Reżyserzy filmów też patrzą w niebo – najwyraźniej jednak nie wierzą w to, że współczesny człowiek może ominąć czyhające na niego burze. W filmie „Raj: miłość" znany dokumentalista Ulrich Seidl portretuje Austriaczkę, która poznaje smak kenijskiej seksturystyki. - Po latach zawodów, świadomie decyduje się na tę formę miłości - twierdzi Seidl.
Reżyser pokazuje drogę, jaką musi przejść kobieta, aby stać się klientką męskich prostytutek i skosztować seksu za pieniądze. Starzejąca się, otyła bohaterka „Raju..." nie wierzy w siebie, naiwnie liczy na odnalezienie bliskości w hotelu na godziny i niemal dziwi się, gdy utrzymanek oczekuje zapłaty. Z czasem jednak pozbywa się skrupułów.
Film Seidla raczej nie zaskoczy niczym widza - to niemal czytanka z podręcznika dla alterglobalistów opowiadającego o niesprawiedliwych podziałach ekonomicznych świata. Zahukana, nieciekawa starsza pani z zachodu odkrywa w sobie pociąg do pięknych ciał czarnoskórych kochanków i pragnie znowu stać się obiektem pożądania. Z kolei młodzi, afrykańscy mężczyźni, zostawiają w domach żony i dzieci, aby za duże dla nich pieniądze służyć „białej lady". Czy ten czarno-biały świat nie jest zbyt schematyczny? Oglądając film Seidla pomyślałem o… posłance Beacie Sawickiej. Nie trzeba uciekać z Wiednia do Mombasy, aby odnaleźć kobietę, która ślepo podąża za osobą podnoszącą jej samoocenę. I muszę przyznać, że w płaczu posłanki PO było więcej dramatyzmu niż w filmie Seidla. W zdystansowanej postawie reżysera czuję fałsz, a może nawet cynizm.Z kolei Jacques Audiard w „Rdzy i kości" opowiada o problemach emocjonalnych Francuzów. Kiedy dwa lata temu reżyser prezentował „Proroka”, był już cenionym reżyserem w kraju, ale ciągle czekał na to aż zostanie odkryty na arenie międzynarodowej. Dziś wraca do Cannes jako gwiazda - na prasowym pokazie jego filmu brakuje wolnych miejsc.
Akcja „Rdzy i kości" rozgrywa się w… Cannes. To jednak zupełnie inne Cannes niż to, które znają uczestnicy festiwalu – pozbawione światowego blichtru i blasku reflektorów. Film opowiada historię spotkania dwojga ludzi: on jest drobnym złodziejem, który ima się różnych, dorywczych prac, zaniedbując przy tym syna, którego samotnie wychowuje. Ojciec chce kochać swoje dziecko, ale nosi w sobie zbyt wiele zahamowań© i nie potrafi zerwać z wpojoną mu wizją mężczyzny. Bohater na dyskotece spotyka trenerkę delfinów - niedługo później kobieta będzie musiała zmierzyć się z tragedią, która zmieni jej życie. Będzie musiała odkryć swoją wartość na nowo.Pojawiają się głosy, że „Rdza i kość" pachnie schematycznym melodramatem. Audiard rozsadza jednak tę konwencję od środka - przygląda się rzeczywistości znacznie dokładniej niż autorzy romansów. „Rdza i kość” wiele zawdzięcza grze aktorów. Marion Cotillard jednym spojrzeniem oddaje całą gamę uczuć - oczekiwanie bliskości i ciepła, ale również siły, opieki. Gdy obserwuje walkę kickobokserską swojego przyjaciela, w jej spojrzeniu widać odrazę, ale i fascynację. W tej rzeczywistości wzajemne oczekiwania przeplatają się i rozmijają. Uczucia tworzą sieć, w której zawsze brakuje jakiegoś splotu.
Zarówno Seidl jak i Audiard opowiadają o seksualności i tęsknocie za akceptacją. Pokazują samotność i zagubienie mieszkańców współczesnej, wysoko rozwiniętej Europy. Tyle tylko, że Seidl patrzy na bohaterkę z dystansu, trochę jak na doświadczalnego królika; z kolei Audiard czuje szacunek do ludzi, którzy próbują pokonać własne poczucie pustki. Może dlatego w jego film wierzę.Krzysztof Kwiatkowski, Cannes