"Nie mogą liczyć na łagodne wyroki"
- Trudno dostrzec w tej sprawie okoliczności łagodzące. Jedyna - to wcześniejsza niekaralność oskarżonych. Kary nie mogą być łagodne, zważywszy na funkcje publiczne, jakie sprawowali podsądni - członek władzy ustawodawczej i przywódca wspólnoty lokalnej - przeliczyli na pieniądze zaufanie, jakim obdarzyli ich wyborcy, nie powinni więc liczyć na łagodne kary. Popełnili przestępstwa z chciwości - mówił prok. Rafał Maćkowiak, uzasadniając żądanie kar.
Według niego prowokację policyjną wobec Sawickiej i Wądołowskiego zastosowano prawidłowo, w zgodzie z prawem polskim, międzynarodowym oraz zgodnie z orzecznictwem trybunałów międzynarodowych. - I Sawicka, i Wądołowski przyznali, że przyjęli przedmioty o obiektywnie wysokiej wartości - od biznesmenów - jako posłanka na Sejm i jako burmistrz. Choćby z tego powodu ich zachowanie powinno podlegać karze - uznał.
Akcja agenta Tomka
Oskarżyciel wrócił do stycznia 2007 r., gdy trwał organizowany przez pewną firmę kurs dla członków rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa (po którym zdaje się państwowy egzamin). Jak podkreślił prok. Maćkowiak, CBA skierowała na ten kurs swego człowieka ("agenta Tomka", znanego pod kryptonimem Tomasz Piotrowski - to dzisiejszy poseł PiS Tomasz Kaczmarek - red.) wcześniej, niż zapisała się na niego grupa posłów.
Prokurator przypomniał, że uczestnicy kursu zeznawali, iż "Piotrowski nikomu się nie narzucał". - Posłowie zresztą nie ujawniali, że są parlamentarzystami - zaczęła o tym mówić Sawicka. Mało tego, Sawicka podjęła działania w celu załatwienia zdania egzaminu państwowego na członków rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Była o tym mowa na kolacji, jaką Sawicka zorganizowała w hotelu Sheraton, ale osoba, którą posłanka o to poprosiła, odmówiła spełnienia tej prośby - powiedział prok. Maćkowiak.
Kryptonim "Święta"
To po tych zdarzeniach w kierowanym przez Mariusza Kamińskiego CBA miała zapaść decyzja o rozpoczęciu rozpracowywania Sawickiej (której CBA nadało kryptonim "Święta" w ramach operacji "słonecznik"). Posłanka podjęła się skontaktowania "biznesmenów" z burmistrzem helu Mirosławem Wądołowskim. W tym celu nawiązała kontakt z pomorskim posłem PO Markiem Biernackim, który jednak - jak zapewniła prokuratura - nie podjął się tej roli i nie miał pojęcia, że Sawicka się na niego powołuje. Poprosiła też "biznesmena" o butelkę dobrego alkoholu dla posła. Dano jej 30-letnią szkocką whisky za 2,3 tys. zł - rzekomo dla Biernackiego, a dla niej - ekskluzywne pióro z brylantem za ponad 2 tys. zł. Biernacki kategorycznie odmówił przyjęcia butelki, ale Sawicka zapewniała agenta CBA, że "razem z Markiem pili tę whisky".
Posłanka rozmawiała też z agentem o pieniądzach na kampanię wyborczą - mówił prokurator, wskazując, że namawiała, by nie przekazywać jej pieniędzy bezpośrednio tak przeznaczonych. "Każdy z nas jakiś biznes prowadzi" - powiedziała agentowi. Pytana, jak te pieniądze miałaby otrzymać, odparła: "przynosi się w torbie, nic więcej". - W politykę się nie musicie mieszać, tylko dajcie kasę - mówiła innym razem do udających biznesmenów agentów CBA.
Propozycja korupcyjna
Na spotkaniu z Wądołowskim - mówił prokurator - biznesmen - agent CBA "Marek Przesławski" pytał, co burmistrz chce w zamian za to, że kupią nieruchomość pod kompleks rekreacyjno-wypoczynkowy. Wądołowski miał odpowiedzieć, że w zamian będzie chciał zarządzać tym kompleksem, gdy już powstanie. Według prokuratury "jest to fakt bezsporny". Otrzymał od agentów elegancki zegarek za 8 tys. zł oraz markową skórzaną teczkę, a w niej 150 tys. zł. Prokuratura podtrzymuje, że Wądołowski zapewniał "biznesmenów" poleconych mu przez Sawicką, że za pośrednictwem swoich ludzi w samorządzie dokona zmian w planie zagospodarowania przestrzennego Helu, tak aby mogli kupić nieruchomość pod kompleks wypoczynkowo-rekreacyjny.
