"Niesprawiedliwe, bolesne dla nas wszystkich słowa prezydenta Stanów Zjednoczonych o >polskim obozie śmierci< w moim przekonaniu nie odzwierciedlają ani poglądów, ani zamysłów naszego amerykańskiego przyjaciela. Świadczył o tym szerszy kontekst; wydarzenie, jakim było przyznanie pośmiertnie najwyższego cywilnego odznaczenia amerykańskiego Janowi Karskiemu.
Dobrze wiemy przecież, że Jan Karski, a właściwie Jan Kozielewski, był wysłannikiem polskiego państwa podziemnego - był więc częścią polskich starań, polskich działań na rzecz wstrząśnięcia sercami i umysłami ówczesnego świata ludzi wolnych, świata Zachodu. Wstrząśnięcia wobec zagłady Żydów w Europie i Żydów na ziemiach polskich, w obliczu zagłady żydowskiej dokonywanej przez okupanta hitlerowskiego na polskich ziemiach okupowanych.
Dlatego tę amerykańską inicjatywę - mam na myśli wolę odznaczenia Karskiego pośmiertnie - cenimy sobie w Polsce bardzo, cenimy sobie jako kolejny krok ku poznaniu i ku pełnemu opowiedzeniu naszej polskiej historii o tamtych strasznych czasach, opowiedzeniu również historii zagłady Żydów na naszych polskich ziemiach, wtedy okupowanych przez niemieckiego najeźdźcę.
Padło w dniu dzisiejszym już wiele słów w tej sprawie. Miały miejsce liczne oświadczenia, komentarze. W moim przekonaniu niektóre z tych wypowiedzi są ewidentnie skierowane raczej do polskiej opinii publicznej niż amerykańskiej. W moim przekonaniu w niektórych z nich można odnaleźć nawet ślady nieomal bezpośredniego zaangażowania w rozpoczynającą się już kampanię wyborczą w Stanach zjednoczonych. Trzeba więc zrozumieć, trzeba więc większego zrozumienia faktu, że sami sobie - my tu, w Polsce - nie mamy do czego przekonywać. Bo w Polsce wiemy dobrze, że ten termin +polskie obozy śmierci+ czy +polskie obozy zagłady+ jest tak samo bolesny dla nas i niesprawiedliwy, co po prostu nieprawdziwy.
Należy przekonywać tych, którzy takich terminów w dalszym ciągu używają. Należy przekonywać i podejmować działania wymierzone w stronę tych, z którymi nasze życie pozwoliło zbudować jakieś bliższe relacje, w różnych obszarach: w kulturze, w nauce, w biznesie, w mediach - także w polityce. Dlatego napisałem dzisiaj rano i przesłałem osobisty list do prezydenta Obamy. Jestem przekonany, że każda pomyłka, że każdy błąd jest do naprawienia, jeśli zostanie odpowiednio przemyślany. Jestem przekonany, że każdy rozpoznany i przemyślany błąd może nas nawzajem do siebie zbliżać. I odwrotnie: to, co jest naznaczone tylko i wyłącznie bólem i żalem, pretensjami, na ogół ludzi od siebie oddala, a razem możemy zrobić bardzo wiele. Możemy także zmniejszyć ryzyko na przyszłość - pojawienia się tego rodzaju, bolesnych dla nas terminów, określeń, niemających nic wspólnego z prawdą, ale budujących współczesną opinię, nie tylko o historycznej, ale też o współczesnej Polsce. Wysłałem list, liczę na to, że - nie licytując się na ostrość sformułowań - list ten spowoduje odpowiedni efekt, liczę na wspólne poprawienie tego nieszczęsnego błędu.
Dziękuję bardzo."