Tego samego dnia ukraińskie służby penitencjarne oświadczyły, iż dzień wcześniej Tymoszenko nie zgodziła się na obdukcję doznanych obrażeń. Opublikowany przez władze więzienne dokument, w którym stwierdzono, że Tymoszenko odmówiła specjalistycznych oględzin lekarskich, wydano we wtorek. Wynika z niego, że była premier spotkała się z lekarzami, którzy mieli dokonać obdukcji, kilka godzin przed tym, jak obrona Tymoszenko oświadczyła, że prowadzi ona strajk głodowy w związku z zastosowaną wobec niej siłą fizyczną.
- MSZ oficjalnie zwróciło się do strony niemieckiej z prośbą o pomoc w przysłaniu (na Ukrainę) lekarzy z (berlińskiej) kliniki Charite w celu zbadania Julii Tymoszenko - oświadczył Dikusarow cytowany przez agencję Interfax-Ukraina. Badający wcześniej Tymoszenko lekarze z tej kliniki stwierdzili, że bóle kręgosłupa, na które cierpi była premier nie pozwalają jej na uczestniczenie w rozprawach sądowych. Niemieccy medycy orzekli także, że opozycjonistka powinna być leczona poza murami więziennymi, w szpitalu specjalistycznym.
Tymoszenko: myślałam, że to mój koniec
23 kwietnia obrona Tymoszenko przekazała, że opozycjonistka od 20 kwietnia prowadzi w więzieniu strajk głodowy, jako formę protestu przeciwko zastosowaniu wobec niej przemocy. Tymoszenko opublikowała następnie list, w którym oświadczyła, że została uderzona przez jednego ze strażników, którzy w nocy z 20 na 21 kwietnia bez słowa wyjaśnienia przewieźli ją z żeńskiej kolonii karnej w Charkowie do miejscowego szpitala kolejowego.
Opozycjonistka relacjonowała w liście, że trafiła do szpitala, choć nie wyrażała na to zgody. Twierdzi, że z celi została wyciągnięta siłą przez trzech potężnie zbudowanych mężczyzn, którzy narzucili na nią prześcieradło. "Z bólu i rozpaczy zaczęłam się bronić, tak jak potrafiłam, i przez prześcieradło otrzymałam silny cios pięścią w brzuch; skuto mi ręce i nogi, podniesiono i powleczono w prześcieradle na dwór. Myślałam już, że to ostatnie chwile mego życia" - czytamy w liście. - Na rękach Tymoszenko ma siniaki, a na brzuchu wielki krwiak, który wciąż widać, choć minęły już cztery dni - mówił potem adwokat byłej premier Serhij Własenko.
Służba więzienna: nie mogła iść po schodach więc ją nieśliśmy
Tymczasem służba więzienna Ukrainy zaprzeczyła, jakoby użyto siły przy przewożeniu Tymoszenko do szpitala. - To nie miało miejsca. Transportowali ją pracownicy pogotowia ratunkowego, a nasi funkcjonariusze tylko asystowali. Przenoszono ją na rękach tylko tam, gdzie nie mogła iść, po schodach - podkreślił zastępca szefa kolonii karnej w Charkowie Ihor Kołpaszczykow.
51-letnia Tymoszenko usłyszała wyrok siedmiu lat więzienia w październiku 2011 roku. Ukarano ją za nadużycia przy zawieraniu umów gazowych z Rosją w 2009 roku. Była premier jest przekonana, że działania wokół niej inspiruje prezydent Wiktor Janukowycz, z którym przegrała wyścig o prezydenturę na początku 2010 roku. W ubiegłym tygodniu rozpoczął się kolejny proces byłej premier. Tym razem występuje ona jako oskarżona o machinacje finansowe z lat 90-tych, gdy kierowała firmą handlującą gazem - jeśli jej wina zostanie udowodniona, Tymoszenko może zostać skazana nawet na 12 lat pozbawienia wolności.
PAP, arb