Jakiego rządu oczekują Polacy?
W czasie przeprowadzki, kiedy już opuściliśmy stary dom, a jeszcze nie wprowadziliśmy się do nowego, nasila się potrzeba posiadania wyrazistego przywódcy. Chcemy mieć świadomość, że ktoś nad wszystkim panuje - uważa Mirosława Grabowska z Instytutu Nauk Politycznych PAN. - Nie jest ważne, czy rząd negocjuje, czy tupie nogą. Ważne, czy podejmowane przez niego decyzje stanowią realizację pewnego programu, czy tylko wynikają z nacisku różnych grup interesu - stwierdza prof. Lena Kolarska-Bobińska, dyrektor Instytutu Spraw Publicznych. Czy Polacy chcą, aby rząd Jerzego Buzka dogadywał się ze wszystkimi i godził sprzeczne interesy? A może oczekują, że Jerzy Buzek będzie rządził silną ręką?
- Po okresie PRL nawet pewne gesty wyrażające brak wrażliwości na inne racje zniechęcają ludzi. Dlatego Lech Wałęsa miał tak liczny elektorat negatywny - przypomina Grabowska. Zdaniem wielu politologów i socjologów, w Polsce opinia publiczna jest wewnętrznie sprzeczna. Tęsknimy za sprawnym, silnym rządem typu kanclerskiego, ale tylko wtedy, gdy jego "nieprzyjemne" decyzje nie dotykają nas bezpośrednio. Dlatego też lekarze mogą się opowiadać za twardymi rozmowami z rolnikami, którzy blokując drogi, paraliżują kraj, ale zarazem ci sami lekarze domagają się kontynuowania negocjacji z kolegami anestezjologami. I na odwrót - stojący na skrzyżowaniach rolnicy narzekają, że ich żony musiały czekać w przychodni, bo akurat pan doktor strajkował. Nie ma więc podziału na "nas" i "onych" - jesteśmy "my", są "oni" i są jeszcze "inni".
- Każda ekipa rządząca stoi przed problemem pogodzenia wewnętrznie sprzecznych oczekiwań. Funkcjonują bowiem dwa stereotypy. Z jednej strony, ludzie są przekonani, że potrzebna jest silna władza, z drugiej zaś domagają się negocjacji i uzgodnień - stwierdza Tomasz Żukowski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Czy dążenie do zadowolenia wszystkich jest przyczyną paraliżu rządu, który nie potrafi podjąć jednoznacznych i stanowczych decyzji w konfliktach z lekarzami, pielęgniarkami i rolnikami?
- Różnice interesów są bardzo wyraźne. Zupełne inne są oczekiwania mieszkańców wsi, a inne elektoratu wielkomiejskiego - podkreśla Żukowski. - Oczekiwania ludzi bardziej niż od stanu demokracji zależą od sytuacji gospodarczej. Im jest trudniejsza, tym silniejsza staje się chęć, aby rząd wykazał większe zdecydowanie - uważa z kolei Paweł Kuczyński, socjolog, szef Centrum Informacji Marketingowej Data Group.
Zdaniem politologów, próby zadowolenia zarówno tych, którzy oczekują od rządu twardych decyzji, jak i tych, którzy chcą, aby rząd pertraktował, sprawiają, że władza państwowa jest odbierana jako słaba. - Decyzje rządu uświadamiają ludziom, jak bardzo jest niespójny, dowodzą, że nie kieruje się racjami merytorycznymi - uważa prof. Kolarska-Bobińska. Czy w związku z tym ekipa Jerzego Buzka winna usztywnić swoją postawę? - Teraz rząd nie może już być zbyt twardy, bowiem w całym systemie nastąpiło zbyt wiele wyłomów. Na przykład wyprzedzono protesty górników, wypłacając im wysokie odszkodowania, o jakich inni mogą jedynie marzyć - objaśnia Paweł Śpiewak, socjolog z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. - Ciągła chybotliwość rządu, żywiołowość decyzji wywołuje u wielu obawy, które jeszcze grupy interesu się odezwą, i lęk, że nad tą sytuacją nikt nie panuje - dodaje Kolarska-Bobińska.
Według ubiegłorocznych badań CBOS, premier Jerzy Buzek był oceniany jako człowiek zrównoważony, inteligentny, skromny. Jednak prawie połowa respondentów zarzucała premierowi, że jest niesamodzielny, zbyt mało dynamiczny i nie potrafi podejmować trudnych decyzji. Socjolodzy sądzą, iż teraz grupa ludzi dostrzegających wady premiera znacznie się powiększy. Prof. Kolarska-Bobińska wskazuje, że nieumiejętność wdrażania w życie postanowień może się okazać dla rządu groźniejsza niż koalicyjne kłótnie: - W społecznej ocenie do tej pory w koalicyjnych kłótniach, oprócz walki o stanowiska, chodziło także o pewien program, wizję państwa, ścierały się racje dwóch partii. Teraz wyborcy mają wrażenie ogólnego bałaganu, gdyż co innego mówi premier, co innego liderzy koalicji, jeszcze co innego szefowie resortów. - Nie same protesty najbardziej szkodzą rządowi, bo wielu ludzi jest wściekłych zarówno na rolników, jak i na lekarzy, ale brak konsekwencji - uważa Antoni Dudek, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Według specjalistów, większość obywateli nie pojmuje meandrów postępowania rządu wobec Andrzeja Leppera, nie rozumie, dlaczego minister zdrowia i opieki społecznej trzy razy zmienia zdanie w sprawie wysokości składki na ochronę zdrowia, dlaczego nawet w zdyscyplinowanej Unii Wolności nie ma zgodności pomiędzy przewodniczącym klubu parlamentarnego a sekretarzem generalnym w kwestii ewentualnego odwołania szefa resortu rolnictwa i gospodarki żywnościowej.
