Wyznam więcej. Tematy tych spotkań dobrane były tak, by szatan mógł działać szybciej: rozmawialiśmy bowiem o sztuce oraz o problemach edukacji, społeczeństwa obywatelskiego, tolerancji, etyce oraz różnych modelach relacji państwo – Kościół. Przy tym ostatnim, szczególnie niebezpiecznym zagadnieniu występowałam – interdyscyplinarnie – razem z księdzem, a na sali – pamiętam to dobrze – obecna była bardzo rozdyskutowana Młodzież Wszechpolska. Rozumiem, że gdyby była tam wyłącznie Młodzież Wszechpolska i gdyby nie dyskutowała, lecz oglądała w pokorze jakiś patriotyczny spektakl – wszystko byłoby dobrze.
W teatrze tym nie tylko ja bywałam na dyskusjach. Bywali tam różni ludzie i wszyscy – o zgrozo – dyskutowali z licznie zgromadzoną publicznością. Po co komu taki teatr? Po co komu budowanie społeczeństwa obywatelskiego przez dyskusję?
Z wielkim ubolewaniem wyznam, że również teatry we Wrocławiu i w Warszawie zapraszają mnie czasem na debaty. Również tam jest interdyscyplinarnie, a zgromadzeni ludzie dyskutują. Na razie jednak tamtejsi radni żadnego teatru z tego powodu likwidować nie zamierzają. Zapewne we Wrocławiu i w Warszawie mają niski próg czujności albo też w Poznaniu rodzi się jakaś nowa, oryginalna tradycja, która polegać będzie na wytrzebieniu interdyscyplinarności i dyskusji wszędzie tam, gdzie one się pojawią. Może potrzebne są jakieś kontrole? Może warto by powołać jakiś urząd do spraw „czystości" teatrów, innych instytucji i życia publicznego w ogóle? Nie, żebym myślała o cenzurze, nie, nie, to już było, i ani PiS, ani Poznański Ruch Obywatelski z pewnością nie chcą powrotu tamtych czasów. Ale jakaś patriotyczna i obywatelska instytucja do spraw… powiedzmy „czystości i jedności", mogłaby się miastu przydać. Dlaczego nie? Jej hasłem mogłoby być „Pisarze do piór, aktorzy do teatrów, dyskutanci do dyskotek, interdyscyplinaryści do dyscypliny”. I byłoby naprawdę pięknie!
Poza samokrytyką chciałam jeszcze wrócić do tematu europrostytucji. Wiele osób było oburzonych moją insynuacją, że taka piękna i potrzebna miastom impreza może się wiązać z jakimiś nadużyciami wobec kobiet. Od jakiegoś czasu pojawiają się jednak w internecie ogłoszenia raczej niebudzące wątpliwości co do intencji, jak to (Szukam.pl): „Młode, atrakcyjne, przebojowe dziewczyny zatrudnię jako hostessy na okres ok. miesiąca. Praca dająca możliwość poznania ciekawych ludzi, a przy tym bardzo dobrze płatna (stawka na dzień od 50 do 220 euro ustalana indywidualnie). Praca w miastach gospodarzach mistrzostw Euro 2012 wymaga gotowości do wyjazdów, jak również podstawowej znajomości języka obcego, atrakcyjnego wyglądu, komunikatywności, uśmiechu. Wymagania są wysokie i NIESTANDARDOWE. Obowiązki również!
Czekamy na odpowiedzi od pań czytających ze zrozumieniem, zdecydowanych na takie zajęcie, zawierające opis swojej osoby, doświadczeń, zdjęcie sylwetki, dokładne wymiary, oraz numer telefon komórkowego". Być może jestem równie podejrzliwa jak radni PiS z Poznania i widzę szatana tam, gdzie jest normalne ogłoszenie o pracę. Być może jednak mam rację i na Euro wygramy przynajmniej w jednej dyscyplinie: liczbie ofert seksualnych dla kibiców każdej kategorii. Uważam, że trzeba o tym dyskutować. Najlepiej interdyscyplinarnie. Oczywiście, nie w teatrze. Bo go zlikwidują.
Cały felieton Magdaleny Środy można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika „Wprost".