- To jest rzecz nieprawdopodobnie groźna. Po raz pierwszy się zdarzyło, że - w moim przekonaniu - przekraczając prawo organizatorzy demonstracji ostentacyjnie zablokowali jeden z istotnych elementów władzy państwa polskiego - oświadczył Komorowski, odnosząc się do tego co działo się pod Sejmem 11 maja. Prezydent dodał, że pod Sejmem doszło do "przekroczenia normalnej, zdrowej, potrzebnej w każdej demokracji zasady prawa do demonstracji".
Prezydent zaznaczył, że w Polsce można demonstrować, jednak - jak podkreślił - "w zgodzie z przepisami prawa i bez anarchizowania życia publicznego w Polsce, tam gdzie uzyskało się wcześniej zgodę od odpowiednich władz". - W moim przekonaniu blokada Sejmu jest zjawiskiem nieprawdopodobnie groźnym. Powinna spotkać się ze zdecydowanym odporem opinii publicznej i wszystkich sił politycznych, także i wszystkich środowisk dziennikarskich jako zjawisko groźne dla polskiej demokracji - oświadczył Komorowski. Dodał, że można lubić albo nie lubić parlamentu czy poszczególnych parlamentarzystów, ale "trzeba szanować demokrację polską". - Przejawem tej demokracji jest swobodne funkcjonowanie parlamentu - podkreślił prezydent.
W ocenie Komorowskiego 11 maja "próbowano - na pewien czas skutecznie - ubezwłasnowolnić serce polskiej demokracji". Prezydent stwierdził następnie, jest to rzecz nie do zaakceptowania i wymaga w jego przekonaniu "ostrych decyzji i reakcji ze strony władzy wykonawczej w Polsce".
Związkowcy z "Solidarności" zablokowali wszystkie wyjścia z terenu Sejmu w proteście przeciwko przyjętej 11 maja przez posłów ustawie dotyczącej podwyższenia wieku emerytalnego do 67 lat dla kobiet i mężczyzn. Wcześniej przedstawicieli związkowców nie wpuszczono na galerię Sejmu. Demonstranci blokowali Sejm przez kilka godzin, uniemożliwiając posłom jego opuszczenie. Barierki wokół Sejmu powiązano łańcuchami. Decyzję o zakończeniu blokady podjęła Komisja Krajowa "S", która o godz. 18 zebrała się przed parlamentem.
PAP, arb