- Dalsze sprzeczne działania rządu i koalicji mogą doprowadzić do ich całkowitej kompromitacji - ostrzega Paweł Śpiewak
- Po okresie PRL nawet pewne gesty wyrażające brak wrażliwości na inne racje zniechęcają ludzi. Dlatego Lech Wałęsa miał tak liczny elektorat negatywny - przypomina Grabowska. Zdaniem wielu politologów i socjologów, w Polsce opinia publiczna jest wewnętrznie sprzeczna. Tęsknimy za sprawnym, silnym rządem typu kanclerskiego, ale tylko wtedy, gdy jego "nieprzyjemne" decyzje nie dotykają nas bezpośrednio. Dlatego też lekarze mogą się opowiadać za twardymi rozmowami z rolnikami, którzy blokując drogi, paraliżują kraj, ale zarazem ci sami lekarze domagają się kontynuowania negocjacji z kolegami anestezjologami. I na odwrót - stojący na skrzyżowaniach rolnicy narzekają, że ich żony musiały czekać w przychodni, bo akurat pan doktor strajkował. Nie ma więc podziału na "nas" i "onych" - jesteśmy "my", są "oni" i są jeszcze "inni".
- Każda ekipa rządząca stoi przed problemem pogodzenia wewnętrznie sprzecznych oczekiwań. Funkcjonują bowiem dwa stereotypy. Z jednej strony, ludzie są przekonani, że potrzebna jest silna władza, z drugiej zaś domagają się negocjacji i uzgodnień - stwierdza Tomasz Żukowski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Czy dążenie do zadowolenia wszystkich jest przyczyną paraliżu rządu, który nie potrafi podjąć jednoznacznych i stanowczych decyzji w konfliktach z lekarzami, pielęgniarkami i rolnikami?
- Różnice interesów są bardzo wyraźne. Zupełne inne są oczekiwania mieszkańców wsi, a inne elektoratu wielkomiejskiego - podkreśla Żukowski. - Oczekiwania ludzi bardziej niż od stanu demokracji zależą od sytuacji gospodarczej. Im jest trudniejsza, tym silniejsza staje się chęć, aby rząd wykazał większe zdecydowanie - uważa z kolei Paweł Kuczyński, socjolog, szef Centrum Informacji Marketingowej Data Group.
Zdaniem politologów, próby zadowolenia zarówno tych, którzy oczekują od rządu twardych decyzji, jak i tych, którzy chcą, aby rząd pertraktował, sprawiają, że władza państwowa jest odbierana jako słaba. - Decyzje rządu uświadamiają ludziom, jak bardzo jest niespójny, dowodzą, że nie kieruje się racjami merytorycznymi - uważa prof. Kolarska-Bobińska. Czy w związku z tym ekipa Jerzego Buzka winna usztywnić swoją postawę? - Teraz rząd nie może już być zbyt twardy, bowiem w całym systemie nastąpiło zbyt wiele wyłomów. Na przykład wyprzedzono protesty górników, wypłacając im wysokie odszkodowania, o jakich inni mogą jedynie marzyć - objaśnia Paweł Śpiewak, socjolog z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. - Ciągła chybotliwość rządu, żywiołowość decyzji wywołuje u wielu obawy, które jeszcze grupy interesu się odezwą, i lęk, że nad tą sytuacją nikt nie panuje - dodaje Kolarska-Bobińska.
Według ubiegłorocznych badań CBOS, premier Jerzy Buzek był oceniany jako człowiek zrównoważony, inteligentny, skromny. Jednak prawie połowa respondentów zarzucała premierowi, że jest niesamodzielny, zbyt mało dynamiczny i nie potrafi podejmować trudnych decyzji. Socjolodzy sądzą, iż teraz grupa ludzi dostrzegających wady premiera znacznie się powiększy. Prof. Kolarska-Bobińska wskazuje, że nieumiejętność wdrażania w życie postanowień może się okazać dla rządu groźniejsza niż koalicyjne kłótnie: - W społecznej ocenie do tej pory w koalicyjnych kłótniach, oprócz walki o stanowiska, chodziło także o pewien program, wizję państwa, ścierały się racje dwóch partii. Teraz wyborcy mają wrażenie ogólnego bałaganu, gdyż co innego mówi premier, co innego liderzy koalicji, jeszcze co innego szefowie resortów. - Nie same protesty najbardziej szkodzą rządowi, bo wielu ludzi jest wściekłych zarówno na rolników, jak i na lekarzy, ale brak konsekwencji - uważa Antoni Dudek, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Według specjalistów, większość obywateli nie pojmuje meandrów postępowania rządu wobec Andrzeja Leppera, nie rozumie, dlaczego minister zdrowia i opieki społecznej trzy razy zmienia zdanie w sprawie wysokości składki na ochronę zdrowia, dlaczego nawet w zdyscyplinowanej Unii Wolności nie ma zgodności pomiędzy przewodniczącym klubu parlamentarnego a sekretarzem generalnym w kwestii ewentualnego odwołania szefa resortu rolnictwa i gospodarki żywnościowej.
- Dalsze sprzeczne działania rządu i koalicji mogą doprowadzić do ich całkowitej kompromitacji - ostrzega Paweł Śpiewak
Więcej możesz przeczytać w 6/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.