Trzech grabarzy posądzono o umyślne roznoszenie dżumy. Aby pozyskać klientelę, mieli oni smarować klamki domostw mózgami i jelitami ludzi zmarłych na skutek zarazy. Sąd skazał oskarżonych na karę śmierci przez odcięcie głowy. Wcześniej skazanych "rozciągano", przypalano i odcięto im dłonie. Nietypowy proces odbył się w Lublinie w roku 1711.
W procesie grabarzy od początku było wiele nieścisłości. Trzech grabarzy oskarżono o posmarowanie mózgiem zmarłego na dżumę człowieka drzwi domu, w którym później zmarło 5 osób. W domu tym jednak jeden z mieszkańców chorował jeszcze przed incydentem. Oskarżonymi byli Marcin Morawski, Jakub Szumilas i Stanisław Kromczak. Wszyscy mieli mieć związek z tajemniczą maścią. Ponadto, Marcin i Jakub – według jednej z relacji – po pogrzebie matki zeznającego przeciw nim świadka pozostawili w domu, z którego zabierali ciało, „skrwawioną łopatkę ludzką". Niedługo po tym, jak poszli, w domu umarło jeszcze dziecko. Stanisław z kolei oskarżony był o podrzucanie do domostw „morowych chust". Cechą wspólną wszystkich oskarżeń jest to, że ani razu żaden z „kopaczy” nie był złapany na gorącym uczynku...
Grabarze przyznali się jednak do winy. Ale któż by się nie przyznał na torturach polegających na rozciąganiu i przypalaniu członków? Jeden z grabarzy przyznał po torturach: "jedno ze strachu, a drugie i z boleści powiadałem na siebie i na ludzi niewinnych". Skazanym ucięto ręce, potem głowy. Głowy wbito na pal, pale postawiono na rozstajnych drogach.
Grabarze przyznali się jednak do winy. Ale któż by się nie przyznał na torturach polegających na rozciąganiu i przypalaniu członków? Jeden z grabarzy przyznał po torturach: "jedno ze strachu, a drugie i z boleści powiadałem na siebie i na ludzi niewinnych". Skazanym ucięto ręce, potem głowy. Głowy wbito na pal, pale postawiono na rozstajnych drogach.
Historyk badający sprawę „szerzenia dżumy" w Lublinie, stwierdził w publikacji z 1927 roku, że skłonny jest sądzić, iż „tak straszna kara spotkała ludzi niewinnych, a cała sprawa była wynikiem tylko panicznego lęku przed dżumą". W Lublinie padło na grabarzy. Gdzie indziej o szerzenie epidemii oskarżano ludność żydowską, włóczęgów lub... lekarzy, którzy nie dość, że stykali się z chorymi, to jeszcze nosili przerażające maski, które nie budziły wśród ludzi zaufania.
odkrywcy.pl, sjk