Wprost z Cannes: dwa filmy, dwie podróże

Wprost z Cannes: dwa filmy, dwie podróże

Dodano:   /  Zmieniono: 
Plakat filmu "W drodze" 
W ramach konkursu podczas 65. Festiwalu Filmowego w Cannes nowe tytuły zaprezentowali kolejni świetni reżyserzy – Walter Salles i Ken Loach. „W drodze” i „Danina dla aniołów” to dwie historie o ludziach, którzy szukają siebie w podróży.
- Ta książka świetnie pasuje do dzisiejszych czasów – mówił mi o „W drodze" Jacka Kerouca w Cannes aktor Viggo Mortensen. - Konserwatywne społeczeństwo, kryzys i grupa młodych ludzi, którzy pragną zmian. Czy to nie brzmi panu znajomo? – dodał.

Zekranizowanie kultowej powieści beat generation nie należy do zadań łatwych. Ciągi skojarzeń, narkotyczne wizje i nieustanna wędrówka po kolejnych, amerykańskich stanach fascynowały kolejne  pokolenia czytelników, ale w kinie taka poszarpana narracja bywa nieznośna. Nic dziwnego, że canneńscy widzowie czekali na „W drodze" Waltera Sallesa bardzo niecierpliwie. O tym filmie mówiło się od wielu lat. W Pałacu Festiwalowym można zobaczyć piękny plakat z pustą szosą przecinającą pustynię, a w oddali, pośród kaktusów, przemyka czarny Cadillac z lat pięćdziesiątych. To mogłaby być ilustracja jednego z mitów założycielskich współczesnej Ameryki.

Niestety Walter Salles nie sprostał legendzie – bohaterowie jego filmu snują się smętnie po ekranie. Brak im charyzmy, nic ich wyróżnia. Kerouac, Cassady, Ginsberg –  przypominają grupę kolegów z ogólniaka, którzy najwyżej czasem prześpią się ze sobą albo wypalą razem skręta. Dramatyzm pojawia się na ekranie tylko dzięki kobietom. Kristen Stewart - jako jedyna - ma uwodzicielski błysk w oku. Dobrze też wypada Kirsten Dunst w roli popadającej w depresję żony Cassady'ego. - W zeszłym roku zagrałam nękaną przez depresję dziewczynę z „Melancholi" Larsa von Triera, teraz jestem znerwicowana i zrozpaczona u Sallesa. Jeszcze jednak taka rola i w Hollywood będę skreślona – żartowała w wywiadzie dla „Wprost” aktorka.

Z daleko od Fabryki Snów, zupełnie inną niż Salles podróż pokazuje Brytyjczyk Ken Loach. W „Daninie dla aniołów" wybitny twórca kina społecznego po raz kolejny zabiera widzów do robotniczych dzielnic Glasgow. Reżyser portretuje grupę drobnych przestępców, próbujących pod okiem pracownika socjalnego wyjść na prostą. I właśnie wtedy bohaterowie filmu odkrywają smak, aromat, ale też wartość rynkową whisky. Zwiedzając starą destylarnię postanawiają z cudem znalezionej starej beczki odlać kilka butelek trunku, wartego kilkaset tysięcy funtów. - Chciałem zrobić film o wspaniałych młodych ludziach, którzy nie mają przed sobą perspektyw – mówił w Cannes reżyser. - Ich jedyną bronią w wojnie z bezdusznym systemem jest wyobraźnia – dodał.

Loach od dawna flirtuje z gatunkowymi konwencjami. Jako lewicowy twórca szuka sposobu na dotarcie do szerszej widowni - nie interesuje go zamykanie się w dusznych salach kin studyjnych. W jego obrazach pojawiają się ślady melodramatu („Czuły pocałunek") i komedii („Szukając Eryka”). Tym razem Brytyjczyk poszedł na całość. Zrobił dobry, zabawny film rozrywkowy, przywodzący na myśl „Goło i wesoło” Petera Cattaneo. - Młode pokolenie nie może spokojnie kreować swojego życia, współczesny świat stał się niepewnym miejscem – przekonywał autor „Kes”. - Może dlatego chciałem zostawić ich z nadzieją? – zastanawiał się.

Zarówno Loach, jak i Salles pokazali w swoich filmach podróże inicjacyjne. Tyle że bitnicy po swoich eskapadach wracają podzieleni i zdewastowani, próbując zacząć wszystko od nowa. Nie mający nic do stracenia bohaterowie „Daniny dla aniołów" kończą swoją podróż silniejsi.

Krzysztof Kwiatkowski z Cannes