Tusk: nie straszę, ostrzegam
Szef rządu zaznaczył, że nie było i nie jest intencją jego rządu, aby komukolwiek ograniczać swobodę wypowiedzi. - Kiedy mówię że słowa mają swoje konsekwencje, to nikogo nie straszę - podkreślił Tusk. Zaznaczył jednak, że jeśli ktoś mówi takie rzeczy jak Antoni Macierewicz, to trzeba sobie zdawać sprawę jakie konsekwencje takie słowa przynoszą dla Polski. - Oczekuję od wszystkich w Polsce dzisiaj, nie tylko od rządzących i opozycji, od wszystkich bez wyjątku, żeby wymusić odpowiedź na pytanie co oznacza deklaracja Antoniego Macierewicza w sytuacji w której np. PiS wygrywa wybory za dwa lata i przejmuje władzę. Co ma znaczyć dla Polski władza ludzi, którzy uważają, że jesteśmy w stanie wojny z Rosją, która zamordowała nam elitę, jakie to ma konsekwencje dla Polski? - pytał premier. - W sytuacji, w której tego typu słowa rodzą pewne niebezpieczne konsekwencje, to oczywiście państwo nie będzie bezczynne - podkreślił szef rządu.
"Rewolucji nie będzie, będzie bezpiecznie"
Tusk zaznaczył jednocześnie, że nie ma poczucia, aby Polskę ogarnęła fala manifestacji w związku m.in. z katastrofą smoleńską. - Wiem, że niektórzy by chcieli, żeby taka fala manifestacji się pojawiła - dodał. - Wszystkich, którzy uważają, że w Polsce można rozhuśtać nastroje społeczne i że warto to zrobić, odsyłam do doświadczeń innych krajów - zaapelował Tusk. Zaznaczył przy tym, że nie ma wrażenia, by Polskę ogarnęła "jakaś rewolucja czy kontrrewolucja". - Myślę, że jesteśmy w stanie zapewnić wszystkim poczucie bezpieczeństwa i porządek - podsumował premier.
"Rząd będzie reagował na czyny, a nie na słowa"
Premier mówił też, że jeśli organizowana 21 kwietnia w Warszawie manifestacja w obronie Telewizji Trwam - w której udział zapowiedzieli m.in. politycy PiS i Solidarnej Polski - miałaby "przerodzić się w zamieszki tylko dlatego, że politycy opozycji uznają, że jesteśmy z kimś na wojnie, albo że państwo polskie nie jest już polskim państwem, a rządzą nim zdrajcy, to oczywiście państwo będzie reagowało". - Ale na akty przemocy łamania prawa czy naruszania prawa, a nie na słowa nawet jeśli to słowa najgłupsze albo najbardziej niebezpieczne - zaznaczył.
- Nasza demokracja wytrzyma tę próbę sił tylko wtedy kiedy wytrzymamy także tę próbę nerwów. Nikogo za słowa ścigać nie należy, ale należy działać konsekwentnie i twardo jeśli politycy albo ktokolwiek inny, będą naruszali prawo i będą zagrażali bezpieczeństwu innych obywateli, wtedy z całą pewnością państwo będzie reagowało - podsumował szef rządu.PAP, arb