Według oskarżenia Sawicka powołując się na wpływy u burmistrza Helu i przekonując o ich realności oraz podejmując się za łapówkę pośrednictwa w nabyciu działki na Helu, popełniła przestępstwo płatnej protekcji, nakłaniała też do korupcji burmistrza. Wądołowski zaś przyjął łapówkę - pieniądze i drogi zegarek - w zamian za co podjął działania, by zniekształcić przebieg przetargu na sprzedaż nieruchomości na Helu.
"Nie mówi się o karze, gdy nie ma winy"
- Nie mówi się o karze, gdy nie ma winy - tak żądanie prokuratora skomentował mec. Jacek Dubois, obrońca Sawickiej. On i mec. Mikołaj Pietrzak zabiorą głos na następnej rozprawie 24 kwietnia. O uniewinnienie burmistrza Wądołowskiego wniósł jego obrońca mec. Jacek Potulski. Jego zdaniem CBA nie miało podstaw, by rozpoczynać operację przeciwko jego klientowi.
- To było polowanie na jakąkolwiek osobę, to nie agenci powinni wychodzić z inicjatywą korupcji. Nie było żadnego słowa, które można zinterpretować jako żądanie korzyści przez burmistrza. Gdyby jakiekolwiek padło, prokurator by je dziś przytoczył – a tak nie uczynił. To agent był podżegaczem, a takiego zachowania zakazuje Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu - uznał adwokat. Zarazem zauważył on, że wszędzie tam, gdzie w podsłuchach są fragmenty mogące świadczyć na korzyść burmistrza, "ćwierkają ptaki albo przejeżdża samochód i nie można tego fragmentu odcyfrować".
"To była wymiana gadżetów reklamowych"
- Wielka operacja wokół burmistrza, rzekomy Amerykanin z tłumaczką, plany wielkiej inwestycji - zabiegi o inwestora nie pokazują nic innego jak to, że gmina Hel jest gminą bardzo dobrze zarządzaną, co potwierdzają liczne nagrody - mówił adwokat. Jak podkreślił, obiecywane przez "inwestora" 150 etatów dla Helu, to zero procent bezrobocia w gminie - trudno więc się dziwić, że władze samorządowe zabiegały o taką inwestycję, a nie "wyrzucały biznesmenów za drzwi" - jak zdaniem prokuratora powinno się postąpić z osobami proponującymi korupcję.
Adwokat przywołał zeznania byłego wiceszefa CBA Macieja Wąsika, który mówił przed sądem, że zegarek dla burmistrza (z logo założonej przez CBA firmy-przykrywki dla agentów-biznesmenów) "miał być informacją, że jest taka firma". - A więc to był gadżet reklamowy, a burmistrz wręczył biznesmenom drogi album o gminie - podkreślił obrońca burmistrza. Podtrzymał on, że jego klient nie przyjął łapówki, bo nie wiedział nawet, co jest we wręczonej mu teczce, z którą chwilę później został zatrzymany przez CBA.
Zatrzymanie i "publiczny lincz"
CBA zatrzymało Sawicką, ówczesną posłankę PO, w październiku 2007 r., gdy przyjmowała - jak uznano w akcie oskarżenia - łapówkę za ustawienie przetargu na zakup dwuhektarowej działki na Helu. Szczegóły nagłośnił ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński tuż przed wyborami w 2007 r. Z przedstawionych przez niego podsłuchów posłanki wynikało, że liczyła ona też na robienie interesów w związku ze spodziewaną po wyborach prywatyzacją w służbie zdrowia.
Sprawa wywołała wątpliwości PO i części mediów co do domniemanego politycznego tła operacji specjalnej CBA wobec Sawickiej (usuniętej wtedy z PO). Ona sama prosiła w emocjonalnym wystąpieniu szefa CBA, by jej "nie linczował publicznie". Twierdziła, że padła ofiarą prowokacji agenta CBA. Uznała, że oficerowie CBA przekroczyli uprawnienia, podejmując wobec niej inwigilację i że namawiali ją do przestępstwa. Kamiński temu zaprzeczał.
Już po wygaśnięciu jej immunitetu Sawicka została zatrzymana w listopadzie 2007 r. przez CBA, po czym prokuratura postawiła jej zarzuty. Sąd zwolnił ją za 300 tys. zł kaucji.
Czytaj więcej na Wprost.pl:
Koniec procesu byłej posłanki PO. "Beata Sawicka powinna zostać ukarana"PAP, arb, ja