W momencie uprowadzenia Wioletta B. miała ograniczone prawa rodzicielskie. Przez lata opiekunem prawnym dziecka była babcia, a gdy zmarła, Klaudią zajęła się jej ciotka, siostra oskarżonej. Matka wyjechała do Niemiec krótko po urodzeniu dziewczynki i - jak ustalił w poniedziałek sąd - miała z dzieckiem do czynienia tylko kilka razy do czasu uprowadzenia.
13 grudnia 2010 r. Wioletta B., która od lat mieszka w Niemczech, zabrała swoją 11-letnią wtedy córkę Klaudię spod szkoły w Niemodlinie. W tym czasie wyznaczony był już termin rozprawy, w którym sąd miał orzekać o przekazaniu opieki prawnej nad dzieckiem ciotce dziewczynki. Wyrok został wydany zaocznie, pod nieobecność oskarżonej. Sąd zdecydował się przeprowadzić przewód sądowy w trybie uproszczonym, uznając, że kobieta została o sprawie powiadomiona prawidłowo. "Wezwanie zostało przesłane do Niemiec, gdzie mieszka oskarżona. Oskarżona odebrała je osobiście" - wyjaśnił sędzia Piotr Wieczorek.
Sąd uznał winę Wioletty B. za bezsporną. Stwierdził, że uprowadzenie było zaplanowane, bo - jak zeznał jeden ze świadków, kuzynka oskarżonej - wcześniej Wioletta B. poprosiła o przesłanie jej zdjęcia dziecka, którego nie widziała kilka lat. Według ustaleń z procesu kobieta chciała mieć pewność, jak jej dziecko wygląda. Sędzia orzekający za okoliczność łagodzącą uznał, że dziecko podczas uprowadzenia nie doznało cierpień fizycznych ani psychicznych. Uzasadniając wyrok, zaznaczył jednak, że nie miało dla sądu znaczenia to, że Klaudia - dziś 13-letnia - powiedziała dobrowolnie, iż chce zostać ze swoją biologiczną matką. Zdaniem sędziego Wieczorka "nawet gdyby napisała, że chce zostać z Wiolettą B. na kartce, w obecności świadków" i tak nie miałoby to znaczenia, bo jest osobą małoletnią.
Sąd uznał, że krótkie wyjaśnienia Wioletty B. złożone przed prokuratorem w Niemczech w drodze pomocy prawnej świadczą o niewiedzy prawniczej i niezrozumieniu reguł prawnych. Wioletta B. nie przyznała się do winy i stwierdziła podczas przesłuchania, że od 2001 r. jest obywatelką Niemiec, tak jak wszystkie jej dzieci (oprócz Klaudii ma jeszcze dwójkę) i polski wymiar sprawiedliwości, jej zdaniem, nie powinien się sprawą zajmować. Sędzia Wieczorek zwrócił uwagę w uzasadnieniu, że obywatele obcych państw dopuszczający się przestępstw na terytorium innego państwa muszą za nie odpowiedzieć.
Zniknięcie dziecka było głośną sprawą na Opolszczyźnie. Ciocia Klaudii, by odzyskać dziecko, zaangażowała nawet biuro detektywistyczne Krzysztofa Rutkowskiego. Dziewczynki nie udało się jednak sprowadzić do Polski, nadal przebywa z matką w Niemczech. "Nie mam kontaktu z Klaudią od porwania, oprócz krótkiej rozmowy w święta dwa lata temu, tuż po uprowadzeniu" - powiedziała ciotka dziewczynki. W Niemczech odbyła się sprawa, którą wytoczyła Wioletcie B. jej ciocia Klaudii. Domagała się powrotu dziewczynki do Polski na podstawie Konwencji Haskiej. Niemiecki sąd uznał jednak, że nie ma podstaw, by dziecko odesłać do cioci. Uznał, że dziewczynka dobrze zintegrowała się ze swoją biologiczną matką i szkołą, i powinna zostać w Niemczech, bo w Niemodlinie nie miała zapewnionych należytych warunków bytowych.
Uzasadniając poniedziałkowy wyrok sędzia Piotr Wieczorek uznał argumenty niemieckiego sądu za "naciągane", bo podczas procesu niemiecka strona nie sprawdziła, w jakich warunkach była wychowywana Klaudia. W sprawie nie był też powołany kurator, bo sąd nie miał do dyspozycji takiej osoby mówiącej w języku polskim. Wyrok jest nieprawomocny. Ciotka dziewczynki powiedziała PAP że nie wie, czy będzie jeszcze próbowała odzyskać dziecko.
eb, pap