Poinformował również, że Solidarna Polska wystąpi do marszałek Sejmu o zabezpieczenie materiałów filmowych z całego obszaru Nowego Domu Poselskiego. - Abyśmy mogli z całej perspektywy obejrzeć to zachowanie posła Stefana Niesiołowskiego - podkreślił.
Według Jakiego, SP przygotowała specjalną ekspertyzę prawną, zgodnie z którą postępowanie posła PO mogło wyczerpać m.in. art. 191 Kodeksu karnego. Zgodnie z nim, kto stosuje przemoc wobec osoby lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
"Stop arogancji Niesiołowskiego"
Z kolei szef klubu SP Arkadiusz Mularczyk podkreślił, że należy powiedzieć "stop" niewłaściwym zachowaniom posła PO. - Stop jego arogancji, bezczelności, zakłamaniu. Oczekujemy, że premier Tusk i marszałek Sejmu wyciągną odpowiednie konsekwencje - zaznaczył.
O możliwości popełnienia przestępstwa przez Niesiołowskiego w poniedziałek zawiadomiło prokuraturę PiS. Według tej partii poseł PO dopuścił się groźby karalnej - zniszczenia mienia - kamery; naruszył nietykalność cielesną dziennikarki, a także uniemożliwiał jej wykonywanie czynności zawodowych.
"Won stąd"
11 maja podczas prowadzonej przez związkowców blokady dokumentalistka Ewa Stankiewicz (autorka m.in. filmu "Solidarni 2010") filmowała posła PO Stefana Niesiołowskiego, mimo że mówił, by tego nie robiła. - Won stąd - rzucił Niesiołowski do Stankiewicz i odepchnął kamerę.
Niesiołowski w poniedziałek w Radiu ZET tak relacjonował przebieg wydarzeń: "odsunąłem kamerę od twarzy - mało mi zębów nie wybiła, była niezwykle natrętna, agresywna, napastliwa. Nie dotknąłem pani Stankiewicz. 20 minut nękała mnie tą kamerą, w końcu odsunąłem tę kamerę ręką. Nie bardzo wiem, na czym polega przestępstwo".
Poseł PO pytany, czy zrzeknie się immunitetu, odparł: "oczywiście, natychmiast". Przyznał zarazem, że jego słowa "won stąd" skierowane pod adresem dziennikarki nie były eleganckie. - To nie było eleganckie, ale czy ja mam przytaczać to, jakimi słowami mnie obrzucili związkowcy? - pytał Niesiołowski.
"Po 40 sekundach mnie atakuje"
Stankiewicz zaprzecza wersji zdarzeń przedstawionej przez Niesiołowskiego. W oświadczeniu przesłanym PAP napisała, że "nie miało miejsca wcześniejsze chodzenie za Stefanem Niesiołowskim przez 20 minut". "Już po kilku sekundach od nawiązania z nim pierwszego kontaktu jest wobec mnie agresywny, a po niecałych 40 sekundach atakuje mnie fizycznie, co w całości, bez cięć montażowych, zostało opublikowane w internecie. Przed podejściem do Stefana Niesiołowskiego filmowałam w ogólnym planie z odległości kilkudziesięciu metrów posłów zgromadzonych na dziedzińcu sejmowym, w tym Stefana Niesiołowskiego, przez ok. 40 sekund" - napisała Stankiewicz.
Niesiołowskiego skrytykował premier Donald Tusk. Zapowiedział, że po powrocie z wizyty w Kanadzie zwróci się do Niesiołowskiego, "żeby bez żadnych dwuznaczności, kategorycznie przeprosił się (z Ewą Stankiewicz) i zapewnił, że nigdy więcej zachowywać się tak nie będzie".
zew, PAP