzą, że jeśli nawet zdarzyło się coś takiego na Słowacji, to przecież w Polsce zdarzyć się nie może. I jeszcze dodają obiegowe powiedzonko o wąsach Stalina. Pytam więc: a wąsy Dzurindy? Choć już mu odrastają, to jednak przecież musiał je zgolić! Kto oprócz nas samych zagwarantuje nam, że nie wpadniemy w tarapaty podobne do słowackich? Że zawsze jakoś to będzie i że Polak potrafi? Naprawdę warto czasem, choćby idąc śladem Shawa, zastanowić się nad alternatywą.
Więcej możesz przeczytać w 47/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.