O zaprosiny do Ameryki zabiegał sam pakistański prezydent Asif Ali Zardari. Jego rodacy od lat wytykają mu uległość wobec Amerykanów. Odpiera zarzuty, twierdząc, że przyjaźń z Zachodem Pakistanowi się opłaca. Gdyby jednak zachodni przywódcy pominęli go rozsyłając zaproszenia do Chicago, Pakistańczycy utwierdziliby się tylko w przekonaniu, że Amerykanie mają Zardariego za chłopca na posyłki. Za pośrednictwem zaprzyjaźnionej Turcji dał Amerykanom do zrozumienia, że w Chicago ogłosi koniec trwającej od listopada blokady szlaków komunikacyjnych dla ciężarówek z zaopatrzeniem dla zachodnich wojsk w Afganistanie. Prezydent USA Barack Obama i NATO uznali, że gest Pakistańczyka znakomicie uświetni szczyt. Zardari jednak przyjechał z pustymi rękami. Pakistan nie tylko nie zniósł blokady, ale zażądał, by za każdą ciężarówkę Amerykanie płacili nie - jak dotychczas - 250 dolarów, ale 5 tys. dolarów myta.
Dodatkowo zażądał też, by amerykański prezydent osobiście przeprosił Pakistan za pomyłkowe zbombardowanie w listopadzie dwóch pakistańskich posterunków granicznych i zabicie prawie 30 żołnierzy. Zardari domagał się, by Amerykanie w ogóle zaprzestali trwających od pięciu lat bombardowań pakistańskiego pogranicza, gdzie ukrywają się afgańscy partyzanci.
Rozwścieczony prezydent USA, a także sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen odmówili spotkania z Zardarim. Obama celowo pominął Pakistan dziękując sojusznikom za pomoc w afgańskiej wojnie. Ledwie skończyła się narada w Chicago, a amerykańskie bezzałogowe samoloty zwiadowcze ze zdwojoną siłą zaczęły bombardować pakistańskie pogranicze. Upokorzony Zardari wrócił do Islamabadu, a w tym tygodniu podróż do USA na zaproszenie szefa CIA Davida Petraeusa odwołał szef pakistańskiego wywiadu wojskowego ISI gen. Zahir-ul Islam. Zwieńczeniem licytacji nieprzyjaznych gestów stało się skazanie w Pakistanie na 33 lata więzienia lekarza, który w ub. roku doprowadził Amerykanów do ukrywającego się Osamy Ben Ladena.
Amerykański znawca Afganistanu i Pakistanu Bruce Riedel przestrzega, że publiczne upokorzenie Zardariego w Chicago może się źle skończyć dla Amerykanów. "Zardari jest bardzo wyczulony na punkcie swojej dumy – powiedział Riedel Reutersowi. – Do tej pory był nam bardzo pomocny i robił to, o co go poprosiliśmy. Trzeba mieć nadzieję, że wizyta w Chicago go do tego nie zniechęci".
Sekretarz obrony USA Leon Panetta zapowiada, że Amerykanie nie zamierzają płacić absurdalnie wysokich opłat za przejazd z zaopatrzeniem przez Pakistan. Tym bardziej, że od 2001 r. USA i tak udzieliły Islamabadowi ponad 20 mld dolarów pomocy. Obama nie zamierza też przepraszać Pakistańczyków za listopadowy incydent. Gotów był to zrobić, ale zamiast Pakistańczyków musiał przepraszać w grudniu Afgańczyków, gdy w przypływie szału amerykański żołnierz wymordował pod Kandaharem kilkunastu wieśniaków. Doradcy przekonali Obamę, że nadmiar przeprosin zaszkodzi mu w staraniach o reelekcję.
Ale wybory czekają też Zardariego. Na początku 2013 r. jego Partia Ludowa, którą odziedziczył po żonie Benazir Bhutto, zamordowanej w zamachu w 2007 r., będzie walczyła o zachowanie władzy. Wobec powszechnej w Pakistanie wrogości wobec USA, poparcie wyborców najłatwiej zapewni Zardariemu bezwzględne targowanie się z Amerykanami o wszystko. Na potrzeby swojej kampanii wyborczej Pakistańczycy mogą przeciągnąć targi z Amerykanami nawet do przyszłego roku.
Zachód nie potrzebuje już pakistańskich szlaków, by zaopatrywać wojska w Afganistanie, ale by w przyszłym roku zacząć wywozić stamtąd wszystko, co nagromadził w nim przez dziesięć lat wojny. W amerykańskich bazach wojskowych w Bagram, Kandaharze czy Szindandzie wyrosły prawdziwe żołnierskie metropolie. Dowódca amerykańskich wojsk logistycznych gen. William Fraser przyznał w lutym w czasie przesłuchań w Senacie, że do sprawnej ewakuacji zachodnich wojsk w 2014 r. pakistańskie drogi i port w Karaczi będą niezbędne. Jednak mimo nieufności i wzajemnych pretensji, Amerykanie i Pakistańczycy pilnują, by nie zrobić czegoś, co mogłoby ostatecznie zerwać ich przymierze, na które są skazani. Pośród dyplomatycznych burz i politycznych grzmotów, Pentagon podał w piątek, że na prośbę Islamabadu do dowództwa pakistańskich wojsk z pogranicza wysłanych zostało 2 amerykańskich oficerów łącznikowych, którzy mają koordynować działania wojsk USA i Pakistanu po obu stronach pakistańsko-afgańskiej granicy.
Tego samego dnia adwokaci dra Shakila Afridiego, skazanego na 33 lata za współpracę z CIA, wnieśli apelację od wyroku. Zdaniem pakistańskich komentatorów lekarz specjalnie został skazany przez plemienny sąd, posługujący się XIX-wiecznym prawem, by w razie potrzeby sąd wyższej rangi mógł podważyć wyrok i uwolnić doktora, wytargowując wcześniej jakieś ustępstwa od Amerykanów.
eb, pap